piątek, 25 lipca 2014

BIRKA I CAPLOWANIE


Ostatni post, jaki opublikowałam w „Pogotowiu jeździeckim”, był na temat caplowania koni. O tym jak oduczyć zwierzę tego fatalnego nawyku. Jak pracować z wierzchowcem, by nie skracał kroku, gdy nie radzi sobie z wykonaniem poleconego zadania. By nie unikał cięższej i bardziej wydajnej pracy w stępie i nie przechodził samowolnie w kłus. Postanowiłam poruszyć ten problem, ponieważ razem z Leszkiem zmagamy się z nim, pracując z Birką. Capluje ona przede wszystkim wówczas, gdy schodzi z niewielkiej nawet górki. Nie potrafi zejść z niej stawiając długie spokojne kroki. Nie potrafi „przysiąść” wówczas na zadzie i „utrzymać tam większości swojego ciężaru”. Wyobraźcie sobie, że koń jest wypełniony piaskiem. Żeby mógł on swobodnie pracować w każdym terenie, konieczne jest równomierne rozłożenie tego piasku na każdą jego kończynę. Im trudniejsze zadanie ma zwierzę do wykonania, tym więcej piasku powinno się znaleźć w tylnych kończynach. Jednak zawsze po równo na lewej i prawej stronie zwierzęcia. By utrzymać gros piasku w tylnej części, koń musi maszerować tylnymi kończynami jak najgłębiej pod swoją kłodą. Dzięki temu obniży nieco zad. Będzie to wszystko możliwe, gdy wierzchowiec będzie stawiał tylnymi nogami długie, energiczne kroki. (zob. JAZDA Z GÓRKI). Gdy Birka schodzi z górki „większość piasku przesypuje jej się na przód ciała”. Tracąc w ten sposób równowagę, klacz zwiększa tempo do kłusa, by ratować się przed upadkiem. Była ona na pewno w takich sytuacjach zatrzymywana poprzez zaciągnięte wodze. Mimo, że Leszek nie pracuje w ten sposób wodzami, Birka na pamięć przybiera postawę do walki z rękami człowieka. Zadziera wysoko głowę i usztywnia szyję. Za wszelką cenę próbuje zahaczyć się mordą przynajmniej o jedną wodzę. Zaczyna caplować, by zwiększyć swoje szanse na zwycięstwo w przepychance z jeźdźcem. Oprócz sygnałów ciałem i biodrami, „proszących” Birkę o stawianie długich kroków, Leszek nie może dopuścić do owego zahaczenia się klaczy mordą o wodzę. Nie może sobie pozwolić na „kontakt” z podopieczną przypominający przeciąganie liny. Szybkimi i krótkimi szarpnięciami daje klaczy znak, że nie chce z nią walczyć na wodzach. Gdy koń zrozumie informację, opuszcza głowę i szyję, chowając się za wędzidłem. Leszek stara się wówczas utrzymać obie w identycznym napięciu. Bez względu na to, co się dzieje z szyją klaczy, przytrzymuje wodze tak, jakby lekko naciągał bardzo delikatną gumkę. Nie używa ich, gdy chce poprosić klacz o zwolnienie tempa. Robi to wyłącznie z dosiadu, czyli pracując ciałem (zob. JEŹDZIĆ "OD DOSIADU"). Chcemy nauczyć Birkę, że z tym jeźdźcem na grzbiecie nie musi obawiać się wędzidła, wodzy i ludzkich rąk. Chcemy oduczyć ją walki na wodzach. Nie jest to wszystko łatwe. Birka im bardziej jest zmęczona, tym częściej capluje. Jest to wówczas „ucieczka” słabego jej zadu przed ciężką pracą. Głęboko zakodowane, złe nawyki klaczy, bardzo często się ponownie pojawiają. Utrudniają one jeźdźcowi panowanie nad swoimi ciałem i odruchami. Leszek ma duży problem, by nie zablokować swoich bioder, gdy klacz zaczyna caplować, by pozostawić je rozluźnianymi, sugerując w ten sposób podopiecznej rozluźnienie swoich bioder. Luźne biodra jeźdźca to także „polecenie” dla konia powrotu do marszu opartego na długich, spokojnych krokach. Trudne do opanowania przez jeźdźca jest zapanowanie i wyregulowanie ruchu swoich bioder. Gdy koń zaczyna stawiać drobne i szybkie kroczki poprzedzające caplowanie, Leszek podąża ciałem, huśtając się w ich takt. Huśta biodrami coraz szybciej i na coraz „krótszym odcinku”. Nieprawdą jest, że jeździec powinien dopasować się do ruchu konia. To wierzchowiec powinien iść w rytm narzucony przez człowieka. W stępie, galopie i kłusie ćwiczebnym, nasze łydki „proszą” zwierzę: „huśtaj moimi biodrami”, ale to te biodra mówią w jakim tempie i rytmie chcą się poruszać. Dzięki temu egzekwujemy od podopiecznego wydłużenie albo skrócenie kroku. Podczas kłusa anglezowanego łydki jeźdźca „proszą” konia „podrzucaj mnie” ale regulując tempo wstawania i przysiadania w siodło, nadajemy rytm końskim krokom. Dlatego, gdy „pojazd” zaczyna przyspieszać, biodra jeźdźca nie powinny dać się ponieść. Pomaga w tym wyobraźnia, w której można „wystukiwać” sobie rytm. Pomagają myśli: „ja nie jadę szybciej”, „ja zostaję póki nie powrócisz do wcześniejszego rytmu”. Pomoce skupiające - szybkie i krótkie sygnały wodzami, sugerujące klepnięcie zwierzę w pierś, ułatwią jeźdźcowi utrzymanie równego rytmu bioder albo ponowne wyregulowanie go.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia