We wspólnej pracy jesteśmy na etapie lonżowania na wypinaczach trójkątnych (zob. KOŃ "ZGANASZOWANY", ZEWNĘTRZNA "WODZA" NA LONŻY). Oczywiście klacz szarpiąc głową chciałaby wyrwać wypinacze z „rąk jeźdźca” tak, jak to robiła z wodzami. Nie chciałam, by przy tym szarpaniu Drobina „nadziewała się” na wędzidło zadając sobie tym samym ból. Zrobiłam więc wypinacze z gum, które rozciągając się i skracając przy ruchu głową utrzymują stały nacisk na dolną szczękę klaczy. Czując wypinacze Drobina próbuje też w pierwszym odruchu przyjąć pozycję cofającą się (zob. CHĘĆ KONIA DO PÓJŚCIA DO PRZODU). Nie chce pójść do przodu, by się nie musieć „oprzeć” o wędzidło, a tym samym nie dopuścić do owego nacisku wędzidła na dolną szczękę. W miarę pracy ta niechęć podopiecznej ustępuje. Drobina nieustannie podganiana batem, poproszona w ten sposób o stopniowe wydłużanie kroku tylnymi nogami, decyduje się na pójście do przodu. By taki efekt osiągnąć muszę pilnować, wyciszając ją głosem, żeby sygnału batem nie odebrała jako przyzwolenia do nadmiernego rozpędzania się (zob. PRACA NAD TEMPEM WIERZCHOWCA PODCZAS BIEGANIA NA LONŻY). Coraz częściej udaje nam się z Drobiną osiągnąć jej równy, miarowy i spokojny ruch z wyraźną chęcią pójścia do przodu i spokojną nieszarpiącą za gumy głową.
Kolejne nasze ćwiczenie to wspólne chodzenie, przy czym moim zadaniem jest utrzymać równo napięte wodze trzymane w jednej ręce. Drobina nawet przy takim marszu usilnie chce je wyrwać mi z ręki. Staram się, by moja ręka podążała za szarpiącym ruchem głowy klaczy tak, jak gumy zastępujące wypinacze. Muszę bardzo pilnować się, by ręka została po każdym szarpnięciu rozluźniona, by nie usztywnić ramienia, łokcia i nadgarstka. Muszę pozwolić ręce na „rozciąganie się i skracanie”, dzięki czemu wędzidło nie zmienia swojego położenia w jej pysku (zob. SPRĘŻYNA). Maszeruję obok niej, trzymając zawsze w drugiej ręce bacik ujeżdżeniowy, przy pomocy którego daję sygnały regulujące tempo marszu. Gdy Drobina zwalnia, podganiam ją pukając bacikiem za sobą, w jej bok. Gdy przy próbie wyszarpnięcia wodzy Drobina przyspiesza, pukam bacikiem po jej klatce piersiowej prosząc, by zwolniła. Czasami, gdy idziemy, trzymam przed nami bat do lonżowania, jak jakąś sunącą przed nami barierkę. Podopieczna znając już sygnał zwalniający nie próbuje tej bariery przekroczyć i zwalnia, gdy dotknie ją swoją piersią. Dzięki temu, mogę skupić się na „dogadywaniu z pyskiem” klaczy i póki co, nie używać żadnych sygnałów dawanych wodzami.
Każdy jeździec wie, że przy wsiadaniu na konia należy przytrzymać nieco skrócone wodze lewą ręką. Drobina nawet wówczas je wyrywa w bardzo silny i energiczny sposób. Nasze ćwiczenia na razie polegają na tym, że chwytam wodze wcześniej zahaczone o kółka do lonżowania. W tym przypadku niestety Drobina „nadziewa się” na wędzidło, ale inaczej nie byłabym w stanie w ręku utrzymać wodzy. Ponieważ jeszcze na nią nie wsiadam, tylko pokazuję zamiar wsiadania, klacz szybko uspokaja się i pozwala przytrzymać wodze (nawet dość krótkie) przez określony przeze mnie czas. Oczywiście zostaje za to wynagrodzona. Wszystkie ćwiczenia z ziemi, nawet markowanie wsiadania i zbieranie do tego wodzy, wykonuję z obu stron Drobiny.
20 marzec 2014
Dzisiaj Drobina, po raz pierwszy od kiedy wspólnie pracujemy, nie podjęła ani jednej próby wyszarpnięcia wodzy z moich rąk.
Olga
Olga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz