środa, 23 marca 2016

POCZĄTEK ROKU Z ALICJĄ I NAŁĘCZEM


Z nowym rokiem aura nie była łaskawa dla jeździectwa. Spowodowała ona, że plac, na którym trenujemy, stał się jednym sporym „bagniskiem”. Dopiero w lutym udało nam się parę razy popracować. W poprzednim poście pisałam, że: „Pracujemy na zamkniętym padoku ale dość dużym. Jego wielkość daje większe szanse zwierzęciu na osiągniecie celu, niż jeźdźcowi. To Alicja wpadła na pomysł, by „przenieść się” z pracą na mniejszy czworobok. Ponieważ jednak takiego nie było, stworzyłam go rozciągając połączone ze sobą lonże”. Pomysł z przeniesieniem pracy na mniejszy padok okazał się „strzałem w dziesiątkę”. Nasze postępy w pracy z Nałęczem przybrały na tempie, chociaż wcale nie próbujmy się spieszyć. Alicja ostatnio postarała się o słupki, linkę i tworzymy zamknięty obszar na nasze potrzeby, stopniowo go powiększając.

W naszym przełomowym treningu, podczas którego skupiliśmy się na pracy „psychologicznej” i ustalaniu hierarchii w parze Alicja – Nałęcz, głównym chodem był stęp. Potem w przejściach stęp – kłus Nałęcz zafundował nam „lekcję” pt: „nie będzie tak lekko. To, iż jestem posłuszny w jednym chodzie nie znaczy, że w innym będzie tak samo”. Mimo wszystko, dość szybko osiągnęłyśmy cel jakim było „namówienie” Nałęcza, by nie wykorzystywał przejść ze stępa do kłusa jako pretekstu do rozkojarzenia się i do walki z Alicją. Skupienie się na tym, żeby wałaszek nauczył się respektować „prośby” amazonki podczas przejść stęp – kłus, kłus – stęp, było owocnym posunięciem. Musicie jednak wiedzieć, że takie edukacyjne przejścia zwierzęcia z jednego chodu w inny nie mogą wyglądać tak, jakby zwierzę działało na „pilota”. Moja Pani trener powiedziała mi kiedyś, że: „konia można zajeździć na samych przejściach” (w dużym skrócie). I jest to niezaprzeczalny fakt. Należy jednak przekazać zwierzęciu mnóstwo informacji określających sposób takiego przejścia. Pamiętam, że gdy zaczynałam przygodę z jeździectwem, jak mantrę powtarzano, że koń musi przejść do innego chodu natychmiast po jednym sygnale. Dawało to taki efekt, że jeźdźcy maksymalnie siłowo zaciągali wodze, by przejść do niższego chodu i niemiłosiernie „rzucali się” w siodle, by przejść do chodu wyższego. Owszem, zwierzęta wykonywały polecenia (czasami posłusznie, czasami buntując się) ale uwieszone na wodzach, bez zaangażowanych do pracy tylnych nóg, z przeciążonym przodem i nie idące na jednym torze i wyznaczonej ścieżce. „Edukacyjne przejścia” mają nauczyć zwierzę rozumieć sygnały proszące o dane przejście, by nie było ono efektem ucieczki od impulsu albo nacisku. Muszą również dać wystarczający czas człowiekowi na „opowiedzenie” zwierzęciu w jakim ustawieniu powinien dane przejście wykonać. Dlatego sam sygnał: „zmień chód” musi być, jakby poleceniem „do zapamiętania” dla wierzchowca. Sygnał ten musi przede wszystkim wynikać z postawy jeźdźca, wyrażającej oczekiwanie na wykonanie polecenia. Zwierzę musi wiedzieć, że bez względu na kolejne sygnały, to pierwsze jest obowiązujące i jeździec pozwoli je wykonać w momencie, gdy ustawienie, rozluźnienie i zrównoważenie konia będą zadowalające.

Jakiś czas Alicja i Nałęcz pracowali tylko na przejściach między stepem i kłusem. Praktycznie w momencie zakłusowania Nałęcz otrzymywał od Alicji polecenia przejścia do stępa (edukacyjnego przejścia). W tym chodzie para pozostawała nieco dłużej, by mieć czas na „poprawienie” ustawienia, rozluźnienia, równowagi konia i poprawę dosiadu Alicji, jeżeli uległy „popsuciu” podczas przejść. Po czym powtarzali ćwiczenie.

Następne treningi pozwoliły ćwiczącej parze pozostawać dłużej w kłusie i pracować w tym chodzie nad postawą. Poprawy wymagały i postawa Alicji i Nałęcza. Podstawowym problemem był odruch konia „kładzenia się” na kole na wewnętrzny bok. Całkowicie gubił on przy tym równowagę i by „ratować się” przed jej brakiem, wałaszek z każdym krokiem coraz bardziej się rozpędzał. Żeby mógł on prawidłowo zareagować na prośby amazonki o zwolnienie tempa i wyrównanie rytmu, Alicja musiała „postawić” podopiecznego „równo na cztery nogi”. Problem ten pojawiał się podczas pracy w obie strony czyli, że zawsze konieczne było „podniesienie” wewnętrznego boku zwierzęcia. Poprosiłam Alicję, żeby wyobraziła sobie, że podczas jazdy kłusem wewnętrzne nogi Nałęcza „wpadają” w rów. Namawiałam Alicję do wypracowania takiego „ruchu” łydką, żeby jej podopieczny zrozumiał, iż chce ona „wyciągnąć” mu te nogi z „dołka” i poprosić o niewielkie odsunięcie się od rowu tak, by szedł jego brzegiem. Ten „ruch łydką” można by porównać do pracy „łyżki” koparki w momencie nabierania ziemi. Przy tej „regulacji postawy” Nałęcza ważne było też to, by jego nos skierowany był na wprost. O takie ustawienie głowy i szyi Alicja nieustannie „prosiła” podopiecznego delikatnymi i powtarzanymi pociągnięciami za wodze. Było to konieczne, gdyż równoważąc „przewracające się” do wewnątrz ciało, koń „łamał szyję” na zewnątrz. Pracując wewnętrzną wodzą, amazonka sugerowała również zwierzęciu, by nie usztywniał mięśni szyi i starał się pracować mając je rozluźnione.

Niedawno na blogu „pogotowie jeździeckie” napisałam post pt: „koń „przytulony””. W skrócie chodzi o to, by pracując z wierzchowcem odnosić wrażenie, że ciało konia jest zwarte. Gdyby takie zwierzę było zbudowane z klocków Lego, to wszystkie, bez wyjątku, elementy powinny dokładnie do siebie przylegać. Konie, szczególnie młode, zachowują się niestety czasami tak, jakby „budowla” się rozpadała albo jakby odczepiały się od niej pojedyncze klocki czy grupy klocków. U Nałęcza, po „wyciągnięciu” go z rowu, tendencje do „odczepienia się w bok od reszty ciała” miała wewnętrzna przednia noga wraz z łopatką. Taka „uciekająca” łopatka „ciągnęła” za sobą resztę końskiego ciała, czego efektem było zacieśnianie łuków. Pokonując zakręty i w prawo i lewo, Alicja pracowała nad „dociśnięciem” wewnętrznych „łopatkowych klocków” i scaleniem ich z resztą „budowli”. Oczywiście to „dociskanie” nie miało nic wspólnego z siłowym ciśnięciem czymkolwiek na cokolwiek. To „dociskanie” było zadaniem dla wyobraźni jeźdźca, a pomocami była pukająca wewnętrzna łydka Alicji, jej ciało „nie dające się zepchnąć” z wytyczonej ścieżki i ćwiczenie rozluźniające mięśnie wewnętrznej strony szyi konia. „Przymocowanie” wewnętrznej łopatki do reszty końskiego ciała nie kończyło pracy nad ustawieniem ciała zwierzęcia. Teraz Alicja musiała „pilnować”, by jej podopieczny „nie popsuł poprawek”, więc zachęcała zwierzę, by pracowało „przytulone”. (Przeczytaj: 
„Koń „przytulony”” )

Powiązane posty:
RĘCE JEŹDŹCA-JAK POWINNY PRACOWAĆ

Podczas lutowych treningów musiałyśmy też „wyprostować” Alicję. Jej biodra „spadały” nieustannie na prawą stronę siodła, a to pociągało za sobą wykrzywienie ciała i niewygodne ułożenie nóg. Gdyby Alicja szła, to taką pozycję ciała miałaby wówczas, gdyby jej prawa noga stąpała w nieznacznym zagłębieniu. Amazonka musiała więc namawiać wierzchowca do „wyciągnięcia” wewnętrznych nóg z :”rowu”, równocześnie wyciągając z niego swoją prawą nogę. Ważne było, by wykonała to ciągnąc prawe biodro w górę i opuszczając lewe w dół. W innym przypadku Alicja zgięłaby po prostu bardziej prawą nogę w kolanie, a biodra nadal „spadałyby” z siodła na prawą stronę. W prostowaniu postawy pomogło też Alicji „niesienie wody” na takim drewnianym nosidle (koromysło) nakładanym na ramiona. Gdy amazonka wyobraziła sobie, że niesie w ten sposób dwa pojemniki z wodą, nie musiałam już tłumaczyć jej, które ramię ma obniżyć, a które podnieść w górę.

Za zgodą Alicji wstawiam filmiki z efektami naszej pracy. Na ostatnim z nich para „podróżuje” już na dużym, pełnym padoku.

  






[ Koromysło - nosidło, drewniany przyrząd do noszenia ciężarów, najczęściej wiader z wodą. Ma kształt pałąkowatej belki z wycięciem na szyję zakładanej na ramiona. Dwa pojemniki o zbliżonej wadze wiesza się na hakach na obu końcach pałąka, dzięki czemu koromysło zachowuje równowagę.

Słowo wywodzi się z języka ukraińskiego. Inne spotykane nazwy: jarzemka, kluki, sądy, kule, szelki, pedy (Podlasie), szuńdy (Wielkopolska). (Wikipedia)]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia