sobota, 27 sierpnia 2016

NAŁĘCZ


Od ostatniego wpisu minęło sporo czasu. Alicja w międzyczasie leczyła złamaną rękę, więc siłą rzeczy nie pracowałyśmy razem na treningach. Mieliśmy: Nałęcz i ja, przez ten okres, czas na pracę we dwoje. Alicja, mimo kontuzji, przy pomocy znajomych starała się, by wałaszek jak najczęściej mógł pobiegać na lonży dla utrzymania wypracowanej kondycji. Jednak nie było w naszych wysiłkach dawnej regularności w pracy. Na szczęście amazonka wróciła już do formy.

Jeszcze przed nabawieniem się kontuzji przez Alicję, nasza wiosenna praca z wierzchowcem miała wiele wątków. Wszystkie jednak łączył jeden główny problem: każdy planowany trening ze zwierzęciem to była wielka niewiadoma. I to nie ze względu na aspekty „techniczne”. Sen z powiek spędzał i spędza nastawienie podopiecznego do współpracy. Nałęcz tak „znakomicie” nauczył się siłować i walczyć z człowiekiem, że przekonanie o konieczności tej walki jest w nim bardzo głęboko zakodowane. Żeby móc pracować na jego grzbiecie z dosiadu, z oddanymi i delikatnie działającymi rękami, konieczne jest wcześniejsze żmudne, uciążliwe i konsekwentne namawianie go, by zechciał popracować według nowych zasad. Niezmiernie długo trwa takie namawianie podopiecznego na współpracę bez siłowego „przeciągania się” wodzami. Jest to jednak konieczne, bo próba przekazywania jakichkolwiek „próśb”, gdy Nałęcz wpada w nastawienie: „siłujmy się, bo wiem , że jestem silny”, mija się z celem. Sygnały jeźdźca musiałby być wówczas siłowym wymuszeniem, które i tak nie przynosiłyby efektu, a „koń rósłby w siłę”. Nałęcz zdołał się jednak już zorientować, że jestem bardziej uparta niż on, mam czas, cierpliwość i spokój i że prędzej czy później będzie musiał ustąpić. Gdy już to zrobi, nasza praca staje się bardzo przyjemna, a Nałęcz szybko uczy się prowadzić dialog. Szybko i ze zrozumieniem uczy się również prawidłowych reakcji na nowe „prośby” i plecenia. To inteligentne zwierzę i pewnie dlatego też równie szybko zrozumiał, że jest dużo silniejszy od człowieka i że można z tej siły korzystać.

Co oznacza mój upór, cierpliwość i spokój? Jeżeli koń z pełną świadomością „chce” być niegrzeczny, to niegrzeczny jest głównie przodem ciała. Nieustanne próby mocniejszego obciążania tego przodu, napinanie szyi, siłowanie się z opiekunem poprzez wodze, wieszanie się na wodzach, rozpychanie łopatką, zginanie szyi - wszystko to zwierzę może robić, bo nie umie inaczej, bo nie ma innego wyjścia, bo nikt mu nie wytłumaczył, że można inaczej. Jednak inteligentny wierzchowiec może świadomie wykorzystywać te elementy do walki z człowiekiem. W przypadku Nałęcza, i na pewno wielu innych koni, praca nad zmianą sposobu pracy przysparza nowe problemy. Jeździec pracujący siłowo, będzie blokował „siłowe zapędy” wierzchowca również siłą, wspomaganą prędzej czy później patentami. Przy mnie Nałęcz zaznał bez-siłowej pracy ale mam wrażenie, iż właśnie to doświadczenie chyba jeszcze dobitniej uświadomiło mu czym i jak może być niegrzeczny i czym i jak może wygrać z człowiekiem siedzącym na grzbiecie. I Nałęcz z „uporem maniaka” próbuje to wykorzystywać. Ten wymieniony wcześniej mój upór, cierpliwość i spokój to moja siła. Wydawałoby się takie zwykłe przejście ze stępu do kłusa, nic prostszego. My z Nałęczem zmieniamy chód poświęcając na to nieraz parę dużych wolt. Robimy to po to, żeby podopieczny, zachęcany moimi pomocami, ostatecznie zakłusował w przekonaniu, że chce współpracować, że zgadza się na wykonanie polecenia, że czeka na dalsze instrukcje. Gdy zaczynamy „proces” przejścia, moje łydki, dosiad, postawa, nieustannie sugerują, że kłus jest naszym celem. Mimo pracy zachęcającej do kłusa, nie pozwalam podopiecznemu wykonać polecenia, póki nie poczuję chęci współpracy z jego strony. Nałęcz próbuje zakłusować z przeciążonym przodem, uwieszony na wodzach i ze zbyt dużym impetem. Moja praca polega wówczas na tym, że powtarzając nieustannie sygnał: „kłus”, „mówię” mu: „ale nie tak, jak ty chcesz. Nie wolno tobie robić czegokolwiek samowolnie. Rusz od zadu, zaangażuj tylne nogi do pierwszych kroków kłusa. Podnieś przód i ruszaj spokojnie, powoli i rozważnie.” Wówczas Nałęcz próbuje inaczej. Rozpycha się zewnętrzną łopatką, zostawiając równocześnie zad, ustawiony i idący po przekątnej. W innej opcji zadziera głowę i napina tak maksymalnie mięśnie szyi, by człowiek nie miał żadnych szans poprosić o ich rozluźnienie czy przekazać jakikolwiek sygnał i rusza w wymyśloną przez siebie stronę i najchętniej znowu z dużym impetem. Moja praca, to znowu nieustanne namawianie do kłusa bez ostatecznego „pozwolenia”, jeżeli nie zaakceptuje moich próśb o rozluźnienie i prawidłowe ustawienie ciała. Ta nasza „zabawa” trwa tak długo, aż nie poczuję „odzewu i „zapewnienia” od podopiecznego, że ruszy do kłusa współpracując ze mną. Ruszamy wówczas spokojnym równym tempem, koń nie obciąża żadnej z moich oddanych rąk i z prawidłowo ustawionym ciałem. Przy regularnej pracy, ilość wolt potrzebnych nam na „dogadanie się” dość szybko ulegała zmniejszeniu. Każda dłuższa przerwa „zachęcała” Nałęcza do wystawiania mojej cierpliwości, spokoju i konsekwencji na ponowną próbę. Mimo zadowalających mnie postępów wiem, że do osiągnięcia celu, czyli namówienia Nałęcza do rezygnacji z bycia niegrzecznym, potrzebne są miesiące, a nawet lata pracy. Wszystko zależy od częstotliwości, regularności, konsekwencji w postępowaniu z wałaszkiem.

Pracując z Alicją i Nałęczem, dodatkowo dużo czasu poświęcamy na utrzymanie równego spokojnego tempa, głównie w kłusie. To od kłusa zaczynają się „zapędy” konia do pędzenia. Gdy Alicji uda się dogadać z podopiecznym co do wzorowego przejścia, Nałęcz niestety próbuje „zepsuć” pozytywny efekt pracy. Każdą chwilę nieuwagi swojej opiekunki, każdy symptom jej zmęczenia i rozkojarzenia czy popełniony błąd wykorzystuje, by przyspieszyć. A gdy poczuje, że mu się to udaje, bez skrupułów dodaje inne swoje „pomysły” ze spinaniem i totalnym usztywnianiem szyi na czele. Jeździec bez-siłowo zaczyna „panować” nad wierzchowcem, zaczyna budować swoja pozycję na wyższym szczebelku hierarchii, gdy dyktuje jakim tempem i rytmem ma koń iść. Ponieważ Nałęcz przy niekontrolowanym tempie w kłusie popada w skrajność, Alicja miała za zadanie „utrzymać” taki kłus, który byłby przeciwną skrajnością. Miała egzekwować takie tempo kłusa, które „sugerowałby” zwierzęciu chęć przejścia do stępa. Miał to być taki kłus, żeby Nałęcz miał powody do „zastanawiania się”, czy każdy następny jego krok ma już być wykonany w stępie czy jeszcze nadal w kłusie. To trochę tak, jakby amazonka „oszukiwała” zwierzę, że chce przejść do niższego chodu, a jej pracujące łydki na to nie pozwalają. Oprócz „budowania” hierarchii, dodatkowym zyskiem takiej pracy w kłusie jest „wymuszenie” na zadnich nogach, by stały się siłą napędową „pojazdu”. A mając napęd z tyłu, zwierzę nie będzie „pędzić”. Nie będzie też przeciążać przodu ciała, a tym samym ma dużo mniejsze szanse na napięcie szyi, na uwieszenie się na rękach opiekuna, na chowanie się za wędzidło, na bycie niegrzecznym. I tu znowu potrzeba miesięcy pracy, by koń świadomy swojej siły, bez sprzeciwu zaakceptował fakt, iż jeździec jest „kontrolerem” i osobą „regulującą” tempo i rytm chodów.

Praca w kłusie na granicy przejścia do stępa daje również szansę jeźdźcowi na pracę nad uświadamianiem zwierzęciu, że mięśnie jego szyi powinny pracować w nieustannym rozluźnieniu, a ciało w prawidłowym ustawieniu. Ćwiczyłyśmy z Alicją sposób rozmowy o tych dwóch ważnych aspektach. Chodzi o to, że pracujące wodze „wskazują” miejsce na szyi, o rozluźnienie którego jest poproszony wałach, ale to łydka wysyła sygnał: „rozluźnij to miejsce”. Podobnie rzecz się ma z prawidłowym ustawianiem łopatek przez konia. „Rozmawiając” poprzez wodze, Alicja sugerowała, która łopatka jest źle ustawiona. Która przednia noga zwierzęcia „ucieka” na bok zamiast kroczyć na wprost. Ale to znowu pracująca łydka amazonki „dawała” sygnał: „popraw ustawienie”, sygnał: „wykonaj polecenie”. Nie było to łatwe zadanie, gdyż każdy, co jakiś czas, sygnał dawany łydką przez amazonkę, Nałęcz próbował wykorzystać do przyspieszenia tempa. „Zmuszał” w ten sposób Alicję do wydajniejszej pracy nad utrzymaniem tempa, określonego przez nią w tym ćwiczeniu.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia