poniedziałek, 5 października 2015

ALICJA I NAŁĘCZ


Post pod tytułem „koń taran” o wierzchowcach z „upodobaniem” przepychających się z człowiekiem, krążył mi w myślach od dawna. W internecie nie raz spotyka się wpisy typu: „Koń w czasie prowadzenia z pastwiska lub np. po jeździe wyrywa się i biegnie do stajni. Nikt nie ma siły, żeby go przytrzymać. Z tym samym koniem mam też problem w jeździe...pędzi przed siebie jak nie wiadomo co”. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele, z brakiem równowagi na czele listy. Nie bez znaczenia jest jednak fakt, że człowiek może „uczyć” zwierzę relacji z opiekunem, opierających się na „przepychaniu”. Zachęcam do przeczytania wspomnianego postu.

Niedawno rozpoczęłam współpracę z sympatyczną młodą amazonką i jej trzyletnim końskim przyjacielem. To jego zachowanie stało się głównym „motorem” do napisania postu o tym, w jaki sposób, całkiem niezamierzenie, można wykształcić w zwierzęciu odruch przepychania się z człowiekiem. Wierzchowiec Alicji został zajeżdżony przez młodego jeźdźca, który był w dziedzinie zajeżdżania nowicjuszem. Nie widziałam w jaki sposób pracował on z Nałęczem, nie będę więc o tym pisać. Mogę za to opisać, za zgodą mojej młodej znajomej, w jakim stanie i na jakim etapie „pracy” zastałam Nałęcza. Pozornie nie sprawiał on większych problemów przy obsłudze, kiełznaniu i siodłaniu. Trochę się wiercił przy szczotkowaniu, czasami wyrywał nogi przy czyszczeniu kopyt. Nałęcz jest bardzo młodziutkim wierzchowcem, więc takie sytuacje „mają prawo się zdarzyć”, gdyż znajduje się on na początku swojej edukacji. „Prawdziwym problemem” było to, że wałaszek nie „przegapiał” żadnej okazji, w której mógłby „siłować się” z człowiekiem. Każdy dotyk człowieka prowokował go do napierania ciałem. Uwiązany na uwiązie napierał do przodu tak, by móc „zawiesić” na nim cały swój ciężar. Przy kiełznaniu „kładł” się z całej siły na plecy Alicji, która odruchowo zapierała się, by podtrzymać jego „wielkie cielsko”. Nałęcz na sygnały „proszące”: „przesuń się” reagował pchaniem się w ich kierunku, zamiast „odchodzeniem” od nich.

Takie zachowanie Nałęcza przekładało się na sposób chodzenia z jeźdźcem na grzbiecie. Był to „rozpaczliwy” pęd do przodu. Powiązany on był z siłowym napieraniem (całym ciałem) na każdy sygnał dawany przez jeźdźca, a głównie ten, który był przekazywany poprzez wodze. Nałęcz ewidentnie „nauczony” był tego, że jest „trzymany” „pomocami” zadającymi ból i na tyle silnymi, że póki co, nie mógł ich jeszcze przezwyciężyć. W wielu sytuacjach nauczył się jednak „chować za wędzidło” tak, by zmniejszyć uczucie bólu w pysku i móc użyć przeciwko jeźdźcowi sztywne i spięte mięśnie w różnych częściach swojego ciała. Przeganaszowany nie „czuł” „próśb” kierowanych do niego poprzez wodze i „czaił się na okazję”, w której mógłby, uwieszając się na wodzach, zainicjować walkę z jeźdźcem, którą na pewno wygra. Przepychał się tak z Alicją głównie w kłusie. W stępie, w sytuacjach, gdy ich koncepcje co do kierunku jazdy były rozbieżne, Nałęcz wymuszał w ten sposób zmianę kierunku. Żeby nie dawać szans Alicji na „negocjacje”, zmieniał w tym samym momencie, w sposób dość błyskawiczny, stęp w kłus i zaraz potem w galop. Wałaszek bardzo szybko nauczył się, że drobniutka i słaba Alicja nie ma tyle sił do trzymania go, co jego „nauczyciel”-rosły, umięśniony i silny młodzieniec. W sytuacjach podczas stepa, w których „para” dogadywała się co do kierunku jazdy, problemem był sposób marszu zwierzęcia. Wierzchowiec wlókł się niemiłosiernie, stawiając krótkie ociężałe kroki, szurając kopytami o podłoże.


Koń ten nie znał i nie rozumiał żadnych sygnałów przekazywanych poprzez dosiad. Nie reagował na „prośby” przekazywane poprzez wodze i łydki. Podejrzewam, że „rozumiał” tylko, iż czując ból zadawany wędzidłem powinien się zatrzymać, a od „wrzynającej się” w żebra pięty jeźdźca i od bata powinien uciekać. Nie chciałam jednak tego sprawdzać. Rozpoczęłyśmy edukację Nałęcza od „tłumaczenia” mu znaczenia nowych, nie siłowych, sygnałów regulujących tempo i od prób nauczenia go właściwych reakcji na nowe sygnały. Nie było to proste ponieważ równocześnie musiałyśmy z Alicją „oduczać” Nałęcza praktycznie wszystkiego, czego do tej pory „się nauczył”. Nie było to łatwe ponieważ równowaga Nałęcza była całkowicie zachwiana. Brak równowagi i przeciążony przód ciała konia pogłębiały problem ze sposobem chodzenia, pędzącym i napierającym całym ciężarem na „trzymającego” go za pysk pasażera. 

Na naszych treningach to Alicja była jeźdźcem Nałęcza, a ja „nauczycielem” pomagającym Alicji stać się jego trenerem. Ponieważ musiałyśmy wdrażać plan szkolenia bardzo powoli, Nałęcz pracował pod Alicją na lonży. Głównym zadaniem amazonki było oduczyć się odruchu trzymania wierzchowca. Nie oznacza to jednak, że Ala puściła całkowicie wodze albo, że zrobiła je zupełnie luźne. Lekko napięte wodze potrzebne były nam do przekazywania zwierzęciu wielu sygnałów. Na początek musiałyśmy „wymóc” na Nałęczu zwolnienie tempa kłusa. „Wyhamowanie” jego było nie lada wyzwaniem, gdyż koń pędził, a nie trzymany, gdy nie miał się na czym uwiesić, zwiększał tempo do granic możliwości. Alicja musiała jechać w półsiadzie, bo przy zbyt szybkich i drobnych kroczkach konia, nie była w stanie nadążyć z anglezowaniem. Jadąc w takiej pozycji musiała się amazonka nauczyć stać „głębiej w siodle”. Ponieważ ruch jej wierzchowca był niewygodny, Ala odruchowo ściskała nogami, a głównie udami, siodło. Zaciskanie ud blisko „kroku” powodowało, że jej biodra „podjeżdżały” zbyt wysoko nad siodło. Taka pozycja prowokowała amazonkę do podciągania kolan, a tuż za nimi pięt. Efekt był taki, że Alicja stała w strzemionach na palcach, a całe nogi wraz ze strzemionami i puśliskami „uciekały” do przodu. Brak równowagi i oparcia w strzemionach utrudniał Ali pracę nad „odpuszczeniem” wodzy, nad „nie trzymaniem” Nałęcza oraz nad wprowadzeniem nowych sygnałów dawanych wodzami. A jego zbyt szybki kłus utrudniał Ali pracę nad własnym dosiadem. Miałyśmy swoiste błędne koło. Nie mogłam prawidłowo „usadzić” amazonki, bo za szybki ruch konia jej to uniemożliwiał, a brak prawidłowego dosiadu nie pozwalał jeźdźcowi na pracę nowymi prawidłowymi sygnałami. Próbowałyśmy „walczyć” równolegle z obydwoma problemami.

Alicja dzielnie układała łydki cofając je do tyłu, by „obejmować” Nałęcza w „pasie”, a nie pod pachami. Zagarniała przy tym strzemiona do tyłu tak, jakby układała sobie, w jak najlepszym miejscu „ruchomy murek”, na którym mogłaby wygodnie stanąć. Starała się przy tym opuszczać jak najniżej kolana i nie trzymać się nimi siodła. (Zob. "Czy wędzidło wyrządza koniowi krzywdę?") Nad „wyhamowaniem” wierzchowca pracowałyśmy wspólnie. Amazonka starała się wdrożyć krótkie i powtarzane pociągnięcia wodzami, które miały „imitować” klepnięcia konia dłonią w pierś-klepnięcia w przód kłody, mówiące: „skup się i zwolnij”. Ja takie same sygnały starałam się dodać podczepioną lonżą i wyciszałam zwierzę głosem. Nałęcz, nauczony walczyć z człowiekiem i nie znający żadnych sygnałów, utrudniał nam pracę przeginając szyję tak, że dotykał brodą własnej piersi. Unikał w ten sposób naszych sygnałów dawanych poprzez wędzidło. Sytuacja ta zmusiła nas do wprowadzenia kolejnego nowego sygnału „proszącego”: „podnieś głowę i szyję. Żeby Nałęcz mógł się nauczyć naszych sygnałów zwalniających, potrzebna nam była jego głowa i szyja niesiona nieco w górze i nie opadająca poniżej poziomu końskiej kłody. Wówczas dopiero wędzidło „działało odczuwalnie” i zrozumiale dla wierzchowca.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia