Ostatni post, jaki opublikowałam w „Pogotowiu jeździeckim”,
był na temat caplowania koni. O tym jak oduczyć zwierzę tego fatalnego nawyku.
Jak pracować z wierzchowcem, by nie skracał kroku, gdy nie radzi sobie z
wykonaniem poleconego zadania. By nie unikał cięższej i bardziej wydajnej pracy
w stępie i nie przechodził samowolnie w kłus. Postanowiłam poruszyć ten
problem, ponieważ razem z Leszkiem zmagamy się z nim, pracując z Birką. Capluje
ona przede wszystkim wówczas, gdy schodzi z niewielkiej nawet górki. Nie
potrafi zejść z niej stawiając długie spokojne kroki. Nie potrafi „przysiąść”
wówczas na zadzie i „utrzymać tam większości swojego ciężaru”. Wyobraźcie
sobie, że koń jest wypełniony piaskiem. Żeby mógł on swobodnie pracować w
każdym terenie, konieczne jest równomierne rozłożenie tego piasku na każdą jego
kończynę. Im trudniejsze zadanie ma zwierzę do wykonania, tym więcej piasku
powinno się znaleźć w tylnych kończynach. Jednak zawsze po równo na lewej i
prawej stronie zwierzęcia. By utrzymać gros piasku w tylnej części, koń musi
maszerować tylnymi kończynami jak najgłębiej pod swoją kłodą. Dzięki temu
obniży nieco zad. Będzie to wszystko możliwe, gdy wierzchowiec będzie stawiał
tylnymi nogami długie, energiczne kroki. (zob. JAZDA Z GÓRKI). Gdy Birka schodzi z górki „większość
piasku przesypuje jej się na przód ciała”. Tracąc w ten sposób równowagę, klacz
zwiększa tempo do kłusa, by ratować się przed upadkiem. Była ona na pewno w
takich sytuacjach zatrzymywana poprzez zaciągnięte wodze. Mimo, że Leszek nie
pracuje w ten sposób wodzami, Birka na pamięć przybiera postawę do walki z
rękami człowieka. Zadziera wysoko głowę i usztywnia szyję. Za wszelką cenę
próbuje zahaczyć się mordą przynajmniej o jedną wodzę. Zaczyna caplować, by
zwiększyć swoje szanse na zwycięstwo w przepychance z jeźdźcem. Oprócz sygnałów
ciałem i biodrami, „proszących” Birkę o stawianie długich kroków, Leszek nie
może dopuścić do owego zahaczenia się klaczy mordą o wodzę. Nie może sobie
pozwolić na „kontakt” z podopieczną przypominający przeciąganie liny. Szybkimi
i krótkimi szarpnięciami daje klaczy znak, że nie chce z nią walczyć na
wodzach. Gdy koń zrozumie informację, opuszcza głowę i szyję, chowając się za
wędzidłem. Leszek stara się wówczas utrzymać obie w identycznym napięciu. Bez
względu na to, co się dzieje z szyją klaczy, przytrzymuje wodze tak, jakby
lekko naciągał bardzo delikatną gumkę. Nie używa ich, gdy chce poprosić klacz o
zwolnienie tempa. Robi to wyłącznie z dosiadu, czyli pracując ciałem (zob. JEŹDZIĆ "OD DOSIADU"). Chcemy
nauczyć Birkę, że z tym jeźdźcem na grzbiecie nie musi obawiać się wędzidła,
wodzy i ludzkich rąk. Chcemy oduczyć ją walki na wodzach. Nie jest to wszystko
łatwe. Birka im bardziej jest zmęczona, tym częściej capluje. Jest to wówczas
„ucieczka” słabego jej zadu przed ciężką pracą. Głęboko zakodowane, złe nawyki
klaczy, bardzo często się ponownie pojawiają. Utrudniają one jeźdźcowi
panowanie nad swoimi ciałem i odruchami. Leszek ma duży problem, by nie
zablokować swoich bioder, gdy klacz zaczyna caplować, by pozostawić je
rozluźnianymi, sugerując w ten sposób podopiecznej rozluźnienie swoich bioder.
Luźne biodra jeźdźca to także „polecenie” dla konia powrotu do marszu opartego
na długich, spokojnych krokach. Trudne do opanowania przez jeźdźca jest
zapanowanie i wyregulowanie ruchu swoich bioder. Gdy koń zaczyna stawiać drobne
i szybkie kroczki poprzedzające caplowanie, Leszek podąża ciałem, huśtając się
w ich takt. Huśta biodrami coraz szybciej i na coraz „krótszym odcinku”. Nieprawdą
jest, że jeździec powinien dopasować się do ruchu konia. To wierzchowiec powinien
iść w rytm narzucony przez człowieka. W stępie, galopie i kłusie ćwiczebnym,
nasze łydki „proszą” zwierzę: „huśtaj moimi biodrami”, ale to te biodra mówią w
jakim tempie i rytmie chcą się poruszać. Dzięki temu egzekwujemy od
podopiecznego wydłużenie albo skrócenie kroku. Podczas kłusa anglezowanego
łydki jeźdźca „proszą” konia „podrzucaj mnie” ale regulując tempo wstawania i
przysiadania w siodło, nadajemy rytm końskim krokom. Dlatego, gdy „pojazd”
zaczyna przyspieszać, biodra jeźdźca nie powinny dać się ponieść. Pomaga w tym
wyobraźnia, w której można „wystukiwać” sobie rytm. Pomagają myśli: „ja nie
jadę szybciej”, „ja zostaję póki nie powrócisz do wcześniejszego rytmu”. Pomoce
skupiające - szybkie i krótkie sygnały wodzami, sugerujące klepnięcie zwierzę w
pierś, ułatwią jeźdźcowi utrzymanie równego rytmu bioder albo ponowne
wyregulowanie go.
Inspiracją do powstania tego bloga była korespondencja z czytelniczką innego, o tytule "Pogotowie jeździeckie". Oba blogi są ze sobą tematycznie powiązane. Próbuje w nich przybliżyć sposób pracy z końmi oparty na zrozumieniu i partnerstwie. Na tym blogu są opowiedziane historie kilku koni. Publikuję owe historie za zgodą właścicieli tych koni.
piątek, 25 lipca 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz