czwartek, 20 listopada 2014

POWRACAJĄCY BUNT BIRKI


Dawno nie pisałam o Leszku i jego klaczy-Birce. Przez ten czas para ta zrobiła ogromne postępy. Leszek ma zdecydowanie lepszą pozycję w siodle. Prawidłowo ułożone nogi dają mu stabilną podstawę do utrzymania w równowadze całego ciała. Od początku naszej pracy, prawidłowe ułożenie nóg było dla Leszka mniejszym problemem, niż wyprostowanie, „naciąganie” w górę torsu. Nastawiony na walkę ze swoim wierzchowcem, miał on ciało spięte i przykurczone w ramionach oraz w okolicach żołądka (zob.
PRZYKURCZONE CIAŁO JEŹDŹCA). Dzięki temu, że Leszek nauczył się utrzymywać równowagę na wyraźnie opartych o podłoże-strzemiona nogach, reszta ciała zaczęła stopniowo rozluźniać się. Ogromny wpływ na „wyluzowanie się” Leszka miało to, że Birka z treningu na trening coraz bardziej się wyciszała, skupiała na jeźdźcu i odpowiadała na jego polecenia, zamiast z nimi walczyć. „Namówiony” do współpracy wierzchowiec coraz rzadziej przyjmował postawę gotową do walki, co umożliwiło Leszkowi rozluźnienie ramion, rozkurczenie „ściśniętego” żołądka oraz przyjęcie wyprostowanej i aktywnej postawy torsu. Para ta, na tyle zaczęła się „dogadywać”, że mogą pracować bez „ograniczeń terytorialnych” (pierwszy post). Możemy prowadzić jazdy na całym otwartym placu treningowym, a Leszek „zaliczył” ze swoją podopieczną już kilka samodzielnych spacerów w teren. Zachowanie klaczy w terenie znam tylko z opowieści Leszka. Wynika z nich, że zwierzę podczas całej trasy „znajduje” parę punktów na niej, w których „postanawia” zbuntować się i postawić na swoim. W tych miejscach zaczyna się swoista walka między parą i powrót złych nawyków u każdego z nich. Bunt i walka zdarzają się w momencie, gdy klacz spodziewa się sygnału prowadzącego w stronę „domu”. Problem polega na tym, że klacz zaczyna walkę wówczas, gdy sygnały nie prowadzą w oczekiwana stronę, ale również wówczas, gdy tam prowadzą. „Poproszona” sygnałami o obranie kierunku sugerującego powrót ze spaceru, Birka próbuje narzucić własne tempo, w którym chciałaby dotrzeć do stajni. Tempo zdecydowanie zbyt szybkie dla jeźdźca. Leszek łapie wówczas za wodze, zaciąga je i trzyma. Klacz zaczyna walczyć z wodzami, zadziera głowę, usztywnia szyję i blokuje możliwość jej zgięcia. Przy tych przytrzymanych wodzach, jeździec próbuje pukającymi łydkami zapanować nad ciałem konia, które rozpycha się i ucieka na boki, a gdy to nie skutkuje, zwierzę zaczyna się cofać. Takie walczące ruchy Birki są na tyle rozpaczliwe i zdeterminowane, że ona sama nie panuje nad chwiejącym się własnym ciałem i grożą upadkiem pary. Nawet, gdy klacz uspokoi na chwilę swoje bojowe zapędy, Leszkowi trudno zdecydować się na odpuszczenie wodzy, ponieważ Birka natychmiast wykorzysta sytuację, by pogalopować do stajni. Trzymając więc wodze i pracując łydkami, by wymusić jednak ruch konia do przodu, Leszek doprowadza do sytuacji, w której klacz zaczyna caplować. Birka, mając z przodu boleśnie uciskające wędzidło, a po bokach łydki, które na pewno kiedyś uzbrajane były w ostrogi (co mocno utkwiło w jej pamięci), może tylko „odświeżyć” stare nawyki i walczyć. Błędne koło.

Taki koń jak Birka, próbujący narzucić swój pomysł na jazdę i swój punkt widzenia na tempo marszu, musi nauczyć się respektować sygnał „wysyłany” przez jeźdźca, mówiący: „nie”, „nie wolno”. Na tak zbuntowanym zwierzęciu, w kryzysowych sytuacjach najpierw należy wyraźnie zażądać od niego, by czegoś nie robił, zanim mu „powie się”, co ma robić dalej. W przypadku Birki informacja musi brzmieć: „nie przyspieszaj, nie wyrywaj się do przodu”, „nie szarp za wodze szukając zaczepki”. Sygnały te, to krótkie, powtarzane, ale bardzo mocne szarpnięcia wodzami. Jednak najważniejsze przy tych sygnałach są momenty oddania rąk do przodu, po szarpnięciu i przed jego powtórzeniem. Te przerwy z oddanymi wodzami, to czas dla konia, by przemyślał znaczenie polecenia i podjął decyzję, czy być mu posłusznym. Jest to czas dla jeźdźca, podczas którego powinien wyczuć czy zwierzę zamierza nadal walczyć, czy jednak postanowił nawiązać „dialog” z opiekunem. Ten czas jest informacją od jeźdźca mówiącą: „próbuję Ci zaufać. Zaufać, że podejmiesz właściwą decyzję i nie podejmiesz następnej próby wdrażania samowolnych decyzji”. Zbuntowany (jak i nie zbuntowany) koń posłucha sygnału i wykona polecenie podczas takich właśnie przerw między sygnałami, bo to jest czas na jego odpowiedź, bo wówczas dajecie mu szansę na udzielenie odpowiedzi. Z nieustannie zaciągniętymi wodzami, zadającymi koniowi ból, takiej szansy mu nie dacie. Tak „naprowadzony” na właściwa drogę koń, gotowy jest do zrozumienia, przyswojenia i wykonania innych poleceń przekazywanych przez jeźdźca.

Leszek musiał wykrzesać z siebie sporo samozaparcia i zaufania, że takie działanie przyniesie efekt, by odpuszczać wodze. Nie działał łydkami, nie blokował bocznych ucieczek Birki, ani jej cofania. Nie odpowiadał zaciąganiem wodzy na usztywnioną szyję i podniesioną głowę klaczy. Nie pozwolił na to, by udało jej się „zahaczyć” mordą o którakolwiek z wodzy. Powtarzał uparcie szarpnięcia wodzami, odpuszczał i czekał. Powtarzał szarpnięcia, gdy wyczuwał u klaczy chęć ponowienia niebezpiecznych ruchów. Gdy klacz „zdziwiona” brakiem woli walki jeźdźca wyciszała się i zatrzymywała, Leszek podejmował próby „poprowadzenia” klaczy we właściwym kierunku pod swoje „dyktando”. Kiedy klacz po takiej „sesji” „podejmowała” słuszną decyzję o zaniechaniu kolejnych prób buntu, prowadzenie jej dalej delikatnymi i subtelnymi pomocami, nie sprawiało Leszkowi żadnych trudności. Nie oznacza to jednak, że Birka od czasu do czasu nie buntuje się ponownie. Jednak Leszek, wiedząc jak w takich sytuacjach z nią „rozmawiać”, nie dopuszcza do rozbudzania złych nawyków opartych na nieustannej walce.



piątek, 7 listopada 2014

SPORO PROBLEMÓW



22 października 2014 
Cześć, Wróciliśmy właśnie od koników (trenuję je razem z moim partnerem). Dzisiejsze obserwacje. Nugat. Zastosowałam technikę pukania bacikiem w tylną nogę i zadziałało! Konik szedł krok w krok obok mnie. Nie przyspieszał, ani nie zwalniał, linka była praktycznie luźna Twoja rada sprawdziła się w 100% Bardzo dziękuję Udało mi się nawet nakłonić go do kłusa. Gorzej ma się z lonżowaniem. Tu klapa. Ale o tym za chwilę. Ozzy. Tu też jest progres. Dawał się prowadzić, praktycznie nie stawał. Nie udało się go jednak nakłonić do kłusa. Nie lubi, kiedy przyprowadza się go do miejsca, które kojarzy z siodłaniem i tam zaczyna się irytować. Czy należy w tym miejscu robić z nim może coś, co zacznie kojarzyć pozytywnie? Teraz parę słów o lonżowaniu. Zaczęliśmy od Ozzy'ego. Początkowo szedł leniwym kłusem. Potem zaczął stawać. Cmokała, popędzałam bacikiem, ale Ozzy zaczął obracać się do mnie przodem i nie dawał mi podejść tak, żeby umożliwić lonżowanie. Pilnował, żeby być przodem do mnie. Z Nugatem poszło trochę lepiej, ale bardzo ciągnął lonżę, czyli tak jakby chciał jak najbardziej się ode mnie odsunąć. On też stawał na wprost mnie i uparcie do mnie podchodził. Starałam się stawać w okolicach "godziny 4", czyli ciut za zadem mniej więcej, ale koniki jakoś nie rozumiały moich intencji. Po ćwiczeniach zabraliśmy je na uwiązach na pobliską łąkę na popas. Szły dość ładnie. Pogoda na szczęście dziś nas oszczędziła i nie padało. Może i jutro nie będzie źle i będziemy pracować dalej. Pozdrawiam ciepło. Ania

Pomyliłam się - Ozzy podczas lonżowania szedł leniwym STĘPEM oczywiście, a nie kłusem



22 października 2014
Nie śpieszcie się. Jeżeli konie stawiają jakiś opór (ale nie taki fizyczny), dajcie im trochę czasu. Jeżeli Ozzy nie chce kłusować, dajcie mu nabrać kondycji w energicznym stępie. Stawiajcie, w pracy z wałaszkami,”małe kroczki”. Niech Ozzy, gdy da się namówić już na zakłusowanie, przebiegnie na początek dwa-trzy kroki i przejdzie do stępa. Wydaje mi się, że nie ma sensu zmieniać miejsca siodłania. Ozzy nie lubi siodła, a nie tego miejsca. Zrób inaczej. Zrób tak, by przestał źle siodło kojarzyć. Po pracy bez siodła, osiodłaj go w tym samym miejscu co zawsze i zaraz zdejmij siodło. Daj nagrodę. Gdy przestanie złościć się na samo siodłanie, przejdź z osiodłanym Ozzy'im parę kroków i wróć na miejsce, żeby go rozsiodłać. Pracuj, wprowadzając co jakiś czas niewielkie zmiany, aż dojdziecie do etapu, gdy bez złości konik przepracuje cały trening z siodłem na jego grzbiecie. Potem "dodajcie” jeźdźca. Też bardzo stopniowo. Niech jeździec na początek wsiądzie i zaraz zsiądzie. I znowu, gdy Ozzy odpowie pozytywnie, bez złości na jeźdźca, zacznijcie chodzenie z jeźdźcem. Najpierw dwa-trzy kroki, potem jeździec zsiada i zdejmuje siodło. Tempo pracy, długość kolejnych etapów i stopień trudności jaki chcesz na danym treningu zafundować Ozzy'emu, musisz intuicyjnie dobrać sama. Jak będzie Ci się wydawało, że nie idzie najlepiej, cofnij się znowu na chwilę, o krok.

Teraz, jeśli chodzi o lonżę, to nie dziwię się takiej reakcji wałaszków. One nie rozumieją Twoich sygnałów, nie wiedzą, że chcesz by biegały wokół Ciebie. A ponieważ nie boją się ani Ciebie, ani bata, nie uciekają od niego i chcą do Ciebie podejść. Często, właśnie bazując na strachu koni przed batem, ludzie "uczą" ich biegania w kółko. Musicie nauczyć je zrozumieć lonżę, pracując we dwójkę, razem z partnerem. Jedno z Was stoi na środku jako lonżujący, druga osoba chodzi w kółko razem z koniem. Cała zabawa polega na zgraniu Waszych sygnałów. Jeżeli osoba idąca z koniem podgania go bacikiem, to w tym samym czasie osoba lonżująca musi dać sygnał podganiający batem do lonżowania. Poziome machnięcia, które w ogóle nie muszą konia dotknąć. Jeżeli sygnałem głosowym "prosisz" konia o zatrzymanie, partner musi dać znać zwierzęciu, lekko podszarpując wodze. Uczcie je zatrzymywać się na kole. Zmianę kierunku róbcie podchodząc do konia. Jeżeli przy zmianie kierunku będziecie oczekiwać od zwierzęcia wejścia do środka i podchodzenia do lonżującego, spotęgujecie już istniejący problem.

Przy Nugacie trzeba dodać dwa sygnały: lonżą albo osoba idąca koło niego-wodzami, krótkie szarpnięcia, których "treścią" powinna być informacja: "nie ciągnij" . Do tego bacikiem ujeżdżeniowy trzeba klepnąć go w zad "mówiąc" mu w ten sposób: "przestaw trochę zad na zewnątrz". Osoba lonżująca musi w tym czasie machnąć batem tak, jakby chciała jego zad odgonić. Osoba lonżująca powinna też patrzeć na tą część ciała konia, której dotyczy sygnał. Koń podczas pracy nie zawsze chodzi równo, Wyobraź sobie, że przód konia to lokomotywa, a tył wagonik. Powinny one jechać po tym samym torze, żeby wszystko grało. U Nugata lokomotywa jedzie po zewnętrznym torze, a wagonik po wewnętrznym. To powoduje, że zwierzę nie ma równowagi. Wisząc na lonży, "ratuje" się przed "wykolejeniem". Sygnały, które opisałam, mają "uświadomić" "pociągowi", że musi przestawić lokomotywę i wagonik na wspólny środkowy tor. Olga

23 października 2014
Czwartek: Dziś ćwiczyliśmy krótko, bo straszny ziąb. Nugatek chodzi już ładnie w moim rytmie, na sygnał kłusuje przy mnie. Ozzy na razie chodzi posłusznie i nie zatrzymuje się, ale nie udało się jeszcze z nim zakłusować. Wszystko przed nami! Prowokowaliśmy je także do cofania za pomocą delikatnych ruchów linki - Nugatek od razu załapał. Udało się także w drugą stronę. Kiedy odsuwałam się od niego i zachęcałam, żeby przychodził, robił to od razu. Ozzy trochę oporniej - przychodził do mnie, ale gorzej z cofaniem.

24 października 2014
Piątek: Nugat idzie świetnie, na sygnał rusza w kłus. Ozzy idzie bardzo dobrze, raz nawet poszedł w kłus, za co został pochwalony i potem już nie chciał. Dziś idziemy z nimi na nowe pastwisko, bo żarłoki jedzą jak szalone. Miłego dnia!

25 października 2014
Sobota: dziś zaprowadziliśmy hucułki na nowe pastwisko. Popasły się kilka godzin i brzuchy konkretnie im urosły Obserwacje koników: Nugatek w ręku chodzi w trzech chodach , Ozzy stępem chodzi ładnie, z kłusem marnie, Chodziliśmy dziś z Ozzym na lonży z towarzyszem przy mordce i grzecznie chodził - oczywiście stępem. Pozdrawiam ciepło!

26 października 2014
Cześć, Dzisiaj zrobiłam eksperyment. Na początku zrobiliśmy dwa kółka w stępie w ręku. Potem założyliśmy siodło i dwa kółka w ręku. Zdjęliśmy siodło i puściliśmy go na 10 minut wolno. Potemi wsiadłam na osiodłanego Ozzyego. Nie był zachwycony i trochę się buntował. Bardzo trudno było go utrzymać w stępie, rwał się do kłusa. Rzucał głową i chciał decydować dokąd pójdzie. Stawiałam na swoim i raz stanął dęba (ale niegroźnie) i raz, czy dwa "walnął z zadu" (też bez przekonania). Były momenty spokojne, ale generalnie zachwytu nie było. Okazuje się, że kłusuje bez problemu i nie widać oznak problemów z oddychaniem. Zdecydowanie nie podoba mu się jeździec na grzbiecie, ot co. Sukcesem jest to, że praktycznie się nie zatrzymywał i nie zapierał. Chodził na delikatną łydkę. I raczej rwał do przodu. Z oboma pracowaliśmy też na lonży z osobą dodatkowo idącą koło konika. Tu przyjdzie jeszcze popracować. Jutro spróbuję nagrać coś próbę zakłusowania z ziemi. Z jeźdźcem, tak jak mówiłam, nie ma problemu Pozdrawiam ciepło. 

Ania


26 października 2014
Jeżeli Ozzy podczas pracy z ręki, na sygnał od bacika nie reaguje, za to rwie się do kłusa z człowiekiem na grzbiecie, to niestety oznacza to, że ucieka od jeźdźca, a nie reaguje na łydkę. On ma nadzieję, że przyspieszając ucieknie od jeźdźca. Pracuj z ziemi nad kłusem, za to w siodle utrzymaj go w stępie. Inaczej będzie Ozzy zgadywał ruchy, zamiast uczyć się sygnałów. Mam wrażenie, że on przede wszystkim nie może zrozumieć konieczności skupienia się na człowieku i nawiązania z nim kontaktu. Tak wnioskuje z tego co piszesz ale mogę się mylić. Nie obserwuję go tak jak Ty. Wydaje mi się, że Ozzy próbuje głównie pozbyć się "intruza" albo "odbębnić robotę". Ale to nie jego wina. Nikt go wcześniej nie uczył skupiania się. Potrzebuje jednak dużo czasu, Waszej cierpliwości, zrozumienia i konsekwencji. Jak możesz to nagraj też zakłusowanie z jeźdźcem. Czy potrafisz, siedząc w siodle, zwalniać tempo konia i go zatrzymywać nie używając wodzy jako hamulca? Pozdrawiam
Olga


sobota, 1 listopada 2014

PIERWSZE ĆWICZENIA Z ZIEMI


Przeczytaj: "Dwa wałaszki"

21 października 2014
Cześć. Przeczytałam twój list z wielkim zainteresowaniem. Kiedy to czytam, wszystko wydaje się takie proste i logiczne, ale sama bym na to nie wpadła. Właśnie idziemy do koni i będziemy wdrażać ćwiczenia w życie. Wczoraj uczyliśmy je dotyku i ustępowania na nacisk. Wszystko przebiegało bardzo spokojnie. Prowadziliśmy je po terenie, na którym ustawiliśmy pachołki i ćwiczyliśmy podążanie za nami. Mieliśmy problem z utrzymaniem rytmu, o czym pisałaś. Nie używaliśmy bacika, ale teraz wiem, jak to zrobić prawidłowo. Z uwagą przeczytam artykuły, które mi poleciłaś. Do usłyszenia! 
Ania

21 października 2014
Pamiętaj, że można być łagodnym, ale konsekwentnym i stanowczym. Jedno z drugim można bardzo zgrabnie połączyć. I kolejna rzecz bardzo ważna: koń nie powinien chodzić za Tobą tylko obok. Nie popracujesz z ziemi ze zwierzęciem "ciągnącym się" za Tobą. Nie nadasz rytmu, nie wskażesz dokładnej ścieżki, po której ma się poruszać, nie wyczujesz jego krzywizn ciała i prób rozpychania się. Do tego, koń idący obok Ciebie, będzie lepiej pracował pod siodłem. I znowu posłużę się moim postem: KOŃ PRZED JEŹDŹCEM


Następna ważna sprawa. Koń nie powinien reagować na nacisk i ustępować od niego. Z czasem wpoi sobie, że nie musi się wysilać i stawiać samodzielnie kroki, bo Ty uciskają go próbujesz go przesunąć albo wręcz przesuwasz. Przy tym zwierzę odruchowo zacznie napierać spiętymi mięśniami, a potem całym ciałem na uciskający go „sygnał’. Im trudniejsze będzie miał wierzchowiec zadanie, tym bardziej zacznie się opierać i nauczy się walczyć z naciskiem. Wyobraź sobie, że ktoś nieustannie uciska Cię pięścią np.: w brzuch, chcąc byś się cofnęła. Kiedy ucisk zacznie Cię irytować, napniesz mięśnie brzucha, żeby nacisk był mniej bolesny. Potem zaczniesz napierać na pięść i przesuwać się do przodu, mając nadzieję zwalczyć nacisk. Koń powinien ustępować od sygnału-prośby i przesunąć się w odpowiedzi na nią. Powinien zareagować w zasadzie w momencie, gdy przestał sygnał działać. Powinien przesunąć się, bo go zrozumiał i jest chętny, by Cię posłuchać. Te sygnały powinny (tak jak pisałam) przypominać podszczypywanie. Tylko żeby konik zrozumiał, że nie chodzi o przyspieszenie, pukający w jego bok bacik powinien działać w konfiguracji z lekkimi sygnałami dawanymi wodzami, mówiącymi: "nie przyspieszaj". (zob. RUCH W BOK KONIA-USTAWIENIE Z ZIEMI, JAK PRACOWAĆ Z EVITĄ Z ZIEMI
Olga


21 października 2014
Dziś ćwiczyliśmy z wałaszkami chodzenie. Ozzy (ten stający osiołek ;)) dobrze zareagował na punktujący bacik. Z kolei Nugatek, który jest teoretycznie mniej uparty, bardzo spowalnia tempo (każe się ciągnąć) i mam wrażenie, że przy użyciu bacika raczej się cofa i staje, niż przyspiesza. Może robiłam coś źle. Na sam koniec poszliśmy na pastwisko i trochę je popaśliśmy. Następnie moja córka wsiadła na Nugatka i wtedy zdecydowanie przyspieszył, kiedy go prowadziłam. Miałam z kolei problemy z powstrzymaniem tempa, ale było zdecydowanie łatwiej, niż przy próbie przyspieszenia bez niej. Potem Emilka wsiadła na Ozzy’iego, który z kolei szedł z jeźdźcem dużo oporniej. Będziemy pracować dalej i dawać znać o postępach. Mam jeszcze pytanie: Co jeśli konik zaczyna się ewidentnie złościć podczas ćwiczenia i kopać przednią nogą i rzucać łebkiem? Nie przerywać go, czy przeciwnie, najpierw go wyciszyć i dopiero wtedy kontynuować? Próby kontynuowania ćwiczenia powodowały narastanie złości konia. 
Ania


21 października 2014
Jeśli chodzi o ćwiczenia, to Ozzy intuicyjnie odpowiedział dobrze na bacik, albo się domyślił. Tak, czy siak należała mu się nagroda. Zadziała wówczas pozytywne kojarzenie, dzięki niemu szybko nauczy się znaczenia sygnału. Oba jeszcze nie rozumieją tego znaczenia, a Nugatek jest widocznie typem, który musi coś zrozumieć, żeby prawidłowo i pozytywnie odpowiedzieć. Spróbuj pukać bacikiem w jego tylną nogę w momencie, w którym powinien zrobić tą nogą krok. Nagrodź po zrobieniu kroku. Jak zacznie bez oporu stawiać kroki i nie będzie złościł się na sygnał, przenieś pukanie bacikiem na zad, a potem na bok konia tam, gdzie powinna działać łydka. Potrzeba trochę czasu, by zrozumiały sens sygnału. Pomyśl, że uczysz je od podstaw języka obcego. Musicie często powtarzać "słówka".

Jeżeli Nugatek przyspieszył, gdy córka wsiadła, to znaczy, że ucieka od jeźdźca. Nie do końca go akceptuje na grzbiecie. Musisz nadal pracować nad zwalnianiem tempa. Wyciszajcie go głosem, głaskaniem, nagrodami. Gdy zwolni na tyle, że przez jakiś czas nie będzie chciał przyspieszyć, nie będzie ciągnął Cię za wodze, będzie trzymał równe tempo marszu, zatrzymaj i niech Emilka zejdzie. Zejście jeźdźca z grzbietu, będzie nagrodą za prawidłową reakcję. Jeżeli Ozzy zwalnia z jeźdźcem, może to oznaczać, że odruchowo robi pod jeźdźcem mocno wklęśnięty grzbiet. Nawet, gdy jeździec jest lekki. Ten wklęśnięty grzbiet jest jak "kaczy kuper" u ludzi. Plecy zaczynają boleć i utrudnia to chodzenie. Tu bardzo potrzebny jest stojący w strzemionach jeździec, by odciążać grzbiet. Nie wymagaj od niego też przyspieszenia tempa, tylko wydłużenia kroku tylnymi nogami. To pomoże mu uczyć się prężyć grzbiet w górę (zob.
ZABAWA W PROSTOKĄTY)
Olga

22 października 2014
Znalazłam we wcześniejszym Twoim wpisie, To Ozzy się złości, gdy wsiada jeździec. Gdyby złościł się przy wprowadzaniu nowych ćwiczeń, w reakcji na nowe sygnały, wystarczyłaby Twoja konsekwencja w nauczaniu i nagrody. Ozzy byłby wówczas prawdopodobnie po prostu uparciuchem. Jeżeli złości się, bo ma jeźdźca na grzbiecie, to próbuje Tobie coś powiedzieć. Coś jest nie tak. Coś mu nie pasuje i przeszkadza. Możesz zacząć od sprawdzenia czy siodło go nie ugniata i dobrze leży. Może być za ciasne, albo za luźne. Może zaciągasz trochę za mocno popręg. (zob. RZĄD KOŃSKI) Nie sądzę, po tym co piszesz, żeby winne było ogłowie. Jednak, ponieważ to właśnie Ozzy zwalnia tempo chodu, gdy wsiada Kamilka, to jestem prawie pewna, że bolą go plecy. Tak, jak już pisałam, Ozzy robi odruchowo mocno wklęsłe plecy przy jeźdźcu na grzbiecie. Nie umie sam sobie z tym poradzić, więc się złości. Do tych ćwiczeń, które Ci wcześniej opisałam (jazda na stojąco, wydłużanie kroku) dodaj delikatne pukanie bacikiem głęboko pod brzuchem konia. I to podczas marszu, nawet ze stojącym jeźdźcem. Wyciszanie zwierzęcia niewiele da. On potrzebuje konkretnej wskazówki, sygnału, co i jak ma poprawić. Pukanie pod brzuchem będzie mu sugerowało: „wciągnij brzuch”, a tym samym wypchnie w górę plecy. Nie może przy tym przyspieszać. Jeżeli przyspieszy, to nie wciągnie brzucha. Będzie to też oznaczało, że szuranie po brzuchu odbierać będzie właśnie jako polecenie: ”przyspiesz". Jak długo wałaszki były zajeżdżane?
Olga


22 października 2014
W przypadku Ozzy'ego może być wiele przyczyn jego zachowań, tak jak piszesz. Ma mocno wystający kłąb i w ogóle kręgosłup. Zakładaliśmy mu dwa różne siodła i nie widziałam różnicy w jego reakcji. Może w ogóle jeszcze nie odbudował się, bo tak jak pisałam na początku, kupiliśmy je dość wychudzone. Ozzy nadal nie jest grubaskiem. Patrząc na niego od tyłu, wystają mu kości miednicy, przez co wygląda trochę jak krówka. Nugat od początku był w lepszej formie. Mam też wrażenie, że ma mocniejszą klatkę piersiową i mocniejszy zad. Trudno powiedzieć, ile pracowano z końmi w Bieszczadach - były tam ponad 2 miesiące, ale nie umiem powiedzieć, ile z tego czasu trwała praca nad nimi. To ludzie kochający konie i sądzę, że zrobili tyle, ile wg nich było wystarczające. Sądzę, że to nasze reakcje - zbytnia łagodność i brak konsekwencji mogły spowodować problemy z nimi. Bieszczadzcy koniarze od początku informowali nas, że praca z tymi konikami nie należy do najłatwiejszych. Kupiłam te koniki i cieszę się z nich - poświęcimy im tyle czasu, ile będzie trzeba. To, że zostały zajeżdżone w późnym wieku też nie jest na pewno bez znaczenia. Pozdrawiam. 
Ania

22 października 2014
Jeżeli Ozzy to taki chudziak i wystaje mu kręgosłup, to na pewno ma słabe mięśnie grzbietu. Żeby je wzmocnić, musi je rozciągać. Czyli podstawa to grzbiet w górę, ale też zachęcajcie go do "wydłużania' szyi. Powinien ją mocno ciągnąć w przód, przed siebie. Na razie jeszcze nie w dół. Na to przyjdzie pora. I potrzebny jest czas, dużo czasu. Pytam o zajeżdżanie, o czas jaki im poświęcono tylko po to, by jak najlepiej zorientować się w sytuacji. Nie mam wątpliwości, że wybraliście do tego ludzi kochających konie. Mając więcej czasu, na pewno włożyliby więcej pracy w koniki. Na ich zachowanie ma wpływ wszystko co się wokół nich działo i dzieje. Dlatego jestem dociekliwa. Im więcej wiem, tym bardziej będę mogła pomóc. 
Olga

CDN


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia