sobota, 10 stycznia 2015

„WYBOISTA DROGA” DO SUKCESU


Szkic postu pt: „O zaangażowaniu końskiego zadu do pracy można mówić w nieskończoność”, napisałam po ostatnim treningu, jaki odbyliśmy z Leszkiem i Birką. To przy tej parze wpadłam na pomysł porównania z udziałem nart i kijków. Birka jest klaczą, która mocno zakodowała sobie podczas „pracy” z poprzednimi właścicielami, że jej sztywna szyja oraz walcząca głowa i morda, to silna broń. Jej odruch walki z człowiekiem jest tak silny, że nieraz prowokowała Leszka do „przepychanki” na wodzach. Dlatego też Leszkowi bardzo trudno było „przestawić się” na pracę łydkami. Trudno było mu pozbyć się odruchu i podświadomej chęci „odpracowania” błędów Birki, tylko i wyłącznie przy pomocy wodzy. Jednak nasza droga do takiego treningu była długa. Rozwiązywaliśmy po drodze sporo problemów. Leszek, siedząc na grzbiecie Birki, ćwiczył „prowadzenie” jej przy pomocy swojego ciała i bez użycia wodzy, jako bodźców kierujących. Tutaj bardzo pomogła nam jazda wzdłuż ułożonych drążków. Gdy zaczęliśmy współpracować, Leszek był przekonany, że prowadzenie konia polega na szukaniu, jak ja to nazywam, „pstryczków-elektryczków”. Pstryk i jest „światło”. Pstryk i natychmiast powinien być efekt. W ówczesnej jego pracy nie było żadnego przygotowywania zwierzęcia do wykonania ruchu, żadnego ustawiania i równoważenia jego ciała. Brakowało rozluźniania ciała jeźdźca i konia. Żadnej subtelności w sygnałach i swego rodzaju „magii”. Wielu z was skwitowało ostatnie słowo uśmiechem. Jednak raz po raz słyszę, jak jeźdźcy przechwalają się między sobą, że ich konie reagują na ich myśli. Jakby je czytały. Pewnie niejeden z was miał nieraz takie uczucie. Nie jest to jednak żadne „czytanie” naszych myśli, tylko „czytanie” naszego ciała przez wierzchowca. Nasze ciało, jego poszczególne części, reagują na nasze myśli i wyobrażenia, pracując mięśniami, ustawiając się pod wyobrażenia, rozluźniając się. Konie są tak wrażliwymi istotami, że dokładnie wyczuwają zmiany jakie zachodzą w naszym ciele, zmiany układu naszego ciała i reagują na nie. Zadziwiające i „magiczne” jest to, że konie wyczuwają to wszystko, czego nie czuje człowiek, mimo że w grę wchodzi jego ciało. Człowiek nie tylko nie czuje tego wszystkiego co konie, ale gotów jest przysiąc, że nie wykonał żadnego ruchu, nie napiął, ani nie rozluźnił żadnych mięśni.

Wracając do ćwiczenia, to skupiona uwaga Leszka na prowadzeniu klaczy dokładnie wzdłuż drążków, odwracała jego myśli od szukania owych „pstryczków-elektryczków”. Dzięki temu przestał działać wyuczonymi i mechanicznymi pomocami. Ćwiczenie to znakomicie rozluźniło i jeźdźca i konia. Leszek podświadomie ustawiał w siodle swoje ciało tak, jakby ustawiał je przemierzając trasę na własnych nogach. Drobne problemy pojawiły się, gdy para miała wyjechać z wnętrza owalu na zewnątrz lub odwrotnie. W Leszku natychmiast odzywała się chęć znalezienia „pstryczka”, co budziło wyraźny bunt Birki i postawę gotową do walki na wodzach. Tu wystarczyła sugestia, by Leszek w wyobraźni, długo przed wykonaniem ruchu, przesunął jeden z drążków tak, by móc wzdłuż niego zmienić tor marszu. Przy rozłożonych na ziemi drążkach, praca jeźdźca na wodzach ograniczała się do bardzo delikatnych i subtelnych sygnałów, utrzymujących szyję klaczy w pozycji na wprost. Ewentualnie nielicznych delikatnych szarpnięć ,przywołujących klacz do skupienia się. Inne sygnały „na linii” pysk konia-ręce jeźdźca nie były wówczas potrzebne tej parze.

Na kolejnych treningach przy pokonywaniu konkretnej trasy, ale już bez wytyczania jej drążkami, pojawił się kolejny problem. Przy pokonywaniu zakrętu w lewą stronę, Birka zginała szyję w lewo, rozpychając się przy tym prawą łopatką i „wynosząc” Leszka na szerszy łuk niż zakładał. Przy korygowaniu ustawienia szyi prawą wodzą, Birka traktowała pociągnięcia za nią jako sygnał: skręć w prawo. Nie pomagało wyraźne użycie przez Leszka prawej łydki i lewej pulsującej wodzy. Birka uparcie zmieniała kierunek podążając za prawą wodzą. Problemem okazało się ustawienie ciała Leszka w siodle. Czując podświadomie, że klacz na pomoce ustawiające skręca w prawo, ciało Leszka podążało za zwierzęciem. Podejrzewam, że już pracując prawą wodzą, jeździec pomagał sobie „ciągnąc rękę” całą prawą stroną swojego ciała. Prowokował w ten sposób klacz do wykonania zakrętu w prawo. Idąc tuż obok pracującej pary, w „krytycznym” momencie, gdy klacz już zamierzała wykręcić w prawą stronę, chwyciłam Leszka z obu stron za biodra. Najpierw przez moment przytrzymałam je, by zaraz potem ustawić ciało Leszka tak, żeby mogło „maszerować” w lewą stronę. Rezultat był natychmiastowy. Mimo nieustannie działającej prawej wodzy, klacz swobodnie pokonała łuk w lewa stronę. Jeździec zaczyna panować nad koniem, gdy bardzo świadomie panuje nad swoim ciałem. Leszek zaczął bacznie „pilnować” swojego ciała i problem taki do tej pory nie wystąpił ponownie.

Zrozumienie przez jeźdźca kwestii prowadzenia wierzchowca ciałem, pozwoliło mu przystąpić do nauczenia Birki, by nie reagowała zmianą kierunku czy zmianą ustawienia ciała na sygnały sugerujące jej rozluźnienie spiętej szyi
. Oczywiście nie od razu para odniosła sukces na tym polu. Pierwsze próby namówienia klaczy na zgięcie szyi, prowokowały ją do przemierzania trasy „wężykiem”. W tej chwili umiejętność ta jest nieodzowną pomocą przy nielicznych już buntach Birki. Bunty takie pojawiały się najczęściej w reakcji na pracę łydek jeźdźca. Szyja klaczy stawała się natychmiast maksymalnie napięta, zadarta w górę i gotowa do siłowania się z rękami jeźdźca. Birka miał wówczas w gotowości najsilniejszą swą „broń” (o czym pisałam na początku postu). Kiedy więc, podczas ostatniego treningu, Leszek uczył się pracować łydkami dla zaangażowania zadu podopiecznej, mógł dosiadem „pilnować”, by klacz nie zwiększała tempa, ciałem „pilnować” kierunku jazdy, a wodzami, bez ich zaciągania, mógł „prosić” Birkę o rozluźnienie szyi.

Najtrudniejsze dla Leszka, w pracy z koniem, jest przestawienie się na korygowanie tempa konia przy pomocy dosiadu. Nieustannym problemem okazuje się praca ciężarem opartym w strzemionach, praca poprzez rozciąganie mięśni pleców i brzucha. Równie trudnym jest pozbycie się odruchu zaciągania wodzy i nauczenie się, by je oddawać do przodu w momencie, gdy prosi Leszek Birkę o zwolnienie tempa. Do „tego” tematu wracamy na treningach nieustannie. Przeczytajcie proszę „ćwiczenie” opisane na końcu postu pt: „Co rozumiesz pod pojęciem ganaszowania się konia”, gdyż tak „wyglądał” również jeden z naszych ostatnich treningów.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia