Sytuacją, w której najczęściej dochodzi do takich nieporozumień między jeźdźcem a klaczą, jest przejście ze stępa do kłusa. Birka, kiedy kupił ją Leszek, zawsze rozpoczynała kłus "wystrzelona jak z procy". Ruch od pierwszego kroku był zbyt szybki, jej przód przeciążony a "napęd" klaczy był w jej przednich nogach. Leszek, próbując wymóc zwolnienie tempa, zaciągał wodze, wkładając w ten "sygnał" całą swoją siłę. Podejrzewam, że w taki sam sposób "pracowali" z Birką również poprzedni jej właściciele. Klacz nauczyła się siłowo walczyć z takim sygnałem. Latami udoskonalała sposoby walki i pewnie zawsze wygrywała. To wygrywanie "weszło jej w krew" i nie zrezygnuje z tego zbyt łatwo.
U jeźdźca, takiej siłowej pracy wodzami, towarzyszy zawsze, również siłowe, napinanie całego ciała i usztywnianie go. Mimo iż Leszek zdaje sobie sprawę z tego, że nie może dać szans Birce na walkę poprzez wodze. Mimo iż pracuje krótkimi, powtarzanymi sygnałami. Mimo iż wie, że pracując wodzami nie powinien "rozmawiać" z pyskiem konia, tylko z szyją, łopatkami i klatką piersiową klaczy. Mimo iż bardzo stara się wprowadzić "nowe" sygnały do "konwersacji" z koniem, nie potrafi powstrzymać się od napinania całego ciała i kurczenia się podczas przejścia Birki ze stępa do kłusa.
Nie chcąc powstrzymywać klaczy zaciągniętymi wodzami, Leszek próbuje uaktywnić swój dosiad. Próbuje być cięższym w strzemionach, jednak kojarzy mu się to bardziej z napinaniem mięśni, a nie ich rozciąganiem. Zwiększanie ciężaru w strzemionach kojarzy mu się z siłowym ich dociskaniem, przez co "uciekają" mu nogi wraz ze strzemionami do przodu. Namawiałam Leszka, by starał się stanąć w strzemionach trochę tak, jak w bloczkach startowych, tylko bez zadzierania pięt w górę. Zachęcałam do wyraźniejszego oparcia stóp o przednie krawędzie strzemion. Dzięki temu jeździec może zagarniać strzemiona do tyłu, co prowokuje do naciągania nóg w dół (począwszy od stawów biodrowych). Tłumaczyłam Leszkowi, że napięte mięśnie ud są twarde i okrągłe w obwodzie. Przy rozluźnionych, rozciągniętych mięśniach uda są miękkie i leżąc na siodle robią się "płaskie". Uczyłam też mojego ucznia, że praca rękami nie powinna kojarzyć mu się z koniecznością napinania ramion, karku, szczęki i pleców. Niech działające poprzez wodze ręce jeźdźca pracują niezależnie od reszty ciała. Począwszy od ramion, wszystkie stawy kończyn górnych człowieka powinny być luźne i sprężyście pracujące. Pracujące "w kierunku" aktywnych mięśni brzucha. Pracujące do ostatniego kroku stępa i od pierwszego kroku kłusa nad utrzymaniem rozluźnionego przodu klaczy. Sugerujące nieustannie: „nie wolno ci „zahaczyć się” o wodzę, nie wolno na wodzach walczyć”. Ręce jeźdźca powinny nieustannie pracować, wraz z ciałem i łydkami, nad utrzymaniem zrównoważonego rytmu i nad zgięciem (na zakrętach) ciała konia „w pasie”, a nie w szyi. „Spodziewając się” zakłusowania, ciało Leszka i wszystkie pomoce „zastygają w bezruchu”, zamiast nieustannie pracować.
Spięta i przykurczona postawa jeźdźca, gotowa do walki z podopiecznym, wywołuje w zwierzęciu odruch walki. Takie zachowanie jeźdźca jest prowokacją, nawet przy luźnych wodzach.
Reakcja Birki na prowokację jest zawsze taka sama. Zadziera sztywną szyję i głowę do góry, "rzuca pyskiem" gotowa "zahaczyć się" o którąkolwiek, albo obie wodze i rusza do kłusa jak wystrzelona kula armatnia.
Sporo czasu na treningach musieliśmy poświęcić na oduczenie Leszka odruchu kurczenia się. Skupiliśmy się na próbach "oszukania" ciała Leszka. Po pierwsze, namawiałam jeźdźca, by nie używał żadnego sygnału proszącego o zakłusowanie, który mógłby się kojarzyć z włącznikiem. Z takim pstryczkiem-elektryczkiem. To właśnie przed użyciem takiej pomocy jeździec napinał niepotrzebnie ciało. W trakcie naszych ćwiczeń Leszek zachęcał Birkę łydkami do aktywnego ruchu zadem, a sygnałem do przejścia w kłus miało być przyzwolenie na ten ruch. Zadaniem jeźdźca było intensywnie myśleć o chęci zakłusowania, za to całym swoim ciałem miał "nie zauważyć" zmiany chodu. Musiał całym sobą udawać, że nadal jedzie stępem. Musiał czekać ciałem, aż Birka zakłusuje. Jeździec nie powinien „wyprzedzać” konia i nie może, pochylając się , „startować" do kłusa jako pierwszy. Owe ćwiczenia poprzedziliśmy jazdą na lonży, podczas której ja dawałam sygnały Birce do zakłusowania. Nie używając pomocy "wprawiającej" klacz w kłus, jeździec pozostawiał ciało rozluźnione, jak podczas stępa. Zwierzę przechodziło wówczas do kłusa bez problemu. Szyję miało rozluźnioną i opuszczoną, a tempo ruchu podczas przejścia było spokojne i zrównoważone.
Nieprzypilnowany podczas samodzielnych jazd, Leszek nadal napinał swoje ciało, co czyni próbę oduczenia Birki nieprawidłowego odruchu bardzo trudnym. Oduczenie konia odruchu szykowania się do walki podczas przejść, będzie możliwe tylko przy konsekwentnym zaangażowaniu się jeźdźca we właściwą pracę. I tu wystąpił mały kryzys jeźdźca, przygasła wiara w dalsze postępy i chęć zaangażowania w pracę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz