poniedziałek, 18 września 2017

TYGRYSEK


Swego czasu w internecie krążył filmik z koniem w roli głównej, który nie chciał podawać kopyt podkuwaczowi. Wierzgał i odkopywał się tylnymi kończynami. Pan, którego zadaniem było skorygować kopytka, przykleił na czubek nosa niesfornego zwierzęcia dość spory kawałek taśmy klejącej i zwierzę się uspokoiło. Od tej pory bez problemu i sprzeciwu podawało kolejne kończyny do obróbki.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ przy pracy z koniem bardzo przydają się niekonwencjonalne pomysły. Na trudne sytuacje w relacjach z wierzchowcem lepszym rozwiązaniem jest znalezienie sposobu „przechytrzenia” czy dotarcia do zwierzęcia, niż użycie siły. Nie wyobrażam sobie wprawdzie, jak podkuwacz ściągnął z nosa taśmę klejącą, bez wydepilowania go (na filmiku nie zostało to pokazane), ale efekt na dany moment „współpracy” z koniem był rewelacyjny. Rozwiązanie przy pomocy taśmy było inspiracją dla mojego pomysłu. Z Moniką „walczymy” ostatnio z nieodpartym dążeniem jej podopiecznego do łapania w zęby wszystkiego co popadnie: lonży, wodzy, ręki, uda czy pośladka opiekunki. Te próby podszczypywania były tak natarczywe, że człowiek nie mógł się na niczym skupić, tylko nieustannie uchylał się unikając „paszczy” zwierzęcia albo próbując zniechęcić go na różne sposoby do tego typu zachowania. Przyszło mi więc do głowy, że mogłoby coś zwisać zwierzęciu tuż przy pysku i nosie. Coś co lekko dotykałoby czubka jego nosa i „wpadało” między szczęki za każdym razem, gdy konik będzie próbował coś lub kogoś ugryźć. Przymocowałam pasek krzyżowy do ogłowia tak, że spełniał ową rolę. Wałaszek był zdziwiony i zainteresowany sytuacją, co wyciszyło na jakiś czas jego „podgryzające” zapędy.

Pierwszym pomysłem na „niegryzienie” przez zwierzę było: „wsiadanie na grzbiet, na patyka”. Paszcza wałaszka bardzo uaktywniała się w momencie, gdy Monika przymierzała się do wsiadania. Żeby jak najmniej szkodzić zdrowiu młodego zwierzęcia przy tej czynności, amazonka próbowała wsiąść z podestu, a ja obciążałam przeciwległe strzemię. Okazało się to o tyle trudnym zadaniem, że konik nieustannie próbował się cofać, żeby jego paszcza miała szansę na złapanie nas za którąś z części ciała. Bardzo przydatnym okazał się cienki patyk. Podopieczny bardzo chętnie łapał go między przednie zęby, z upodobaniem ściskał i wówczas bardzo grzecznie i cierpliwie stał i czekał, aż jego opiekunka wsiądzie mu na grzbiet. Patyk służył mu jako gryzak jeszcze przez parę kroków stępa, a potem wałaszek go upuszczał.

Zanim w niekonwencjonalny sposób wykorzystałyśmy pasek krzyżowy, założyłyśmy go podopiecznemu w tradycyjny sposób. Nie lubię wiązać pyska wierzchowcom ale wydawało się to najlepszym rozwiązaniem. Mimo, że zwierzę miało ograniczone możliwości rozwierania szczęk, nadal próbowało podszczypywać. Po wielu różnych pomysłach na wytłumaczenie zwierzęciu, że taka zabawa żadnemu z ludzi nie bardzo się podoba, najlepszym rozwiązaniem okazało się „zagrać” z wałaszkiem w jego grę. Nie znaczy to, że od tej chwili pozwoliłyśmy konikowi na podgryzanie. Sprawiłyśmy, aby ta zabawa zaczęła być nieprzyjemna dla niego, a nie dla nas. Każdą próbę złapania czegokolwiek w zęby odwzajemniałyśmy szczypaniem go po mordzie. Jesteśmy w naszych reakcjach bardzo konsekwentne i widać wyraźnie, że robi to na zwierzęciu spore wrażenie. Konik zaczyna się zastanawiać zanim podejmie kolejną próbę uszczypnięcia którejś z nas. A co najważniejsze, wykonuje polecenia które „udawał”, że nie rozumie.

Niestety, uchylanie się człowieka przed zębami, zwierzę potraktowało jako oznakę uległości. A to zachęciło je do urozmaicenia zabawy z człowiekiem i oprócz gryzienia, podopieczny napierał całym ciałem na opiekuna, straszył głową z położonymi uszami i nawet stawał dęba. Robił to wszystko, gdy widział, że bronimy się przed jego zapędami, zapieramy ciałem, próbujemy sił w przepychaniu. I znowu efekt zaczęło przynosić zagranie w grę konika, zamiast unikać ataków – atakowałyśmy. Człowiek nigdy nie będzie silniejszy od konia. Wszelkie próby siłowego trzymania go, zatrzymywania i przytrzymywania rękami czy całym ciałem, utwierdziłyby tylko zwierzę w tym, że jest od nas silniejsze i że przy pomocy siły można z człowiekiem walczyć i wygrać.

Na czym polegało nasze „atakowanie”? W pracy z koniem, podczas prób oduczania go złych nawyków i wskazywania mu, które z jego zachowań są złe i niepożądane, nie chodzi o to, żeby go karać albo bić tak żeby się bał człowieka. Wałaszek w tej swojej zabawie napierał całym ciałem, jak taran i za nic miał sygnały próbujące go powstrzymać. Trzeba było mu więc uświadomić, że od sygnału wysyłanego przez opiekuna należy odchodzić, a nie na niego napierać. Monika próbowała powstrzymać podopiecznego uderzając go bacikiem w pierś i po łopatkach. Teraz używa tych samych sygnałów w taki sposób, żeby koń od nich odskoczył. Pochwalony za taką reakcję zaczyna kojarzyć, że tak powinna wyglądać jego odpowiedź na nasze polecenia. Sygnał opiekuna musi być jak użądlenie osy, jak ugryzienie psa, jak uszczypnięcie końskimi zębami. Koń musi zdać sobie również sprawę z nieuchronności reakcji człowieka. Należy więc reagować na każde niepożądane zachowanie. Człowiek musi też cały czas mieć postawę wyrażającą: „nie ustąpię tobie ani przed tobą”. Kiedy zwierzę nauczy się prawidłowej reakcji, do wydania mu polecenia nie będzie potrzebny bacik, wystarczy gest człowieka.

Konik Moniki najbardziej lubi złapać w zęby lonżę i jest cały szczęśliwy, gdy człowiek trzyma ją z drugiej strony. Szarpanie jej, jak zwykły to robić psy przeciągające z człowiekiem jakiś sznur, to super zabawa. Próba dotarcia do zwierzęcia i skupienia na pracy w tym momencie to strata czasu. Lonża w zębach i szansa na zabawę przesłania wałaszkowi wszystko. Żeby zacząć pracę albo wrócić do niej, musimy wyegzekwować od podopiecznego wypuszczenie jej z pyska.


Konik, którego opisuję – podopieczny Moniki - dorobił się pseudonimu: Tygrysek. I w cale nie dlatego, że wszystko łapie w zęby. Jest to przesympatyczny wałaszek rasy uszlachetniony Konik Polski. Stworzenie to ma cztery lata i bardzo buńczuczny charakterek. Pewna znajoma bardzo trafnie określiła jego charakter mówiąc: „on wychodzi z człowiekiem do pracy i ma od razu postawę i „minę” wyrażającą myśl: „no i co mi k.... zrobisz?”. Wałaszek wykorzysta każdą okazję do przepychania się, do zabawy i do zachęcania do niej. Żeby postawić na swoim wykorzystuje paszczę, szyję i łopatki.

A skąd pseudonim? Wałaszek podczas biegania na lonży próbuje co jakiś czas straszyć osobę lonżującą i zacieśnia koło, żeby się do niej zbliżyć. Zmniejsza koło z głową obróconą do lonżującego i z uszami groźnie położonymi po sobie. Ponieważ na coraz mniejszym kole jest mu trudno iść energicznym tempem, próbuje samowolnie je zwolnić, a nawet przejść do niższego chodu. Najlepszym „lekarstwem” na takie zachowanie okazało się „zmuszanie” konika do utrzymania tempa, a nawet jego zwiększania. Żeby temu podołać wierzchowiec sam wraca na większe koło, gdzie jest mu dużo łatwiej iść i pracować. W każdej stajni jest ktoś taki, kto „wszystko wie”. U nas też jest taka osoba i widząc nasze zmagania, stwierdziła, że gonimy to stworzenie, jak dzikie zwierzę w cyrku. I tak Konik Polski został Tygryskiem.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia