poniedziałek, 27 stycznia 2014

NASZE POCZYNANIA W SIODLE


25 styczeń 2014
Chciałam poddać Ci pewną myśl. Czy koń może być autystyczny? Jak pracować z koniem "leworęcznym"? Wydaje mi się, że nie piszę żadnych nowości. Myślę, że z takimi końmi pracuje się inaczej. Myślę, że Evita "może być" autystyczna, niewątpliwie jest  "leworęczna". Kurczę, jak Ona dziś się cieszyła. Nie spodziewałam się, że koń spisany na rekonwalescencję pokaże "swoje rogi" :)
Ada

26 styczeń 2014
Cześć. Myślę, że konie po bardzo złych przejściach mogą bardzo, bardzo zamknąć się w sobie. Nie sądzę jednak, żeby koń mógł się urodzić z autyzmem. Przynajmniej nigdy się z tym nie spotkałam, ale "nigdy nie mów nigdy". Na pewno skrzywdzone konie, które zamknęły się w swoim świecie, trudno stamtąd wyciągnąć. Trwa to czasami latami, a czasem nigdy się nie udaje. I tak jak mówisz trzeba z nimi pracować inaczej niż ze zwierzętami "otwartymi". Więcej czasu trzeba poświecić na pracę, która wyzwoli w podopiecznym zaufanie do opiekuna (zob. ZAUFANIE DO JEŹDŹCA). Tempo pracy powinno być dużo wolniejsze niż ze „zdrowymi” końmi. Jeśli chodzi o "prawo i lewo ręczność" to można tak nazwać fakt, że koń ma lepsze predyspozycje do prawidłowego wykonywania zadań, w którąś ze stron. Często tą lepszą stroną okazuje się ta, z którą inni wcześniej mieli kłopoty. Evita może być "leworęczna" i kiedy wyprostujesz jej lewy bok może w lewą stronę świetnie chodzić. Gdyby Evita była autystyczna nie cieszyłaby się i nie pokazywała rogów :-)
Olga

27 styczeń 2014
Zapytałaś też, jak pracować z koniem „leworęcznym”? Uważam, że tak samo jak z „praworęcznym”. W wyobraźni trzeba traktować każdą z końskich stron, jako  oddzielną istotę i „prowadzić z nią indywidualny dialog”. Należy używać pomocy, „artykułować” prośby i polecenia w odpowiedzi na poczynania i zachowanie danego boku. Uważam, że większym problemem przy pracy z koniem  jest fakt, iż człowiek jest praworęczny, albo leworęczny. Podczas jazdy wierzchem  ideałem byłoby, gdybyśmy potrafili tak samo sprawnie pracować kończynami z lewej i prawej strony. A na dodatek do porozumiewania się z wierzchowcem przydałyby się nam nogi tak sprawne jak ręce. Nasze sygnały przekazywane koniom mogłyby być wówczas bardziej dokładne, wyraźniejsze, bardziej subtelne. Człowiekowi bardzo ciężko zapanować nad ruchami i odruchami każdej z osobna części naszego ciała. Mistrzami panowania nad nimi są perkusiści. Każda ich kończyna wybija w tym samym czasie inny rytm, a przy tym np. jeszcze śpiewają. Na koniu jeździec znajduje się w ciągłym ruchu co na pewno utrudnia sytuację. Jednak umiejętność „oddzielenia od siebie” części ciała, by świadomie, każdą z nich z osobna używać, jest konieczna do wypracowania. Pierwszy przykład to łapanie utraconej równowagi podczas jazdy w siodle. Człowiek powinien powrócić do równowagi bez pomagania sobie rękami. Jak trudno opanować się, by nie użyć ich jako balastu, a jeszcze trudniej opanować odruch podciągnięcia się na wodzach. Równowagę i stabilność w siodle gwarantują nam prawidłowo ułożone nogi. Jeździec powinien powracać do równowagi szukając ich właściwego ułożenia. Dzięki temu nie będzie uczestniczył w tym jego korpus, a ręce będą mogły pozostać swobodne.

Teraz przykład prostego działania wodzami. Gdy jedna ręka jeźdźca prosi wierzchowca o zgięcie szyi, to druga odruchowo „idzie” do przodu, jak przy skręcie kierownicą roweru. Jakże trudno ludziom nad tym zapanować i rozdzielić przy tej czynności pracę rąk. Powinno być tak: jedna ręka, otwarta w zapraszającym geście lekko szarpie wodzę, a druga w tym czasie dłuższymi sygnałami przyciąga przeciwległą wodzę w kierunku naszego pępka (zob. REFLEKTORY). Często, gdy prawidłowe działanie rękami uda się opanować podczas jazdy w jedna stronę, to w drugą stanowi to wieczny problem. Kojarzysz na pewno ćwiczenia-zabawy z dzieciństwa: jedną ręką pukasz w czubek głowy, a drugą robisz kółka na brzuchu. Nad tą pukającą ręką ciężko zapanować, by nie kręciła też kółek, a nad kręcącą, by nie pukała. Ileż trzeba skupienia i koncentracji, żeby to ćwiczenie udało się. Dużo zależy też od tego, która ręka co robi. Jeżeli prawa ręka puka w głowę i osiągamy panowanie nad obiema, to nie znaczy, że uda nam się je opanować gdy pukającą będzie ręka lewa. Takiego skupienia jak przy takich „zabawach” potrzeba nam podczas pracy z podopiecznymi. Niestety wielu ludzi twierdzi, że na konia po prostu się wsiada i jedzie. Niestety mówi tak również wiele osób uprawiających „jeździectwo” już jakiś czas.

Inny przykład  to praca jeźdźca łydkami. Najłatwiej nimi pukać w rytm kroków konia. A powinniśmy umieć, z dużą swobodą, dać sygnał „łamiąc” ten rytm. Najbardziej widoczne jest to podczas anglezowania w kłusie. Jeźdźcy, jeżeli już używają łydki, to tylko podczas siadania w siodło. Jednak sygnał dawany nimi często jest potrzebny w momencie, gdy człowiek akurat podnosi się z siodła. Niezbędne są też podwójne puknięcia łydkami w czasie jednego końskiego kroku. Niestety ludziom trudno nawet opanować umiejętność pracy jedną łydką, podczas gdy druga „milczy”, albo działania każdą w innym rytmie, a co dopiero takie wymysły. Kolejny odruch do opanowania  to nieangażowanie, niewypychanie do przodu nogi, gdy nasza ręka z tej samej strony ciała pociąga za wodzę. A anglezowanie? Jeźdźcy robią to zazwyczaj w rytm chodów konia. Czyli, że to on jest jakby naszym metronomem, a musi być odwrotnie. Wierzchowiec powinien iść dopasowując się do naszego rytmu anglezowania (zob. ANGLEZOWANIE). My jesteśmy metronomem. Dzięki temu można prosić konia (w uproszczeniu) o zwolnienie tempa, bez użycia wodzy. Poćwicz „łamanie” rytmu konia. Naucz się anglezować wolniej niż stawia kroki Twój podopieczny i „poproś” go o dostosowanie się do tego wolniejszego rytmu. Ciężka praca i też wymagająca ogromnego skupienia i koncentracji.

Trzeba też zwracać uwagę na to, jak się zachowuje podczas jazdy na koniu nasza gorsza strona. Zazwyczaj jest bardziej spięta i sztywna, szczególnie ręka wraz z ramieniem. Ruchy „gorszej” ręki są często mechaniczne i trudno ją utrzymać we właściwej pozycji. „Ucieka” nam ona przesadnie w górę, albo w dół i nienaturalnie wygina się w nadgarstku, albo łokciu. Bardzo często „mniej sprawną ręką” jeźdźcy podtrzymują swoją równowagę, trzymając się wodzy, by ta „bardziej sprawna” mogła swobodnie działać. Muszę jeszcze wspomnieć o zaciśniętych, podciągniętych w górę ramionach ludzi siedzących na koniu i wciśniętej w te ramiona  szyi. Niejeden jeździec powinien zacząć pracę nad sobą od ich rozluźnienia i opuszczenia w dół. Wydaje się to też być łatwym zadaniem  do czasu, gdy zaczyna on „pracować” wodzami. Ramiona szczególnie wówczas powinny niezmiennie, jakby same opadać w dół. Gdy zapanuje się nad odruchem zaciskania ramion, szybko zauważy się pozytywne zmiany w zachowaniu wierzchowca.  Jeźdźcy zazwyczaj skupiają się nad tym co „robi” koń, jak reaguje przy jeździe w prawo i lewo. Powinni oni zdecydowanie mocniej skupić się na swoich poczynaniach w siodle, wówczas konie dużo lepiej będą się pod nimi „ustawiać”. 
Olga


niedziela, 26 stycznia 2014

PIERWSZA LEKCJA


Gdy już wiedziałam, że Diego nie rozumie moich sygnałów, odpuściłam sobie próbę lonżowania go. Nie mówiąc o tym, że było ślisko, a spięty i niepewny tego co się dzieje koń, będzie się na takim podłożu ślizgał się bardziej niż wierzchowiec stabilny i rozluźniony. Nasza pierwsza lekcja była więc nauką wspólnego chodzenia i obowiązujących przy tym zasad i poleceń (zob. MUR MIĘDZY NAMI i WYGODNICKIE KONIE). Zaczęliśmy od tego, że bacik pukający w łopatkę konia jest informacja dla niego: „odsuń się ode mnie”. Podczas próby chodzenia Diego „kładł się” całym ciężarem na człowieka, co uniemożliwiało wspólne poruszanie się do przodu-na wprost. Wyczuwając to, Diego „okrążał” opiekuna, wymuszając w ten sposób kręcenie się wokół człowieka jako osi. Ponieważ siłowe przepychanie się z koniem nie ma sensu, posłuszeństwo dla sygnału dawanego w łopatkę musiałam wyegzekwować najpierw na tym kółeczku. Potem mogłam poprosić zwierzę o wspólne pójście w wyznaczonym kierunku, ale już bez opierania się o siebie. Kiedyś już pisałam o tym, że koń uczy się sygnałów osobno z każdej strony (zob. LEWA I PRAWA STRONA). Jeżeli prowadzimy zwierzę z jego lewej strony i tam nauczy się on prawidłowo odpowiadać na nasza prośbę, to fakt ten wcale nie gwarantuje właściwej jego reakcji na pukanie w prawą łopatkę. Dlatego pracując z wierzchowcem z ziemi, idąc w lewą stronę „rozmawiamy” z nim z lewej strony, a idąc w prawo z prawej. Diego zorientował się szybko w znaczeniu mojego sygnału, nie zniechęciło go to jednak do ponawiania prób przepychania się ze mną. Dlatego co jakiś czas musieliśmy wracać do powtórzeń nauki sygnału na kółeczku. Drugim sygnałem, którego znaczenia uczyłam Diego, było pukanie bacikiem w jego bok. Była to prośba: „ruszaj” i „idź do przodu”. Para koń-człowiek musi iść zawsze „ramie w ramię” (zob. PARTNERSTWO). Opiekunowie powinni znajdować się na wysokości końskiej łopatki i nie powinni wyprzedzać zwierzęcia. Kiedy zaczyna się pracę z pozycji „stój”, koń powinien ruszyć jako pierwszy, poproszony oczywiście o to przez człowieka. My podążamy tuż za nim. Już podczas marszu, gdy podopieczny zwalnia, musimy w odpowiednim momencie poprosić go tym samym sygnałem, by zrównał się z nami. Diego wykorzystywał każdy moment, gdy opiekun go nieco wyprzedził, by „wskoczyć” za jego plecy. Tam zwierzę czuje się niekontrolowane, co daje mu swobodę do bycia nieposłusznym i rozbrykanym. Bardzo podobał mi się sposób, w jaki Diego mi się przyglądał, gdy się skupiał. Myślę, że nasza „zabawa” nawet mu się podobała. Trzeba być jednak czujnym do samego końca przebywania z koniem. Po owocnej pracy, gdy szliśmy do stajni, Diego stwierdził, że to koniec pracy, a tym samym pozwolenie na nieskupianie się na sygnałach. Gdy jesteśmy razem z podopiecznym, to nawet podczas odpoczynku po pracy, idąc do stajni, czy na padok, zwierzę musi wiedzieć, że obowiązują go te same zasady posłuszeństwa co podczas ćwiczeń. Wszystko co zwierzę robi, będąc w naszym towarzystwie, powinno odbywać się w ramach naszych sygnałów.

Chciałabym was też namówić do przeczytania tekstu pt:  „Przepychanka”. Bo właśnie od przepychanki przy ubieraniu ogłowia Diego rozpoczął naszą współpracę. Koń powinien grzecznie stojąc, pozwolić, by opiekun mógł go dokładnie wyczyścić i ubrać, bez ścigania się z nim i z czasem. Diego mimo, że był uwiązany, ruszał do przodu, by mnie odepchnąć albo nadmiernie cofał się, by ode mnie „uciec”.  Po każdych samowolnych jego krokach, prosiłam go używając bacika, by zrobił w stronę przeciwną podobną ilość kroków. Dzięki temu mogłam w końcu założyć mu ogłowie, bez „biegania za nim”.


PIERWSZA WIZYTA


Byłam niedawno z pierwszą wizytą u przepięknego konia fryzyjskiego. Diego ma 6 lat. Trafił do moich znajomych  jakiś czas temu jako koń bardzo grzeczny i wydawałoby się ułożony. Jednak, w którymś momencie, Diego zaczął mocno rozrabiać. Wierzchowiec przejawiał większą ochotę do zabawy z człowiekiem w „berka gryzionego” niż do jakiejkolwiek pracy. Zastanawialiśmy się skąd taka zmiana? Doszliśmy do wniosku, że najprawdopodobniej koń po kilku przeprowadzkach poczuł, że ostatecznie trafił na stałe w bezpieczne miejsce i może poczuć się swobodnie. Kilka zmian miejsca pobytu zwierzęcia odbyło się w krótkim czasie i na pewno wpłynęły na Diego stresująco. Być może dlatego wierzchowiec zachowywał się bardzo asekuracyjnie, sprawiając wrażenie konia ułożonego. Gdy zaczęłam z nim pracę okazało się, że Diego jest nieposłuszny, bo nie ma czego słuchać. Nie zna on żadnych sygnałów ani pomocy.  Człowiek otrzymujący polecenia w nieznanym sobie języku, nie zrozumie ich, nie wykona, a po jakimś czasie przestanie nawet im się przysłuchiwać. Diego został prawdopodobnie „zajeżdżony” w bardzo krótkim czasie. Podejrzewam, że „przyjął siodło”, „przyjął jeźdźca” i nie nauczono go niczego więcej zanim „znalazł” nowych właścicieli. Odganiany batem, szedł na kole, ale bardzo chciał podejść do człowieka i wykorzystał każdą okazję by to zrobić. Konie nie lubią być odganiane, bo dla nich jest to kara. A jeżeli taki koń nie był niegrzeczny, to jest to wtedy kara niezasłużona. Wiem, że na tym opiera się metoda pracy Monty Robertsa i chwała mu za to, że pokazuje, iż można „rozmawiać” ze zwierzętami ich językiem. Zauważcie jednak, że pokazy zajeżdżania koni  tą metodą organizuje on w bardzo zamkniętych warunkach. Są to areny z wysokimi ścianami, dzięki, którym nic nie rozprasza uwagi zwierząt (zob. PRZEPIS NA PRACĘ Z KONIEM). W różnorodnych warunkach stajennych sposób porozumienia z wierzchowcem poprzez odganianie go od siebie nie zawsze przynosi pożądane efekty. Jeżeli zwierzę jest rozpraszane przez różne stresujące czynniki np: fruwająca folia, odgłosy innych przestraszonych zwierząt, falujące na dużym wietrze trzciny, to taki „zabieg” może wzbudzić w naszym podopiecznym nawet agresję (sama tego doświadczyłam). To trochę tak, jak odganianie przez stado niegrzecznego źrebaka prosto w paszczę drapieżnika. Żadna klacz tak by nie postąpiła. Dlatego wierzchowiec, z którym się pracuje, musi traktować ruch batem jako konkretną informację, prośbę: „proszę odsuń się, zwiększ koło, idź do przodu”. Najpierw więc trzeba nauczyć konia znaczenia sygnałów dawanych batem, a także lonżą i głosem.


niedziela, 19 stycznia 2014

USTAWIANIE CIAŁA EVITY PODCZAS PRACY NA LONŻY



3 grudzień 2013
...Przerwę zrobiłam na wszystkie wędzidła, gdyż nie wiedziałam o co chodzi z tym Jej wygięciem głowy i szyi w prawo, gdy jedziemy w lewo. Nawet na lonży było to bardzo zauważalne. Koń nie trzymał się kupy, drobił, potem przyśpieszał. Nie pomagało nic, ani masowanie, ani akupunktura czy magnetoterapia....
Ada

27 grudzień 2013
...Dzisiaj, przed wyjazdem w teren chciałam sprawdzić Jej kondycję na lonżowniku, czy nie kuleje. Szalała jak klaczka pozbawiona uwięzi :) Podnosiła się na przednich kończynach, na tylnych ... nic Jej nie przeszkadzało...
Ada

18 styczeń 2014
Bardzo dobrze, że Evita cieszy się bieganiem na lonży i lubi pobrykać na lonżowniku. Konie powinny wiedzieć, że wolno im na lonży dać upust nadmiarowi energii, żeby potem nie robić tego pod jeźdźcem. Muszą jednak się nauczyć , że powinno odbywać się to w ramach sygnałów dawanych przez opiekuna. Nie zawsze taka współpraca udaje się, bo zwierzęciu, którego roznosi energia, trudno się skupić. Dlatego nawet wówczas, gdy wierzchowiec  wybiega się na tyle, że wydaje się być zmęczony, trzeba poświęcić trochę czasu na naukę. Poza tym koniom łatwiej nauczyć się prawidłowej reakcji na prośby opiekuna siedzącego w siodle, gdy wcześniej nauczy się poprawnie odpowiadać na sygnały bez obciążonego grzbietu. W pracy z Evitą priorytetem jest prostowanie jej lewego boku. Pisałaś, że podczas biegania na lonży w lewo, ewidentne jest u niej wygięcie szyi w prawo, które przeszkadza wam również podczas jazdy. Oczywistym jest, że powinnaś wyegzekwować od swojej podopiecznej, by biegała w lewo po kole z szyją i głowa skierowaną na wprost. Pytanie tylko jaki wybrać sposób.  Spróbuj poprosić ją o to nie poprzez przyciąganie do siebie lonżą głowy. Sygnały dawane lonżą niech sugerują tylko, by głowa pozostała na torze, który „rysuje w powietrzu” jej nos. Namów klacz do wyprostowania szyi, a dzięki temu i całego boku poprzez „schowanie” wewnętrznej łopatki. Wyobraź sobie dwa tory, koło większe i drugie niewiele mniejsze. Nos Evity i jej zad poruszają się po zewnętrznym, a jej klatka piersiowa po wewnętrznym. Sygnały dawane batem, skierowanym na lewą łopatkę powinny „prosić”: „przesuń klatę na szerszy tor”. Lonżą powinnaś „wymagać”: „nie odsuwaj się ode mnie, nie poszerzaj zewnętrznego koła”. Podejrzewam, że właśnie próba zwiększenia koła, będzie pierwszą , odruchową reakcją klaczy na Twoje sygnały. Jeżeli pracujesz na lonżowniku, to jego ściana w którymś momencie jej to uniemożliwi. Musisz się jednak przygotować na to, że podopieczna zacznie szukać wówczas innej ucieczki od nowego trudnego zadania. Tą ucieczką będzie zwiększanie tempa. Tutaj musisz zadziałać głosem i wyegzekwować przy jego pomocy, by Evita zwolniła, a potem „trzymała” równe tempo. Nie rezygnuj oczywiście z równoczesnego dawania sygnałów batem. Pracując w stronę prawą „pobaw się” z Evita w zmniejszanie i zwiększanie koła. Gdy prosisz swoją klacz o jego zacieśnienie, pracuj lonżą dając krótkie sygnały i wyobrażając sobie, że przyczepiona jest ona nie do „pyska” konia, tylko do jego zewnętrznej łopatki. Niech te sygnały będą często powtarzane, ale na tyle szybkie i krótkie, by Evita nie zdążyła w odpowiedzi  zgiąć mocniej szyi (podejrzewam, że biegając w  prawą stronę Twoja podopieczna „zagląda” stale do środka koła). Dzięki takiej pracy, gdy klacz zacieśni koło będziesz miała pewność, że zrobiła to najpierw klatką piersiową, a nie głową. Przy takim wykrzywianiu ciała, podczas biegania w prawą stronę, zad Evity „wpada” prawdopodobnie do środka. Pracuj batem tak, by odsuwała go od Ciebie nawet podczas zmniejszania koła. Gdy „zabawa” będzie na etapie zwiększania koła, poproś Evitę o to wykorzystując właśnie ten sygnał przestawiający zad. Wyobrażaj sobie, że chcesz, by Twój koń przesunął na szerszy tor o ułamek sekundy wcześniej tył niż przód. Tu również pilnuj tempa Evity, nie pozwól go zwiększać, bo inaczej nie osiągniecie pożądanego efektu. Olga


niedziela, 12 stycznia 2014

W SIODLE CZY NA OKLEP?


27 grudzień 2013
Dzisiaj w terenie Evita jechała tak posłusznie, że mogę napisać, iż to jest fantastyczny koń ( na dzień dzisiejszy). Cały czas myślałam o Twoich słowach "jak prostować Evitę". Jak wyznaczać kierunek. Jak zrównoważyć swój dosiad. Myślałam o tym, jak Jean d'Orgeix pisał również, że jeżeli jeździec nie ma w głowie zaplanowanej ścieżki jaką chce jechać, to przez to, koń jego jedzie "byle jak". Wypatrzyłam w terenie kępę trawy i cały czas myślałam tak, jak pisałaś -"jechać prosto, jechać prosto. Gdy tylko próbowała się skrzywić pomyślałam, że "dopycham książkę w biblioteczce Olgi we właściwe miejsce" (zob. PROSTUJEMY LEWY BOK EVITY)- tak sobie to wyobrażałam, gdy pracowałam łydkami.
Ada

31 grudzień 2013
Tu się zgadzam z Jean d'Orgeix. Sugerowałabym też, żebyś jadąc na koniu stworzyła w wyobraźni dwóch jeźdźców na koniach jadących po Twojej lewej i prawej stronie. Zawsze jedziecie "łeb w łeb". Zaplanuj w głowie ich ścieżki równoległe z Twoją i prowadź Evitę tak, żeby nie spychała "towarzyszy" przejażdżki z ich ścieżek.
Olga

7 styczeń 2014
Pojechałyśmy dzisiaj w teren. Zabrałam dwa baty, mając w pamięci naukę z dwoma  jeźdźcami. Usiadłam w siodle obejmując ciało Evity nogami tak, jak sugerowałaś. Nogi spoczywały lekko w strzemionach. Wyobrażałam sobie, że staję się ciężka. Zaczęłam głębiej opadać w siodło. Gdy siedzę na Jej grzbiecie bez siodła, wydaje mi się, że to bardziej odpowiada „dziewczynie”, którą się opiekuję. Nasze sygnały są wówczas subtelniejsze. Czasami wydaje mi się, że siodło nie jest nam do niczego potrzebne. Wracając do siodła , mam wrażenie, że zależnie od tego w jakim jeżdżę inaczej porusza się koń. Wydaje mi się, że zawsze siedzę tak samo, ale należałoby zwrócić uwagę na to, jak podczas pracy porusza się z wybranym siodłem koń. Wydaje mi się, że nie zawsze siodło leży w sposób komfortowy dla konia i to niekoniecznie musi być wina odpowiedniego rozmiaru. Czasami jest to tak jak z marynarką niby w naszym rozmiarze, a okazuje się, że rękaw przykrótki, że coś uwiera pod pachą, że łopatki nie mają swobody. Sądzę, że dla znalezienia dobrego siodła warto poświęcić czas. 
Ada

12 styczeń 2014
Masz rację czując, że podczas jazdy na oklep Wasze sygnały są subtelniejsze. A to dla tego, że siedząc bez siodła Ty lepiej konia odbierasz. Wyraźniej czujesz jego ruch, niedoskonałości, "wysyłane przez niego sugestie i pytania". Skoro więcej czujesz, to intuicyjnie, czasami pewnie też podświadomie, używasz więcej pomocy, by z Evitą "prowadzić konwersacje". Wówczas koń zaczyna lepiej pod Tobą pracować. Nie sądzę jednak, by siedzenie na wierzchowcu bez siodła było dla niego samego bardziej wygodne. Myślę, że trzeba by trochę popracować nad Twoim dosiadem, żebyś bardziej doceniła znaczenie siodła. Sadzę, że siedzisz bardziej na siodle jak na krześle, zamiast okrakiem stać nad siodłem w strzemionach, a na siedzisku się tylko opierać. Nie bez powodu mówi się, że jeździec powinien siedzieć w siodle, a nie na siodle. Żeby samemu ocenić swój dosiad zrób takie ćwiczenie. Siedząc oczywiście w siodle, wyciągnij nogi ze strzemion i całkowicie je wyprostuj. Ułóż je tak, żeby całe Twoje ciało było w pionie, bez żadnych zgięć w stawach. Stopy poziomo tak, jakby opierały się o ziemię. Teraz skup się na tym, jak układa się Twoja miednica przy dosiadzie przypominającym stanie na podłożu, w lekkim rozkroku. Zapamiętaj to ułożenie. Bez zastanawiania się, odruchowo tak, jak zwykle włóż nogi w strzemiona i zauważ, jak zmienia się pozycja Twojej miednicy w siodle. Biodra na pewno ustawiają się do pozycji: „siedzę”. Ponownie wróć do pozycji bez strzemion i teraz wkładając nogi w strzemiona spróbuj zachować układ bioder i miednicy z pozycji: „stoję”. Tylko przy takim jej układzie w siodle, wypracujesz prawidłowy dosiad. Tylko wówczas będziesz mogła przerzucić swój ciężar z kręgosłupa konia na strzemiona, a tym samym na jego żebra. Drugie ćwiczenie jakie chciałabym, żebyś spróbowała zrobić, to jazda z zamkniętymi oczami. Człowiek jest wzrokowcem i jeździec też obiera swojego podopiecznego przy pomocy bodźców wzrokowych. A konia trzeba czuć całym sobą. Może ktoś życzliwy potrzyma Was na lonży, a Ty siedząc w siodle nie kieruj koniem, tylko przy pomocy sygnałów poprawiaj jego krzywizny i niedoskonałości postaw, które wyczułaś. Jestem pewna, że okaże się, że doskonale prowadzisz konia po kole mimo, że nic nie widzisz. Potem nieustannie jadąc otwórz oczy, ale wczuwaj się w wierzchowca tak, jakbyś miała ciągle zamknięte. Niech Twój wzrok ogarnia horyzont. Powinnaś patrzeć, jak osoba rozmarzona, myśląca o „niebieskich migdałach”. Gdy nauczysz się jeździć w siodle bez „patrzenia” na konia, wówczas będziesz czuła go i odbierała tak, jak przy jeździe na oklep. Masz rację pisząc, że to w jaki sposób siodło leży na końskim grzbiecie, jak jest ułożone i dopasowane, ma ogromne znaczenie (zob. RZĄD KOŃSKI). To ułożenie na końskim grzbiecie ma bowiem ogromny wpływ na ułożenie Twojego ciała w siodle. Niedopasowane do grzbietu wierzchowca siodło, będzie wymuszać u Ciebie odchylenia od pionu, zachwiania równowagi. Utrudni prawidłowe ułożenie nóg w siodle. Tylko tak się wydaje, że w każdym siodle siedzimy tak samo. Jeżeli odczuwasz różnicę w ruchu Evity w zależności od siodła na jakim pracujesz, to znaczy, że w każdym inaczej siedzisz. Na pewno dyskomfortem dla konia jest zbyt ciasne siodło, gdzieś uciskające lub uwierające. Jednak różnica w jego ruchu wynika z różnic w Twoim dosiadzie. Koń dopasowuje się do jeźdźca, nie do siodła. Im doskonalszy dosiad, im lepsza Twoja równowaga, tym lepiej będzie pracowała Evita. Zgadzam się z Tobą, że: "dla znalezienia dobrego siodła warto poświecić czas", bo warunkuje ono jakość Twojej pozycji na koniu i pozwala Twojemu podopiecznemu czuć się komfortowo podczas pracy.
Olga


wtorek, 7 stycznia 2014

PROBLEMY Z KOPYTAMI?


19 grudzień 2013
Wczoraj Evita była podkuta podkowami "na rolkę". Są to podkowy stalowe nie aluminiowe. Kowal zaproponował kucie typu egg-bar shoes z wkładką tego typu, plus zalanie masą (być może nie określiłam tego zbyt profesjonalnie). Wczoraj, przed wizytą kowala wyprowadzałam Evitę o godz. 9, wychodziła niechętnie, ale nie kulała, tylko drobiła. Była w terenie przez 30 min z przewagą stępa i kłusa, bez stromych podjazdów. Dziś (po korekcie kopyt i okuciu przednich), wchodząc do boksu, zauważyłam, że Evita jest niespokojna. Gdy podeszłam do Niej "chwiała" się na przednich nogach (nie wiedziałam, że koń będzie kuty w tym dniu). Po okuciu, przemieszczanie się na twardym podłożu boksu sprawiało Jej wyraźny ból. Kowal stwierdził, że jak wyprowadzał Ją z boksu już kulała. Wyprowadziłam Evitę na halę, gdzie jest miękkie podłoże. Po kilkunastu minutach stępa, pierwsze zakłusowanie objawiło się kulawizną. Stępowałam konia jeszcze przez dziesięć minut. Przy kolejnej próbie zakłusowania Evita szła robiąc bardzo krótkie kroki. Przeszłyśmy do stępa na kolejne 10 min. Następne zakłusowanie było już płynne bez oznak skrócenia. Chętnie zagalopowała. Galop trwał niespełna 2 min, przejście do kłusa i kolejne stępowanie. Wykrok konia się zdecydowanie wydłużył. Koń nie okazywał oznak bólu ani kulawizny i odprężył się.
Ada

19 grudzień 2013
Po kowalu, po podkuciu koń powinien dzień lub dwa odpoczywać. Bez tego kulawizna, czy nierówność kroku może się pojawiać. Pewnie, że nie zawsze, ale lepiej dmuchać na zimne. Moi podopieczni zawsze obowiązkowo odpoczywają. Czy kowal wytłumaczył dlaczego takie kucie i jak ma to pomóc Evicie?
Olga

19 grudzień 2013
Stwierdził, że koń nie pracuje kopytem. Każda praca na twardym podłożu to dla Niej  bardzo duży wysiłek. Przerzuca zatem całą pracę na mięśnie, aby oszczędzać kopyta przednich nóg. Wywołuje to taki skutek (wg opinii kowala ), że koń zaczyna pracować mocno mięśniami łopatek, aby przerzucić tym samym ciężar mocniej na kończyny miedniczne. Faktem jest, że w porównaniu do innych koni, z którymi bywam, partia ciała Evity w obrębie łopatek jest mocno napięta. Gdyby dodać koniowi obojczyk, pojawiłyby się tam mięśnie, które czasami doskwierają człowiekowi spiętemu  a ponieważ tego tam nie ma od razu usztywnia się mocno grzbiet konia. Koń próbuje przysiąść na kończynach zadnich w poszukiwaniu ratunku. Jej kopyta są zacieśnione. Stwierdziła to Pani wet. Kowal kuje Ją od trzech lat. Wypracował to, że kość kopytowa wróciła na prawidłowe miejsce. W między czasie miałyśmy nieustanne problemy z gnijącymi strzałkami. „Stawałam na rzęsach”, aby warunki w boksie były idealne dla kopyt. Czystość i jeszcze raz czystość. Masz rację co do odpoczynku po okuciu. Tylko szkoda, że o takich rzeczach nie wspomina sam kowal, a powinien.
Ada

20 grudzień 2013
1) (Kowal)"...Stwierdził, że koń nie pracuje kopytem". Co kowal chciał przez to powiedzieć? jak on to rozumie? A jak Ty to rozumiesz? Bo ja nie ogarniam. Co to znaczy, ze koń nie pracuje kopytem?
2) Cytuję: "...Wywołuje to natomiast taki skutek (wg opinii kowala ) że koń zaczyna pracować mocno mięśniami łopatek, aby przerzucić tym samym ciężar mocniej na kończyny miedniczne…" Sorry, ale to są jakieś bzdury. Kiedy koń przerzuca ciężar na kończyny miednicze, to jest to objaw bardzo pozytywny, bo zaczyna on wówczas pracować od zadu. Jego tylne nogi przejmują rolę silnika. Wierzchowiec zaczyna mocniej nimi stąpać i odpychać się od powierzchni. Wtedy jednak mięśnie na przodzie zwierzęcia również przy łopatkach rozluźniają się, a nie usztywniają. Mięśnie te zaczynają się wówczas wzmacniać i stają się mięciutkie jak gąbka.
3) Piszesz, że: "W porównaniu do innych koni z którymi bywam, partia ciała Evity w obrębie łopatek jest mocno napięta". To niestety świadczy tylko o tym, że Evita nosi na przodzie zbyt dużo swojego ciężaru, czyli, że nie przerzuca go na tył.
4) "Gdyby dodać koniowi obojczyk, pojawiłyby się tam mięśnie, które czasami doskwierają człowiekowi spiętemu, a ponieważ tego tam nie ma, to od razu usztywnia się mocno grzbiet konia. Koń próbuje przysiąść na kończynach zadnich w poszukiwaniu ratunku"Niestety koń nie ratuje się przed sztywnym grzbietem, przysiadając na zadzie. Gdyby tak było, ułatwiłoby to jeźdźcom pracę, a koniom zaoszczędziło cierpienia. Mając sztywne i obolałe plecy wierzchowce uciekają nimi, robiąc je coraz mocniej wklęsłe. 
Poobserwuj Evitę, spróbuj wyczuć i odpowiedz Sobie, czy podczas zmiany chodu na niższy klacz robi ostatni krok w wyższym chodzie, którąś z przednich, czy którąś z tylnych nóg? Czy podczas ruszania do wyższego chodu koń rusza najpierw którąś z przednich nóg, czy tylnych? Koń, który przysiadł na zadzie i pracuje tylnymi nogami, jako siłą napędowa, zawsze rusza najpierw jedną z tylnych nóg i przechodząc do niższego chodu, jako ostatnią w wyższym chodzie stawia tylną. Pracując na lonży poprowadź w wyobraźni, w dół od nasady ogona Evity, pionowa linię. Obserwuj tylne nogi. Koń, który przysiadł na zadzie w niewielkim stopniu zostawia (idąc) te kończyny za ową linią. Ruch tylnych nóg odbywa się wówczas głębiej pod brzuchem zwierzęcia. Pracując nad podstawieniem zadu, do takiego efektu dochodzi się po wielu latach ciężkiej pracy.
Olga

20 Grudnia 2013
Odpowiem na każdą notkę z osobna :)
Pierwsza notka - nie mam pojęcia co kowal miał na myśli. Nie wyobrażam sobie pracy Evity bez kopyt. Wtedy nie byłoby mojego konia. Nawet jeśli teoretycznie, koń uszkadza mięsień zginacza głębokiego, bądź ma problem z trzeszczkami kopytowymi, bądź pęcinowymi (rozważamy kwestię przodów konia, nie wspominając o więzadłach i stawach - kurczę, zrobiłaby się z tego praca naukowa), to każda próba zgięciowa kopyta to wykaże. Zresztą to samo stałoby się z tyłami. Po wykonaniu tej próby przy wymienionych kontuzjach, objawiłaby się kulawizna, bądź bolesności przy stawianiu kończyny. Nie zaobserwowałam takich objawów. Bardzo często pracuję z Evitą w ten sposób. Jest to element naszej pracy w stretching-u oraz w ćwiczeniach izometrycznych, jakie wprowadzam po pracy.
Druga notka - masz rację. Dokładnie tak! jeśli koń usztywnia łopatki to możne być tak, że będzie się wieszał na wędzidle, tak jak Evita. Jeśli koń miałby przerzucić ciężar na kończyny miedniczne to byłabym szczęśliwą posiadaczką konia w typie andaluza, a nie rozciągniętej klaczy, która przestaje angażować zad.
Notka trzecia - dokładnie tak jest.
Notka czwarta - "...Gdyby dodać koniowi obojczyk, pojawiłyby się tam mięśnie, które czasami doskwierają człowiekowi spiętemu, a ponieważ tego tam nie ma, od razu usztywnia się mocno grzbiet konia. Koń próbuje przysiąść na kończynach zadnich w poszukiwaniu ratunku..." - zacytowałam słowa, które usłyszałam od kowala. Jeśli są spięte łopatki to faktycznie może dojść do usztywnienia kręgosłupa. Wówczas, można to zauważyć siadając na konia na oklep. Dodatkowe założenie siodła może jeszcze bardziej uwidocznić problem. Rozwijając temat obojczyków, sztywny kręgosłup utrudnia koniowi skręcanie, a ewentualne kościste dodatki pomiędzy przednimi kończynami i resztą szkieletu, jeszcze bardziej utrudniłyby taki manewr.. Co do ostatniegozdania, że: "...koń próbuje przysiąść na zadnich nogach..." - jest to dokładne sformułowanie, które usłyszałam. Dodatkowo, kowal poinformował mnie, że przez to, prawdopodobnie pojawiło się zwyrodnienie w stawie skokowym. Nie zgadzam się z nim. Gdyby tak było, to każdy koń, który mocniej angażowałby do pracy tylne nogi, miałby taki problem. A także miałby problemy ze zginaczami biodra ( mięśniami: czworogłowym uda i biodrowo-lędźwiowym). Może powinnam dokładniej precyzować, co osobiście o tym myślę, tylko, że nikt nigdy tego ode mnie nie oczekiwał i nikt nigdy ze mną tak nie rozmawiał.
Ada

20 grudzień 2013
…Nie zgadzam się tylko z jednym. Piszesz, że założenie siodła pogłębi problem sztywności grzbietu. Siodło wymyślono dla wygody konia, a nie jeźdźca. Prawidłowo założone i tak też leżące na grzbiecie, odciąża kręgosłup zwierzęcia (zob. RZĄD KOŃSKI) Prawidłowy dosiad to odciążanie potęguje (zob. JAZDA NA NOGACH) Dzięki temu, że ciężar jeźdźca niosą strzemiona, rozkłada on się na poduszki pod siedziskiem siodła, które leżą na żebrach zwierzęcia. Ostatecznie więc ciężar człowieka niosą boki pleców konia, dlatego takie ważne są silne mięśnie wzdłuż kręgosłupa. Człowiek jeżdżący na oklep nie ma strzemion, na których mógłby stanąć, więc siedzi na kręgosłupie i maksymalnie go obciąża. Jeżdżenie na oklep to przyjemna sprawa, ale nie pomaga obolałym plecom wierzchowca. Na oklep powinno się jeździć na koniach z wykształconymi już silnymi mięśniami grzbietu i na takich dla, których wyginanie grzbietu w koci jest odruchem.
Olga

26 grudzień 2013
Umówiłam się z dziewczyną, która pomoże mi ocenić stan kopyt Evity, konsultując to jeszcze z dwoma profesjonalistami.
Ada

31 grudnia 2013
Evita jest teraz "bosa" więc bardzo rozważnie stawia kopyta. Zdjęcia jej kopyt konsultowało parę osób. Kopyta są zniszczone przez podkuwacza, natomiast cała wewnętrzna struktura kopyt jest taka, jaką powinien mieć każdy koń - idealna. Zatem, jeśli kopyta takie ma, to raczej resztę również, bo kopyto jest przecież jak paznokieć u człowieka i każdą chorobę na nim widać.
Ada

6 styczeń 2014
Dziś wieczorem przyjechał weterynarz. Pokazałam mu wszystkie zdjęcia Evity ze szpatem i zmianami w przodach. Zastanawiał się długo ... szpatu nie widzi, choć zmiany minimalne są dostrzegalne, ale zauważył zmiany w kończynach przednich spowodowane mikrourazami. Jaka jest tego przyczyna? Sposób kucia przednich kopyt był nieodpowiedni do tego, co powinno im się zafundować - ale to mój wniosek wyciągnięty po długiej konwersacji z lekarzem weterynarii. Mogę zacytować tylko to, że była Ona z premedytacja źle kuta! Jeszce raz to napisze Z PREMEDYTACJA, PRZEZ BEZWZGLĘDNEGO PODKUWACZA, KTÓRY MIMO SUGESTII W BEZDUSZNY SPOSÓB ZAKŁADAŁ KONIOWI PODKOWY ZACIEŚNIAJĄCE KOPYTA. Strugał kopyta tak, że zmieniał kształt strzałki, a przez to zmieniała się piętka. Taki sposób korekty kopyt NIE POZWALAŁ NA ICH NORMALNĄ PRACĘ. Z premedytacją zniszczył to, co dla konia najważniejsze, zaufanie i kopyta. Pytanie, dlaczego?
Ada

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia