wtorek, 24 listopada 2015

SZTYWNA SZYJA NAŁĘCZA


Przeczytaj: Alicja i Nałęcz

Pracuję z Alicją i Nałęczem od maja tego roku. Przez ten czas działo się na treningach tak wiele, że nie wiem jak to uporządkować, by opisać w postach. Czy pisać o bieżących treningach i we wtrąceniach wracać do przeszłości? Czy może oprzeć się na korespondencji z Alicją, w której zadaje mnóstwo pytań? Nasza korespondencja, oprócz moich odpowiedzi na pytania, zawiera również relacje z mojej samodzielnej pracy z Nałęczem. Każdy trening sam na sam z Nałęczem muszę, ciekawej wszystkiego Alicji, zrelacjonować. Rozpoczęłam te samodzielne treningi z wałaszkiem z nadejściem września i zajęć szkolnych Alicji. Z Nią i Nałęczem mamy możliwość popracować tylko raz w tygodniu, w soboty.

Zacznę pisać i zobaczymy jak to wyjdzie.

Nałęcz jest koniem, który oprócz wielu nabytych złych nawyków, ma również wiele „pomysłów” na to, jak „utrudnić” nam wszystkim pracę. Jego najgorsze przyzwyczajenia, czyli „siłowanie się” z jeźdźcem, udało nam się w znacznej części „wyplenić”. Nie było to jednak łatwe. Nałęcz, swego czasu nauczył się, że jego najlepszą bronią przeciwko „pasażerowi” jest sztywna szyja z napiętymi maksymalnie mięśniami. Zapierając się taką szyją na wodzach, Nałęcz nie pozwalał, by Alicja wyegzekwowała od niego wykonanie jakiegokolwiek zadania. Za to, bez problemu wprowadzał w życie swoje pomysły. Nadawał tempo, rytm, chód i kierunek jazdy. Krótko mówiąc- ponosił kiedy chciał i jak chciał. Współpraca Alicji z jej podopiecznym nie należała do bezpiecznych. Pozostając „uwiązana” na lonży, „para ta”, w nowy etap współpracy musiała mieć wprowadzone ćwiczenia rozluźniające końską szyję. Wszystko głównie po to, by oduczyć Nałęcza używania jej jako „broni” do walki z „przeciwnikiem”.

W pierwszym poście opisałam sposób w jaki Nałęcz „uciekał” od sygnałów przekazywanych przez wodze. Żeby przekonać zwierzę, że chcemy używać wodzy bez zadawania bólu i na zasadzie zrozumienia ich znaczenia, musiałyśmy „namówić” go, by w ogóle zechciał czuć wędzidło. Miałyśmy błędne koło, z którego nie było „widać” wyjścia. Przeganaszowany z nienaturalnie schowanym, „między przednimi nogami” pyskiem, koń nie mógł poczuć żadnej „prośby” wysyłanej przez Alicję. Musiałyśmy znaleźć sposób, by poczuł chociaż jedną: „podnieś głowę i szyję do góry”. Jak „wyglądał” sygnał z taką informacją? Alicja musiała wysunąć maksymalnie do przodu wyprostowane ręce tak, by znalazły się jak najbliżej końskich uszu i krótkimi powtarzanymi szarpnięciami „wysyłać” polecenie. Tylko przy takim ułożeniu rąk i wodzy,wędzidło dotykało „kącików ust” konia, gdzie było przez niego odczuwalne. Sygnał „mówił” również: „podnieś szyję sam”. Gdyby Alicja próbowała przy użyciu siły ciągnąć wodzami łeb zwierzęcia w górę, niczego by nie wyegzekwowała. Ten wierzchowiec już wiedział, że jest silniejszy od człowieka i wiedział, jak wykorzystać siłowe i „ciągnące” sygnały człowieka do swoich celów czyli przepychanki z jeźdźcem. Był również pewien, iż tą przepychankę wygra. Nawet, gdyby nie wiedział, to siłowy sygnał sprowokowałby go do uczenia się walki z opiekunem. Na szczęście Nałęcz dosyć szybko zrozumiał, że sygnał Alicji, który wyżej opisałam, jest poleceniem egzekwującym podniesienie szyi i głowy. Wykonywał to zadanie bez sprzeciwu. Sprzeciw pojawiał się, gdy Alicja próbowała „poprosić” swojego podopiecznego o rozluźnienie podniesionej szyi lub skupienie się na sygnałach zwalniających. Wierzchowiec ten, „przekonany” o tym, że każdy sygnał dawany wodzami „przynosi” ból, nie próbował go zrozumieć, asekuracyjnie i natychmiast „uciekał” z pyskiem w kierunku klatki piersiowej, by chować się za wędzidło. A ponieważ jest to bardzo niewygodna i bolesna pozycja, szukał ucieczki od pracy próbując wywieść swoją opiekunkę do stajni. Przeszłyśmy długa i żmudną drogę, by przekonać Nałęcza, że wędzidło już nie będzie zadawało bólu, tylko będzie przekazywało zrozumiałe informacje. Nasza „siła” tkwiła w konsekwencji pracy i w tym, że byłyśmy bardziej uparte niż Nałęcz. Gdy koń „uciekał” z głową i mordą, to Alicja natychmiast prosiła o jej podniesienie.

Pracując nieustannie nad zwolnieniem tempa wałaszka, który uparcie próbował się rozpędzać, i nad podniesieniem szyi i głowy, wprowadziłyśmy sygnały „zmuszające” konia do zgięcia szyi na polecenie jeźdźca. Te pierwsze informacje przekazywane zwierzęciu trudno było nazwać prośbą o rozluźnienie mięśni szyi. Były one tak maksymalnie spięte i sztywne, a szyja „nastawiona” na „walkę”, że pierwsze polecenie jakie Nałęcz musiał zrozumieć to: „zegnij szyję, wolno tobie to zrobić”. Nie myślcie jednak, że podopieczny w ogóle nie zginał szyi. Zginał ją samowolnie po to, by walczyć z jeźdźcem podczas próby poniesienia w wymyśloną przez siebie stronę. Biegł wówczas ze zgiętą w łuk i nadal maksymalnie sztywną szyją, a próby poproszenia go o jej wyprostowanie „kwitował” „ucieczką” brody w kierunku piersi. Zgięcia szyi, o które Alicja „prosiła” swojego pupila miały być tak krótkie, jakby amazonka, na ułamek sekundy, chciała pokazać osobie stojącej z boku, czoło wierzchowca. Zależało nam, by szyja zachowywała się jak „sprężyna”: na chwilę zgięta miała natychmiast wrócić do swojej wyjściowej pozycji. Po co taki ruch? Po to, żeby Nałęcz zrozumiał, iż może rozluźnić mięśnie szyi, żeby przekonał się jak dobrze i wygodnie pracuje się z rozluźnionymi mięśniami szyi.

Podczas treningów wierzchowiec miał nad czym myśleć, ponieważ otrzymywał od nas sporo informacji „mówiących” czego mu nie wolno robić ze swoim ciałem, przeplatanych „prośbami” o wykonanie nowego ruchu czy ćwiczenia. Musiał się też nauczyć, że pomoce używane przez człowieka mogą przekazywać informacje różniące się znacznie od tych, które otrzymywał do tej pory. Chodzi mi o to, że dla Nałęcza wodze były tylko przekaźnikiem informacji: „zatrzymaj się” i „trzymam cię” i to w dodatku w sposób zadający ból. Teraz, aby koń właściwie zrozumiał nowe informacje przekazywane poprzez wodze i wędzidło, nie mógł ich kojarzyć z poleceniem: „stój” i „nie wyrywaj się-trzymam cię. Amazonka musiała więc dawać rękami krótkie powtarzane sygnały, a oprócz tego uaktywnić pracę łydkami. I tu „objawił się” Nałęczowi kolejny problem: „chce żebym zwolnił, a puka łydkami? Nie dość że działa wodzami, to jeszcze obie (ja też) proszą głosem o zwolnienie tempa?” Jednak, właśnie dzięki tym pukającym łydkom, wierzchowiec z czasem zrozumiał właściwy sens próśb przekazywanych poprzez wodze. Nałęcz nauczył się, że łydki jeźdźca nie tylko „podganiają”. Nauczył się, że „proszą” o aktywniejszy krok tylnymi nogami, gdy współdziałają z sygnałami 
„namawiającymi” do zwolnienia tempa i „mówią”: „wodze to nie hamulec, nie zwalniaj, gdy działają, postaraj się znaleźć właściwy sens sygnałów przekazywanych za ich pomocą”. CDN


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia