Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EVITA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą EVITA. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 13 maja 2014

"NIECHCIANE" KONIE


26 kwiecień 2014
Pytanie, jakie ćwiczenia na elastyczność szyi jeźdźcy wykonują? (zob. PLUSZOWY KOŃ) Czy je w ogóle wykonują? Praca z koniem niektórym kojarzy się z pokazywaniem swoich umiejętności tożsamych ze sformułowaniem „koń to nie przyjaciel, koń to leń”. Tak domniemywa pewna społeczność ludzi, którzy uważają się za sportowców parających się jazdą konną. Obserwując właśnie „tych sportowców” niestety dochodzę do przekonania, że to oni są leniami a nie ich konie. Wykorzystują zwierzę, które ma przynieść sławę ale niewiele robią, żeby się z nim „dogadać”. Niestety, nie miałam okazji patrzeć, jak jeźdźcy masują swoje konie, spacerują z nimi godzinami, żeby to one właśnie czuły się najważniejsze, nie widziałam takiej dbałości nawet podczas kontuzji zwierząt. Zazwyczaj wygląda to tak, że zakłada się drogie ochraniacze, wzywa się weterynarza, pakuje się w ciało konia niezliczoną ilość specyfików, a następnie, skołowane zwierzę umieszcza się na długie dni w boksie. Czasami to wygląda, jak szamotanie się z zaroślami. Jak nie z jednej strony, to z drugiej pojawia się wówczas problem i trzeba się natrudzić w dwójnasób, żeby wyjść z tego błędnego koła. Gdy to się nie udaje, bywa też i tak, że „pokiereszowane” psychicznie i fizycznie zwierzę upycha się innemu właścicielowi .
Ada


13 maj 2014
Na szczęście i „nieszczęście” wiele takich koni trafia do ludzi, którzy mają w sobie dość miłości do swoich nowych podopiecznych, by cierpliwie, długo i ze zrozumieniem z nimi pracować. Odpracowują ich kontuzje fizyczne i psychiczne. Z pewnością właśnie Ty jesteś taką osobą. Mam również znajomego, który kupił bardzo skrzywdzoną i w związku z tym bardzo zbuntowaną klacz. Przechodziła ona z rąk do rąk, bo nikt sobie z nią nie radził, żeby w końcu „wylądować” w oborze. Znajomy „wyciągnął” ją stamtąd, wyleczył poranione ciało i zaczął pracę nad uspokojeniem i wyciszeniem klaczy. Poświęcił dziesiątki godzin na przekonywanie podopiecznej, że przy czyszczeniu nic jej nie grozi. Przemierzył dziesiątki kilometrów obok konia na wspólnych spacerach, budując więź i zaufanie. Jednak spory nawet zasób książkowej wiedzy i intuicji nie wystarczy do pracy z takim koniem. I tu pojawia się owo nieszczęście. Tacy ludzie ze swoimi znerwicowanymi „przyjaciółmi” nie bardzo wiedzą gdzie szukać pomocy i nie bardzo mają gdzie ją znaleźć. Z jednej strony, instruktorzy i trenerzy preferujący typ jazdy: „za ryj i heja do przodu”. Tacy raczej nie udzielą nawet płatnej pomocy, bo nie wiedzą jak sobie poradzić z takim koniem w parze z niedoświadczonym jeźdźcem, albo z jeźdźcem, który nie chce sprawiać bólu swojemu podopiecznemu. Z drugiej strony kliniki z doświadczonymi, znakomitymi zawodnikami i trenerami, do których ludzie ze swoimi niechcianymi przez innych konikami, nie maja śmiałości się zgłosić na treningi. Jest jeszcze jedna strona medalu, niestety finansowa. Jeździectwo wydaje się byćdaje się rozrywką ludzi zamożnych. Jednak wielu ludzi mających niewielkie środki, decyduje się na to hobby i posiadanie konia, szukając wytchnienia od codzienności, problemów i stresu. Dla takich ludzi koszt udziału w takiej jednej klinice byłby bliski cenie konia, którego nabyli, więc się na takie kliniki nie decydują. Puentą tekstu powinien być pomysł na rozwiązanie problemu, jakim jest brak optymalnej kadry szkoleniowej, ale niestety ja go nie mam.
Olga


24 kwiecień 2014
Pomijając to wszystko Evita dziś długo na mnie czekała i zarżała na mój widok. Usłyszałam Ją już przed stajnią, jak kopie w drzwi boksu zniecierpliwiona . Kurczę… i ten widok zwierzęcia które czeka. Chciałabym tak zawsze, ale może dzisiaj miała lepszy dzień. Przez pół godziny robiłyśmy przejścia w stępie. Stęp swobodny, wydłużony. Napisałabym jeszcze zebrany, ale to momenty były, więc się nie liczy. Pracowałam z dwoma batami. Ogarniałam nimi Jej ciało i pokazywałam w której chwili coś jest do poprawy. Przez chwilę nawet nie miała problemu z lewą stroną i wtedy pozwoliła mi usiąść spokojnie na Jej grzbiecie. Pracowałyśmy głównie w stępie. Dwa baty do korekty. Odprężyła się. Cieszę się z tego niezmiernie, ponieważ do niczego Jej nie zmuszałam. Ona po prostu cieszyła się, że dzisiaj mogła przyjąć jeźdźca jak zdrowy koń. Ale gdy wracała do boksu na chwilę zmieniła wykrok, jakby się wahała czy tam wracać. Mam nadzieję, że jutro też będzie czekała na mnie. Ale i tak wyciągnę Ją na spacer gdyby miała jakieś wątpliwości.
Ada



13 maj 2014
Napisałaś:” …jeszcze (stęp) zebrany, ale to momenty były, więc się nie liczy”. Nie masz racji, że się nie liczy. Bardzo się liczy, poprawa zaczyna się właśnie od tego, że wierzchowiec wykona coś dobrze przez moment. Te momenty, to właśnie już spory sukces. Już ćwiczenie raz wykonała, więc na pewno jest w stanie powtórzyć, może na dłużej. Ty to poczułaś: zrobiło się wygodniej na grzbiecie konia? poprawił się jego ruch? Sprężystość? Równowaga? Jeżeli poczułaś poprawę, to już teraz wiesz do czego dążyć w pracy z podopiecznym. Napisałaś też: „…i wtedy pozwoliła mi usiąść spokojnie na Jej grzbiecie”. I to jest bardzo ważne spostrzeżenie. Sporo piszę o prawidłowym siedzeniu w siodle i jeździec powinien wzorowo usiąść na każdym koniu, ale prawdą jest, że bardzo trudno to zrobić na wierzchowcu spiętym, ze sztywnym grzbietem, z zachwianą równowagą. Skoro poczułaś, że Evita pozwoliła Tobie usiąść wygodnie na jej grzbiecie, to znaczy, że „namówiłaś” ją do przyjęcia prawidłowej postawy podczas pracy, do rozluźnienia i uelastycznienia ciała. Wprawiasz w ten sposób w ruch koło zamachowe, w którym ta wypracowana i dobra postawa zwierzęcia pozwala Tobie na swobodna pracę nad dosiadem. A przy coraz lepszym dosiadzie, koń dopasowując się do niego, nieustannie udoskonala ową postawę, „zbliżając się dużymi krokami” do ideału :)
Olga



niedziela, 27 kwietnia 2014

JAK PRACOWAĆ Z EVITĄ Z ZIEMI



22 kwiecień 2014
Dzięki wędrówkom z Evitą odkryłam nowy sposób rozmów z własnym koniem. Nie boi się już niespodzianek, wyskakującej zwierzyny z zarośli czy falujących folii, blach dziwnie zostawionych w polach jako straszaki akustyczne. Evita chyba miała zablokowane lewe biodro. Kiedy idziemy w teren czasami zdarza się Jej toczyć koła w lewą stronę, jakby chciała mnie przygnieść tą stroną. Czasami jest to bardzo uciążliwe, ponieważ, żeby wyprzedzić mój ruch podkłusowuje i dosłownie otacza mnie. Teraz więcej prowadzę Ją z prawej strony. Zaczęła się skupiać. Zaczęła iść prosto. Masz rację z karuzelą. Wychodziła z niej tak potwornie znudzona i obojętna na wszystko, że zaczęłam się zastanawiać, jaki sens jest tworzenie tak "płaskiego" urządzenia. Nic się tam nie dzieje, wszystko jest nudne i bez niespodzianek. Zero słońca, tylko cień. Evita jest taka pachnąca słońcem. Cieszy się wreszcie na wyjście z boksu. Dziś od rana dostałam nowej siły. Przemierzyłyśmy prawie trzy godziny w stępie w interwałach ... szybciej,wolniej , cofnięcia pod górę, zatrzymania, cofnięcia na prostej, przesunięcia w bok... może Jej się spodobało, było inaczej, a Ona to lubi.
Ada

25 kwiecień 2014
Z Twoich opisów wynika, że wyciągniecie Evity z boksu i powrót do pracy, przyniosły pozytywny efekt. Jeżeli Evita ma przyblokowane lewe biodro, to chodzenie z nią z jej prawej strony jest dobrym posunięciem. Siedząc w siodle człowiek ma większe możliwości przekazywania zwierzęciu informacji, z ziemi to wbrew pozorom czasami trudniejsze. Wygląda na to, że być może przez to biodro lewa strona Evity jest w ruchu trochę wolniejsza niż prawa, dlatego owija się ona wokół Ciebie. Idąc z prawej strony konia, automatycznie dajesz sygnał tej stronie, że ma zwolnić. Dlatego klacz idzie wówczas prosto, tempo jej dwóch boków wyrównuje się. Gdy będziesz szła z jej lewej strony musisz spróbować nauczyć jej prawy bok zwalniać mimo, że Ciebie tam nie ma. Ja biorę w takich sytuacjach ze sobą bacik i prowadząc konia pukam bacikiem klatkę piersiową konia, oczywiście bliżej prawej strony. Ćwiczenia z poruszaniem się we wszystkich kierunkach-super. Szczególnie ruchy w bok. Na drugiego maila odpiszę jak najszybciej. Muszę tylko trochę przysiąść, pomyśleć i przejrzyście napisać. Czytałaś wpis pt: "Problemy klaczy o imieniu Drobina"? Parę informacji z niego może Ci się przydać.
Olga

22 kwiecień 2014
Bardzo Cię proszę o pomoc. Jak mam prawidłowo ustawić łopatki tylko z ziemi, wydłużyć krok, wzmocnić i uelastycznić grzbiet. Przede wszystkim w stępie. Ostatnio spróbowałam tylko usiąść na oklep ( nie ważę zbyt dużo pomimo wzrostu) i cała się usztywniła. Zeskoczyłam z Jej grzbietu i oprowadziłam Ją w stępie. Potem poprosiłam, żeby sama stępowała. Po kilkunastu minutach ponownie spróbowałam usiąść . Nie była usztywniona, ale "uciekała" na lewą stronę . Przez pięć minut pracowałam w stępie, bez wodzy, prosząc tylko o zmiany kierunków. Bardzo się starała, ale ... skończyłyśmy pracę, jak zwykle, w stępie. Mimo wszystko, Ona bardzo chce pracować. Przez chwilę wygląda, jak zdrowy, piękny koń, a po chwili staje się koniem zmartwionym. Jakby się bała, że Ją opuszczę. Tak czasami się zachowuje. Jakby wszystko robiła, żeby Jej nie zostawić. Dzisiaj poprosiłam o zagalopowanie. Ucieszyła się, ale szybko "zgasła". Dwie foule i tyle. Zrobiła się smutna, tak jak ja.

27 kwiecień 2014
Przy pracy z koniem z ziemi trzeba przede wszystkim „uzbroić się” w bat do lonżowania i bacik ujeżdżeniowy. Baty te maja być przedłużeniem naszej ręki, która powinna dokładnie wskazywać zwierzęciu części jego ciała, których ułożenie należy poprawić. Przy pomocy przedłużonych rąk „rozmawiamy” też z wierzchowcem „językiem migowym”, przekazując mu nasze prośby określające warunki i zasady jego pracy. Machanie lonżą będzie dla podopiecznego tylko i wyłącznie sygnałem sugerującym przyspieszenie. Jeżeli chcesz dać się koniowi tylko wybiegać w bezładny sposób, to pewnie „gonienie” go zwiniętą w pętle lonżą, wystarczy. Do pracy z wierzchowcem z ziemi konieczne są też dwa trójkątne wypinacze (zob. ZEWNĘTRZNA WODZA NA LONŻY) wyregulowane na taką długość, by koń miał prostą, swobodnie wyciągniętą szyję, ale głowę opuszczoną. Broda konia nie może jednak „uciekać” mocno w kierunku klatki piersiowej. Czubek końskiego nosa musi odrobinę „wyprzedzać” pionową linę „poprowadzoną” w dół od czoła zwierzęcia. Tak przygotowany do pracy koń powinien energicznie, ale nie zbyt szybko maszerować (zob. PRACA NAD TEMPEM WIERZCHOWCA PODCZAS BIEGANIA NA LONŻY). Człowiek musi odnosić wrażenie, że zwierzę idzie na granicy przejścia do wyższego chodu. Trzeba jednak założyć, że to przejście nie może być wykonane z „rozpędzenia”, czyli zrobienie pierwszego kroku np. w kłusie (tylną nogą), nie powinno być poprzedzone zwiększeniem przez zwierzę tempa stępu. Człowiek musi przekazywać podopiecznemu zwalniające sygnały głosem i lonżą i podganiające batem, tak współgrające jakby chciał, żeby tylne nogi konia zrobiły przynajmniej dwa kroki już w kłusie, zanim ruszą do kłusu przednie. Taka praca „wymusi” na wierzchowcu wydłużenie kroku, wzmacnia mięśnie zadu i grzbietu. Jeżeli chodzi o łopatki, to ułożenie szyi konia jest „wskaźnikiem” (w dużym uproszczeniu) prawidłowego albo nieprawidłowego ustawienia jego łopatek. Przy rozluźnionej szyi, ustawionej tak, że nos konia widziany od przodu pokrywa się idealnie ze środkiem klatki piersiowej zwierzęcia, łopatki będą z dużym prawdopodobieństwem ustawione poprawnie. Gdy „rozpycha się” wewnętrzna łopatka, szyja podopiecznego będzie odwrócona na zewnątrz i usztywniona, a całe jego ciało będzie „ścinało” i zacieśniało łuk (zob. "CHOWANIE WEWNĘTRZNEJ ŁOPATKI KONIA"-ścinanie łuku na lonży). Wówczas to, szarpiącymi sygnałami dawanymi przy pomocy lonży, trzeba poprosić wierzchowca, by rozluźnił szyję, spojrzał na chwilę na lonżującego, a po poprawieniu ułożenia łopatki, na wprost. W tym samym czasie batem wskazującym łopatkę, a nawet ją nim dotykając, prosimy wierzchowca o jej „schowanie”. Żeby jednak sygnał był dla konia „oczywisty”, nie możemy pozwolić mu na zmniejszanie okręgu, po którym biega. Zachęcamy wręcz do jego zwiększenia, „prosząc” batem o przesunięcie się na szerszy tor, wskazując zadek podopiecznego. Samowolnie zgięta do środka szyja konia, będzie „odzwierciedleniem” „rozpychającej się” zewnętrznej łopatki (zob. NOGA SPADAJĄCA Z TORU). W tym przypadku lonżą musimy pracować tak, jakbyśmy „przyciągali” do siebie zewnętrzna łopatkę zwierzęcia. Sygnały powinny być tak wypracowane, by koń nie miał szans zgiąć po nich szyi. Powinny być krótkie, ale wyraźnie przyciągające i użyte dokładnie w momencie, gdy biegnący koń ma podniesioną zewnętrzną przednią nogę, szykując ją do postawienia na ziemi. Batem zaś poproś konia o przestawienie zadu trochę na zewnątrz, bo przy uciekającej zewnętrznej łopatce na pewno „poruszał się” po mniejszym łuku niż przód konia. Gdy po takich sygnałach szyja konia „wyprostuje się” tak, jak wyżej opisałam możesz uznać, że to dzięki prawidłowemu ustawieniu zewnętrznej łopatki. Taką samą pracę nad ustawieniem ciała konia można wykonywać chodząc i biegając przy nim. Mając w ręku ujeżdżeniowy bacik dbamy o to, by koń dotrzymywał nam kroku, który staramy się robić długim, posuwistym z wysoko podnoszonymi kolanami. Zaletą takiej pracy jest to, że wyraźnie czujemy, czy zwierzę pcha się na nas ze źle ustawiona wewnętrzną łopatką, czy przesadnie odsuwa się od nas ze zgiętą w naszym kierunku głową i próbując nas okrążyć. W takiej sytuacji wyobraź sobie, że prowadzisz dwa, ustawione obok siebie konie. Wewnętrzna wodza prowadzi podopiecznego idącego bliżej Ciebie, zewnętrzna tego dalej. To ten ostatni oddala się od Ciebie, bo trzymany i idący zbyt szybko, nie wie co zrobić ze swoim rozpędzonym ciałem. Dlatego „trzymająca” go wodza wraz z bacikiem pukającym go w pierś, namawia go do zwolnienia i wyrównania do Twojego tempa.
Olga


wtorek, 22 kwietnia 2014

EVITA I JEJ PROBLEMY Z CHODZENIEM


25 marzec 2014
Obejrzałam "niechodzącą" Evitę na filmiku przez Ciebie przesłanym. Ta prawa noga ją boli, to pewne, ale pytanie: dlaczego? Było lepiej, prawda? Jeździłaś na niej, pisałaś o brykaniu na lonży. Od kiedy jest taki stan? Gdy nie jest zachęcana do chodzenia, gdy jest pozostawiona sama sobie np. na łące, to idzie tak samo? Na moje oko to wygląda tak, jakby miała ropę w nodze i w kopycie, a jeżeli to wykluczamy, bo trwa to zbyt długo, to jest to może jakiś przewlekły stan zapalny. Do tego mogła dojść kulawizna już na tle psychicznym. Czując, że jesteś inna, że jesteś dobra ,Evita nadmiernie rozczuliła się nad sobą. To jest kontuzja nabyta dawno, tylko ból zadawany podczas pracy przez poprzednich jeźdźców nie pozwalał jej na skupieniu się na bólu nogi. Chociaż pisałaś, że próbowała to pokazać. Jeżeli dostawała dodatkowo środki zmniejszające ból, to nie czując go, Evita sama nadwyrężała nogę. Co ja bym zrobiła? Jest lek przeciwzapalny o długotrwałym działaniu. Nie podawałabym środków przeciwbólowych, bo ona musi oszczędzać tą nogę, a czując ból będzie to robiła. I najważniejsze: trzeba odblokować psychikę. Evita chyba już się po prostu boi chodzić normalnie. Kulawizna to reakcja obronna. Evita musi mieć kontakt z innymi końmi. Separacja pogłębia zły stan psychiki. Trzeba wymyślić coś co zajmie jej umysł tak, żeby zapomniała o swoim stanie. W boksie powinna mieć miękko-dużo słomy. Jak w nodze jest stan zapalny, to i ciśnienie w kopycie może być też zbyt duże. Sprawdź tętnicę pod pęciną z zewnętrznej strony. Jak mocno będzie „waliła Ci” po palcach to potraktuj kopyto jak ochwatowe i je schładzaj. Gdy zaczniesz z nią pracować, to niech klacz nie wlecze się za Tobą. Pogłębia się u niej wtedy przekonanie o tym, że jest taka biedna. Idź na wysokości jej łopatki i róbcie po dwa-trzy kroki i stój i nagroda za zrobienie tych kroków. Nie ciągnij jej by szła. Jeżeli stojąc obok niej nie ruszy na słowną zachętę, poproś bacikiem o zrobienie tych paru kroków. Ona musi poczuć, że zaczyna pracować, że jest potrzebna, ale musi poczuć również, że teraz praca nie będzie sprawiała jej bólu. Evita świadomie, albo podświadomie pokazuje Tobie jak bardzo ją boli noga. Ona wie, że Ty to widzisz, ona wie, że się martwisz, ona wie, że się rozczulasz. Wasze relacje nie mogą się tylko na tym opierać, a Evita trochę Cię w to wpędza. Pomyśl o tym. Klacz, u której kiedyś odpracowywałam podobny stan, zwichnęła najpierw nogę. Zwichniecie było poważne, ale nie beznadziejne. Musiała stać sama w boksie przez dłuższy czas, dostała farmakologicznego ochwatu, „opadły” wszystkie mięśnie. Lekarz weterynarii prześwietlił całą nogę, jak również kręgosłup. Wszystko było ok. Uwierz mi: siadła jej psychika. W którymś momencie nie chciała nawet wyjść z boksu. Trwało to jakiś czas zanim pomyślałam, by odblokować jej umysł. Dzisiaj to bardzo zdrowy koń.
Olga

26 marzec 2014
Zachęciłam Evitę do wyjścia. Nie wyciągałam jej tak, jakbyśmy przeciągały linę. Nie patrzyłam się Jej w oczy. Podczas czyszczenia byłam bardziej stanowcza niż zazwyczaj ... Ona była tak wstrząśnięta, że na chwilę Ją zatkało. Potem zaczęła mnie badawczo obwąchiwać. Przez godzinę spacerowała w karuzeli. W tym czasie pracowałam z innym koniem. Potem zabrałam Ją na pracę pod siodło w stępie. Już w chwili zakładania siodła cała się spięła. Poklepałam Ją mocniej niż mam w zwyczaju i powiedziałam Jej "dawaj ogrzyco, to twój dzień". Poszła, stępowała, rozluźniła się. Byłam zdecydowanie bardziej stanowcza. Każda pochwała wyglądała tak, jakby dwaj kumple spotkali się na piwie i wzajemnie poszturchiwali się porozumiewawczo. Odniosłam wrażenie, że to na Nią bardziej działa, niż takie "delikatne gmyranie". Może właśnie tego potrzebuje, „męskiej” stanowczości, kuksańców, a nie "jakieś tam pieszczotliwe spoufalanie się". Obserwowałam również Evitę z ukrycia, jak porusza się, gdy mnie nie widzi. Jest zupełnie inaczej! Kopyta ma czyste, ale faktycznie, może to być przewlekły stan zapalny. Dostaje już środek, który powinien Jej pomóc. Zaczynam nową pracę z tym koniem. Może jutro będzie gorzej, może nawet zachęta nie podziała, ale i tak, wyciągnę Ją z tego samotnego boksu. Zrobię Jej masaż rozgrzewający, solarium, stęp przez bardzo dłuuuugi czas.
Ada



11 kwiecień 2014
Od dłuższego czasu zmagam się z czymś, co się nawet nie nazywa kulawizną konia. Wygląda to jak porażenie połowy przedniej części ciała. Jest, po czym znika kolejnego dnia do formy lekkiej nieregularności. Spacerujemy. Z dnia na dzień dłużej i bardziej intensywniej. Dzisiaj przemierzyłam z Nią niemal dwie godziny w nieustannym stępie w terenie. Pod górkę ( strasznie była stroma) a Ona patrzyła kątem oka. Pomyślałam, że bada czy się już zmęczyłam. Zebrałam się w sobie i dalej pod górkę ( Prawie Mount Everest w wielkim deszczu) . Dlaczego? Ponieważ zauważyłam, że zaczynają zanikać Jej mięśnie, te, nad którymi pracowałam przez trzy lata. Idziemy tak, ponieważ kiedy wyprowadzałam Ją do karuzeli ktoś inny wprowadzał tam po chwili ogiera. Przez kilka dni stawiała opór przy wyjściu z boksu. Poganiałam Ją bacikiem. Po kilku krokach szła zupełnie inaczej. Pomyślałam o tym, co wyciągnęłoby mnie z potrzeby siedzenia w swoim kącie w domu. Pomyślałam, że po długim czasie bałabym się miejsc, gdzie są ludzie. Wolałabym spróbować otoczenia niezbyt obszernego samotnie. Zabrałam Ją na małą łączkę pod lasem, nie ogrodzoną. Teraz przemierzam z Nią kilkanaście kilometrów w stępie pomimo pogody. Ona się odpręża jedząc trawę ( zafunduję Jej zatem szybkie odrobaczanie bo tu pod lasem sarny zaczęły się z nami paść z przyzwyczajenia), ale więcej "zasuwa" pod tą górę. Hm ... wydaje mi się, że się cieszy, bo chętniej wychodzi z boksu, ale jutro muszę zmienić kierunek, ponieważ wydaje mi się, że to Ona teraz chce narzucać trasę. Jutro zatem zmiana.
Ada


22 kwiecień 2014
Wydaje mi się, że utrudniony dostęp do karuzeli zadziała tylko na korzyść Evity. Konie „łażą” tam, w tak bezsensowny i niekontrolowany sposób. Przy wierzchowcach, które wracają do pracy po kontuzjach, bardzo ważna jest jakość ruchu, a nie jego ilość. W pracy z końmi, których ruch nie jest równy i lekki, których ciała są spięte i sztywnie, konieczne są długie godziny wspólnego chodzenia, pracy na lonży, jazdy w siodle, podczas których dokładnie wskazujemy części ich ciała, które muszą prawidłowo ustawić. Pracuję z dwoma końmi, które z powodu kulawizny, sztywności i bólu nimi spowodowanego, w ogóle nie chciały chodzić w prawą stronę. Z wałachem pracuję tylko z ziemi, na klaczy również w siodle. Miesiące „przestawiania” końskiego przodu i tyłu na wspólny tor przyniosły pewną poprawę (zob. JEDEN TOR, NOGA SPADAJĄCA Z TORU). Trzeba im jednak było pomóc prawidłowo ustawić łopatki (zob. "RUCH" KOŃSKIEJ SZYI, A USTAWIENIE ŁOPATEK, "CHOWANIE WEWNĘTRZNEJ ŁOPATKI KONIA"-"ŚCINANIE ŁUKU NA LONŻY", "CHOWANE WEWNĘTRZNEJ ŁOPATKI KONIA"-"JAZDA PO NIERÓWNYM TERENIE"), wydłużyć krok (zob. ZABAWA W PROSTOKĄTY), wzmocnić i uelastycznić grzbiet (zob. GŁOWĄ W MUR). Oba w tej chwili chodzą w „nielubianą” stronę równie chętnie jak w drugą. Wałach ciągle jednak miał „przyblokowane” prawe biodro. Bardzo nie chciał i bał się wykonać prawą tylna nogą obszerny ruch. Pracujemy trzy lata ciągle przypominając i udoskonalając to, czego zdołał się wałach nauczyć. Tuż przed świętami „przyszedł” ten dzień, w którym podopieczny poszedł równym, elastycznym krokiem. Ni stąd, ni z owąd. Jakby wcześniej nie istniał żaden problem. U klaczy muszę mieć zawsze pod ścisłą kontrolą ustawienie jej zadu. Z każdym problemem próbuje ona radzić sobie uciekając zadem z właściwego toru. To powoduje, że sporą trudność sprawia jej np. zejście z górki, a raczej z niewielkiej nierówności . Pod górkę idzie długim, wyraźnie odpychającym się krokiem. Wchodzenie pod górę jest świetnym ćwiczeniem wzmacniającym zad pod warunkiem, że koń się odpycha tylnymi nogami, pchając swoje ciało (zob. ZAWSZE POD GÓRKĘ). U tych zwierząt taka umiejętność nie przychodzi jednak samoistnie, wywołana samą nierównością terenu. Jeżeli zwierzę będzie ciągnęło swoje cielsko przednimi kończynami, jakby łapało szczeble drabiny, by się podciągnąć, nie osiągniesz pożądanego efektu. Wracając do mojej podopiecznej, to z górki jej krok wyraźnie się skraca i usztywnia, a przód jej ciała „traci swój luz”. Dodatkową niedogodnością jest dla niej zakręt poprzedzający nierówność terenu. Z tymi nierównościami podopieczna chce sobie poradzić „uciekając” zadem „do środka”. „Prosząca” o przestawienie zadu „na zewnątrz”, wewnętrzna łydka jeźdźca plus zewnętrzna wodza egzekwująca prawidłowe ustawienie zewnętrznej łopatki „umożliwiają” zwierzęciu pokonanie nierówności terenu, bez zmiany długości kroku, bez zmiany rytmu i tempa chodu.
Olga



wtorek, 4 marca 2014

"STROJENIE KONIA"


25 luty 2014
…Będę Ci opisywała postępy Evity, tylko tymczasem badam na ile mogę pozwolić sobie w pracy z Nią. To tak, jakbym naciągała strunę skrzypiec i bardzo uważała na jakość dźwięku i odpowiedni ich stan. Czasami wydaje mi się, że Ona jest podobna do skrzypiec, o które szczególnie chcę dbać. Po pierwsze, dlatego że są cenne a po drugie, dlatego, że jeśli skrzypce często się używa (a właściwiej byłoby napisać ich struny) to należałoby wziąć pod uwagę właśnie problem ich strojenia. Wtedy, należy zarezerwować trochę więcej czasu na próby i lekcje . A czy wykonanie się uda? Wyobrażam sobie, że tak ...

Ada


28 luty 2014
To porównanie pracy z koniem do skrzypiec i ich strun jest świetne. Konia trzeba „nastroić”, by mógł prawidłowo pracować pod jeźdźcem. Takie „strojenie” to ustawianie części ciała konia w prawidłowej pozycji względem siebie. „Strojenie” to także rozluźnianie mięśni, stawów i uczenie „ich” jak muszą pracować, by nie robić „sobie krzywdy”. W prasie końskiej dużo pisze się o masażu koni, wielu ludzi wyspecjalizowało się w tym kierunku i świadczą usługi. Organizuje się kursy masażu wierzchowców. Na pewno taki masaż to wspaniała sprawa, ale niewiele pomoże zwierzęciu, jeżeli każda jazda pod jeźdźcem powoduje u nich niezdrowe napięcia mięśni i stawów. 


Proponuję, żeby wsiadając na konia każdy jeździec wyobraził sobie, że robi to po to, by poprowadzić w ruchu zwierzę tak, żeby go „nastroić”, rozluźnić. Siedząc w siodle jesteśmy masażystami, tylko zamiast „ugniatać” ciało podopiecznego, „pokazujemy” mu jak ma pracować poszczególnymi częściami ciała, by napięcia zniknęły. Spróbuj dołączyć do Waszej pracy kolejne ćwiczenia z ziemi i w siodle. Pisałaś, że dużo biegasz, to pobiegaj z Evitą. Weź do pomocy bacik ujeżdżeniowy. Najpierw naucz podopieczną podczas stępa, że lekkie puknięcie nim w jej przód, w klatkę piersiową, to prośba: „zwolnij”. Namawiaj ją do zatrzymania, zwielokrotniając ten sygnał. Z pozycji stój, poproś bacikiem pukającym w klatkę, by cofnęła się parę kroków. Gdyby uparcie nie reagowała, popukaj ją po przednich nogach. Nie używaj przy tym w żaden sposób wodzy. Niech klacz się cofnie dlatego, że zrozumiała sygnał, a nie dlatego, że ją w jakikolwiek sposób do tego zmusiłaś. Maszeruj z nią dokładnie na wysokości jej łopatki, trzymaj wodze w wyciągniętej do przodu ręce tak, żeby Evita ciągle czuła niewielki i równy nacisk na dolną szczękę. Równocześnie z klepnięciem bacika szarpnij lekko za wodze. Dzięki stałemu naciskowi sygnał będzie słabym pociągnięciem za szczękę, a nie uderzeniem w nią, albo w kąciki „ust”. Evita nauczy się w ten sposób, że szarpnięcia za wodze, gdy siedzisz w siodle, nie są sygnałami dla jej pyska, tylko dla całego jej przodu. 

Potem zacznij z Evitą biegać, będąc nieustannie na wysokości jej łopatki. Gdyby klacz zbytnio zwalniała, Ty utrzymaj tempo, a ją podgoń pukając bacikiem za sobą w jej bok. Gdyby podopieczna zbyt się rozpędzała, próbowała Cię okrążyć, zagradzając drogę i spychając ze ścieżki, użyj bacika z jej przodu sugerując: „zwolnij”. Przy słabej jej reakcji pomóż sobie wodzami, które nieustannie „niesiesz” tak, jak wcześniej opisałam. Biegnij, robiąc długie kroki. Zapamiętaj tempo, które jest dla Ciebie najwygodniejsze, którego nie jesteś w stanie przekroczyć, bo to jest tempo w jakim powinnaś podczas kłusa anglezować. Gdy koń wymusza szybsze anglezowanie, to tak jakby Cię wyprzedzał podczas wspólnego biegania. 

Wykorzystaj te same sygnały dawane bacikiem do nauczenia Evity nieskrępowanych ruchów w bok. Idź na wysokości jej głowy odwrócona twarzą do niej. Pukając na przemian w bok i klatkę klaczy wyegzekwuj kroczenie w bok. Cofaj się przy tym długimi krokami i pomagając sobie szarpnięciami za wodze w momencie pukania bacikiem w klatkę nie pozwól, by Evita próbowała Cię wyprzedzić. Pamiętaj, że nie wolno blokować koniowi wyprzedzania Cię zatrzymując go siłowo wodzami. Po jakimś czasie ćwiczenie to powinno wam wychodzić bez pomocy wodzy. Wówczas bacikiem będziesz mogła wskazywać Evicie te części ciała, które podczas ruchu w bok, należy jeszcze prawidłowo ustawić. Konie często przy tym ćwiczeniu zostawiają zad „w środku”. 

Kolejne ćwiczenie jakie chcę Ci zaproponować, to zginanie szyi konia podczas jazdy wierzchem. W przypadku Evity ćwiczcie zgięcie na razie tylko w lewą stronę. Chcę żebyś namówiła klacz lekkimi szarpnięciami otwartą wodzą do zgięcia szyi, aż do momentu rozluźnienia jej mięśni. Właściwie sygnały wodzą mówią: „rozluźnij szyję byś mogła ją zgiąć” a nie: „zegnij szyję by ją rozluźnić”. Niby niewielka różnica, ale ma ogromne znaczenie. Prowadź w tym czasie Evitę po wymyślonej ścieżce, używając do tego „mowy swojego ciała” i łydek, nie pozwalając jej absolutnie z niej zboczyć. Możesz wodzami „klepnąć” Evitę w pierś, gdy jest to konieczne, by wyregulować jej tempo, ale nie zamykaj przy tym wodzy i nie odpuszczaj sygnałów rozluźniających szyję. Oprócz rozluźnienia mięśni to ćwiczenie uświadomi klaczy, że gdy zgina szyję nie powinno zmienić się ustawienie reszty jej ciała. Uświadomi jej, że sygnały dawane przez jeźdźca wodzami nie sygnalizują chęć wykonania skrętu, tylko są pomocami ustawiającymi jej ciało. 
Olga


niedziela, 2 marca 2014

KULAWIZNA


25 luty 2014
… Evita często się potykała. W zasadzie, już odkąd byłyśmy razem, podczas stępa lub kłusa często zdarzało się, że potykała się na prawą przednią kończynę. Kiedy zadałam pytanie dlaczego, ktoś ze stajni odpowiedział mi, żebym się tym nie przejmowała. Ale przejmowałam się coraz bardziej, ponieważ do potykania doszło jeszcze częste drżenie właśnie tej kończyny. Od roku ma nawracające kulawizny. Bywało to posunięte do takich granic, że odmawiała wyjścia z boksu. Pewnego dnia, kiedy przyszłam, próbowała zrobić krok do przodu w boksie w moją stronę i okazało się, że miała usztywnioną całą lewą nogę od pęciny aż po łopatkę. Na tej nodze obracała się. Wyprostowaną nogę podnosiła jak szczudło. Wszelkie spięcia, jakie obserwuję u Niej to nie efekt mięśni górnych partii ciała, ale przednie nogi. Mój brak wiedzy skłania mnie do szukania pomocy u weterynarzy, ale często czuję się strasznie zawiedziona, ponieważ widzę coś innego, widzę inne spięcia u koni niż oni. Kiedy proszę o poradę w stajni, kiedy próbuję dzielić się spostrzeżeniami, natrafiam na ogromny mur, którego nie jestem w stanie przełamać. Biorę Ją na spacery, wypuszczam na pastwisko i przesiaduję na pastwisku z Nią i innym koniem. Dziś, zabrałam Ją z innym koniem na maneż, żeby pokłusowała. Siedziałam na środku i patrzyłam jak galopuje radośnie, jak zmienia nogę co kilka fouli, kłusuje i się cieszy. 

Ada

25 luty 2014
Potykanie się konia, to jak wiesz nic innego, jak tylko objaw przeciążonego przodu. Jeżeli do tego wszystkiego szwankuje jej lewa noga, to próbując ją odciążyć, przeciąża prawą. Nie widzę Twojego konia, więc bardzo intensywnie pracuje moja wyobraźnia. Dlatego często podsyłam kilka możliwych przyczyn i rozwiązań. Możliwe, że wcześniej sytuacja wyglądała odwrotnie i Evita z jakichś powodów odciążała prawą nogę. Wówczas ta biedna lewa noga mogła "nieść' np. 75% całego ciężaru konia. Ta noga zwyczajnie nie wytrzymała-stąd kulawizny i sztywności. Nie pamiętam, czy robiłaś prześwietlenia tej kończyny. Ale jeżeli nie ma w nodze poważnych uszkodzeń mechanicznych, to wszystko jest do odpracowania. Evita niestety chodzi na pamięć, więc zawsze ją tak samo odczuwałaś (pomijając kulawizny). Myślę, że ciężko Ci z nią pracować, bo nie masz jakby prawidłowego wzorca. Nigdy nie czułaś prawidłowo chodzącej Evity, nie wiesz do czego zmierzać. Czasami nawet bardzo bujna wyobraźnia nie pomaga w stworzeniu wzoru. Kulawizna na przodzie jest też często wynikiem spięć z tyłu konia. Wiem, że brzmi to jak abstrakcja, ale tak jest, tylko bardzo trudno to zauważyć. Zawsze przecież wzrok będzie przyciągać wyraźna kulawizna, a nie spięte mięśnie i stawy zadu. Wiem, że próbujesz pracować według moich rad, ale ciężko Ci ocenić czy Evita prawidłowo odpowiada na nawet perfekcyjnie dane sygnały, a właśnie ta odpowiedź jest najważniejsza. Pisałaś, że podnosiłaś jej głowę i przód, ok, ale czy oprócz zdziwienia Evita w jakiś inny sposób odpowiedziała. Próbowała sama nieść głowę? Rezygnowała z wieszania się na wodzach? Zwolniła i wyrównała tempo? Wydłużyła krok? Poczułaś większy luz na jej przodzie? Spróbuj sobie wyobrazić, że przód Evity to taki duży balot siana. On, pchany przez jakieś wymyślone stworzenie (a tak naprawdę przez zad), powinien się toczyć w przód. Powinnaś poczuć, że skoro tam jest walec to nie ma co Cię ciągnąć. Musisz też czuć, że to nie kula, która może również turlać się na bok. Piłkę trudniej niż walec turlać po nierównościach tak, by nie wypadła z trasy. Mniej więcej do takiego efektu powinnaś dążyć podnosząc przód Evity. Takiej odpowiedzi musisz od niej oczekiwać-przodu, który daje się pchać i nie ma czym ciągnąć. Spróbuj wyobrażać sobie jakie odpowiedzi chcesz poczuć po użyciu pomocy. Jeżeli chcesz przerzucić ciężar konia na tył, by odciążyć przód, daj zwierzęciu takie sygnały, jakbyś chciała posadzić go podczas ruchu na wysoki barowy stołek. I nie wystarczy, że dasz ten sygnał. Ty masz poczuć, że koń przysiada. Opisuj mi takie jej odpowiedzi, to ruszymy do przodu. 
Olga

25 luty 2014 
Dokładnie tak jest. Odciążała prawą nogę, ponieważ w prawej nodze ma zmianę. Ta zmiana jest w okolicach piętki. To nie są zmiany, które mogłyby całkowicie wykluczyć Evitę z użytkowania, ale nałożyły się na to problemy z kopytami, obciążonymi przednimi kończynami. Co do usztywnień mięśni zadu, być może ... skoro poprzednia pani weterynarz stwierdziła zmiany w prawej tylnej nodze (staw skokowy), które zostały następnie podważone przez kolejnego weterynarza (weterynarzowi chodziło o to, że zmiany są zdecydowanie znikome w porównaniu do tego, co zdiagnozowała poprzedniczka - wg tamtej opinii był to szpat). Olgo, jak zatem może odnaleźć się przeciętny człowiek, taki jak moja osoba, który w świetle tylu różnych opinii stara się pomóc swojemu podopiecznemu? Wydaje mi się, że może poczuć się jak człowiek sfrustrowany, który walczy z wiatrakami swojej wyobraźni i cudzych domniemywań. Wydaje mi się, że wykonałam większość koniecznych prześwietleń kończyn, choć ostatnio rozważałam również możliwość prześwietlenia Jej kręgosłupa. Myślę, że to zrobię niebawem. Czytałam swego czasu artykuł o możliwości wykonania badań reakcji i ułożeni mięśni podczas pracy w siodle. Również o tym myślę. Napisałaś "Próbowała sama nieść głowę? Rezygnowała z wieszania się na wodzach? Zwolniła i wyrównała tempo? Wydłużyła krok? poczułaś większy luz na jej przodzie?" Tak, niosła sama głowę, zrezygnowała z wieszania się na wodzach (jeździłyśmy na podwójnie łamanym wędzidle), zwolniła i wyrównała również tempo, przestała bać się drągów, dobrze reagowała na prośby zwolnienia, dobrze wykonywała również przejścia pomiędzy chodami nie przyśpieszając, wydłużyła również krok i poczułam luz na Jej przodzie. Kiedy już było tak, że wyobraziłam sobie kolejne nasze postępy w pracy ujeżdżeniowej, znowu zaczęła kuleć, cierpieć, odmawiać wyjścia nawet na spacer. Będę Ci wszystko opisywała, tylko tymczasem badam na ile mogę pozwolić sobie w pracy z Nią. To tak, jakbym naciągała strunę skrzypiec i bardzo uważała na jakość dźwięku i odpowiedni ich stan. Czasami wydaje mi się, że Ona jest podobna do skrzypiec, o które szczególnie chcę dbać. Po pierwsze, dlatego że są cenne a po drugie, dlatego, że jeśli skrzypce często się używa (a właściwiej byłoby napisać ich struny)  to należałoby wziąć pod uwagę właśnie problem ich strojenia. Wtedy, należy założyć trochę więcej czasu na próby i lekcje . A czy wykonanie się uda? Wyobrażam sobie, że tak ...
Ada


piątek, 28 lutego 2014

MAŁY KRYZYS JEŹDŹCA


17 luty 2014
…Nie piszesz ostatnio nic o postępach Evity. Chętnie poczytam. 

Olga

19 luty 2014
Nie ma o czym pisać. Dziś nie kulała, ale to raczej efekt "pozostawienia Jej w spokoju". Chodziłam z Nią na spacery przez długi czas. Teraz kojarzy wyjście z boksu z przyjemnością, która ma Ją spotkać, nawet jeśli wcześniej pracuje na lonżowniku. Tak ... baaaaardzo dużo czasu to kosztuje. Nie jeździmy razem. Na lonżowniku porusza się niezbyt elastycznie, nie ma tej pięknej gracji w ruchu i ekspresji. Rusza głową z pewnym zniecierpliwieniem, kiedy zamiast ręki używam bata do wskazówki. Ale zaczynam używać go częściej. Również reaguje na sygnał „ustawienia”, czy to w stronę łopatki czy zadu. Rozumie, że tę cześć ciała ma przestawić. Użyłam też dziś lonży i ... żadnych sprzeciwów, żadnych skrzywień. Słucha. Patrzy i zmienia ruch zgodnie z moim wykrokiem. Kiedy proszę o zatrzymanie bez słów, również się zatrzymuje. Zmieniłam odrobinę komunikację. Ograniczam słowa , myślę, że bardziej jest istotne co mówi ekspresja mojego ciała. Jeśli będę kontrolowała każdy swój ruch i kierowała swoją energię tam gdzie trzeba osiągnę to co mam w zamiarze. Nie piszę, że już osiągnęłam. Z innymi końmi idzie mi to zdecydowanie lepiej, ale Ona jest odrobinę innym tematem do rozgryzienia. 
Ada

20 luty 2014
Dziś był vet.- testy ze znieczuleniem ... cieszyła się, że tyle czasu sterczę przy boksie czekając. Przykucnęłam, a Ona zaglądała i tarmosiła za pompon mojej czapki. Werdykt lekarza weterynarii: zero pracy, jedynie spacery w ręku. Mamy spacerować nieustannie.
Ada

22 luty 2014
Te testy ze znieczuleniem coś wykazały konkretnego. Piszesz "zero pracy, jedynie spacery w ręku". Myślałam, że wszystko zaczyna się układać, że idzie ku lepszemu. Pisałaś o dobrych wynikach badania krwi, o poprawie stanu kopyt. Spróbuj mi opisać skąd Twoim zdaniem bierze się jej sztywny ruch i kulawizna. Chodzi mi o to, żebyś zapomniała będąc z Evitą na lonżowniku o tym co mówią lekarze, chcę żebyś opisała swoje odczucia. Opinia i diagnozy weterynarzy pewnie są właściwe, ale spróbuj popatrzeć na Evitę nie kierując się nimi. Spróbuj też nie zwracać uwagi na to, co wyraża głową i uszami. Konie są bardzo "miniaste", ich wyraz pyska wiele mówi, ale Ciebie niech bardziej zainteresują pozostałe części jej ciała. Chciałabym, żebyś napisała jakie masz wrażenia patrząc na Evitę, skąd "wychodzi ból", gdzie Ty zauważasz najbardziej sztywne miejsca na jej ciele. Jak te miejsca się zmieniają w zależności od tempa jej chodu, od ustawienia ciała. Które miejsca spina, a które rozluźnia w reakcji na sygnał. Kiedy jej ruch, według Ciebie, zaczyna być chociaż trochę bardziej miękki: gdy zwalnia? czy gdy przyspiesza? Opisz wszystkie wrażenia jakie Ci się nasuną na myśl podczas obserwowania jej. Wczuj się w nią, bądź nią w wyobraźni i zastanów się gdzie "Cię" boli? w którym miejscu "Twoje" ciało się wykrzywia? Co przeszkadza "Ci" elastycznie i miękko biec. Na stan Evity składa się wiele rzeczy, ale spróbuj znaleźć źródło problemów, znaleźć to od czego Ty byś chciała zacząć, żeby rozluźnić ciało. Nie da się pracować nad wszystkim naraz. Znajdź ten pierwszy punkt "zaczepienia". 
Olga

24 luty 2014
Nie mam pojęcia o co chodzi z kulawiznami Evity. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Nie mam pojęcia co Ją boli teraz. Wsiadam bez siodła, jest idealnie. Następnego dnia kuleje z usztywnioną kończyną aż po łopatkę. Dziś jest dobrze, wczoraj też było, przedwczoraj również. Ale nie jeżdżę z Nią już od dłuższego czasu, jak już to tylko spacery. Ma tyle energii ... wszystkie metody usprawniania siebie Evicie nie pomagają. 
Ada

25 luty 2014
Twój problem, to brak cierpliwości. Bardzo byś chciała, żeby Twoje zaangażowanie w badania, leczenie, nowego kowala przyniosły szybko widoczne rezultaty. Te Rezultaty na pewno są, tylko, że odczuwa je koń i są dla niego błogosławieństwem, ale nie sprawią, że "mechanizm" Evity po prostu się naprawi. Takie konie odpracowuję latami. Jeżeli ja tylko z nimi pracuję, idzie trochę szybciej. Jeżeli uczę właściciela jak ma "naprawiać" swojego konia, to jest to już trudniejsze zadanie, Jeżeli właściciel jeździ po swojemu, a ja mam: "coś z tą kulawizną zrobić" to jest to niekończąca się opowieść. Mimo, że postępy są bardzo wolne, gdy uczę równocześnie człowieka i konia, to zysk jest taki, że jeźdźcy bardzo szybko uczą się widzieć "bolączki" i zmiany zachodzące w ciele konia. Po niewielkiej zmianie potrafi rozgorzeć niezła dyskusja na temat tego co widzimy. Jeźdźcy nie wiedzą jak sobie poradzić z problemami, ale zaczynają wiele, bardzo wiele zauważać. I to jest droga do sukcesu. A Ty piszesz, że Evita kuleje i to wszystko. Po za tym, jeżeli koń coś poprawi, rozluźni, na moment prawidłowo rozłoży ciężar, to nie znaczy, że można sprawę odhaczyć jako załatwioną. To są miesiące ćwiczeń i powtórzeń prawidłowej reakcji. Łatwiej byłoby patrzeć na mięśnie Evity, gdyby były "obdarte ze skóry", a źle pracujące przybierałyby ostry np. żółty kolor. Łatwiej byłoby spojrzeć na szkielet Evity, gdyby ciało pozbyło się mięśni, a źle ułożone kości i usztywnione stawy wskazywane byłyby strzałką itp. Próbuję Cię sprowokować do "rozbierania wzrokiem" ciała Evity mimo braku takich udogodnień. Do patrzenia na jej ciało, jakby było Twoim ciałem. Ja mogłabym Ci napisać elaborat o każdym koniu, a Ty mi piszesz, że nie masz pojęcia. Piszesz "Wsiadam bez siodła, jest idealnie. Następnego dnia kuleje z usztywnioną kończyną aż po łopatkę. Dziś jest dobrze, wczoraj też było, przedwczoraj również". To mi nic nie mówi! I uwierz mi, nigdy nie jest dobrze, zawsze jest coś co powinno się zauważyć i poprawiać. Widzisz kulawiznę, która rzuca się w oczy. A co widzisz kiedy jej nie ma. Właśnie wtedy trzeba coś zauważyć, żeby kulawizna nie pojawiła się ponownie. 
Olga

25 luty 2014
Masz rację, że zniecierpliwiłam się. To samo powiedział mi dziś Pan Jakub, ponieważ poprosiłam żeby przyjechał. Dlaczego? Ponieważ nowy weterynarz zasugerował zmianę w struganiu i podkowy korekcyjne. Zwyczajnie odjęło mi mowę. Zadałam pytanie co zatem z kopytami , które po latach zacieśniania powoli zaczynają wyglądać inaczej? Weterynarz powiedział mi wówczas, że coś za coś, albo kulejący koń, albo prawidłowe kopyta. Pan Jakub wzburzył się. Zadał mi pytanie, jaki zatem mam plan. Powiedziałam, że nie wyobrażam sobie powrotu i że chcę iść do przodu zgodnie z Jego wskazówkami. Odetchnął z ulgą i powiedział, że pomoże Evicie, tylko trzeba na to czasu. Uprzedzał mnie również, że będą chwile lepsze i gorsze, ale ostatnio chyba o tym zapomniałam, niestety…
Ada



sobota, 8 lutego 2014

EVITA NIE LUBI WYPINACZY


27 styczeń 2014
Chciałam Ci napisać, że na lonżowniku jest coraz lepiej. W ubiegłym tygodniu nie posłuchałam samej siebie i podpięłam Evitę do wypinaczy trójkątnych. Obraziła się. Daję słowo, że tak to wyglądało. Następnego dnia nie miała zamiaru wykazywać oznak zebrania pod siodłem, łącznie z ewidentnym  pokazywaniem "gorszej strony". Miałam wyrzuty sumienia, ponieważ wydawało mi się, że zaczynamy poruszać się lepiej. Od dłuższego czasu lonżownik jest dla nas miejscem rozmów. Kiedyś wydawało mi się, że Ona na mnie nie patrzy, tylko nasłuchuje. Ona patrzy nieustannie! Czasami wystarczy, że zmienię wykrok( bez intonacji głosem) na bardziej obszerny i Ona również poszerza swój wykrok. Głos ... masz rację ... gest. Nie lubi, gdy podpinam Ją do lonży. Zauważył to również Pan Jakub, nasz kowal. Zauważył również, że bardziej reaguje właśnie na ułożenie rąk. Kiedy chcę Ją poprosić o zwiększenie tempa czasami wystarczy wyższe ustawienie ramienia. Używam bata, ale czasami nie potrzebuję ... czasami, kiedy Ona, a może ja mam lepszy dzień?  Każde kolejne ćwiczenie długo oczekuje na zaakceptowanie.
Ada

27 styczeń 2014
Nasza postawa podczas pracy z koniem ma ogromne znaczenie. Pokazuje zwierzęciu w jakim stopniu angażujemy się w tą pracę. Koń odbiera naszą postawę jako wyznacznik jego zaangażowania we współpracę z nami. Gdy mamy opuszczona głowę, luźno zwisają nam ręce, a całe nasze ciało wygląda jakby odpoczywało, to będzie to dla konia sygnałem: „mamy luz”, „nic nam się nie chce”, „nie wysilajmy się dzisiaj”. Dlatego Evita reaguje nawet na podnoszenie rąk. Wyrażają one wtedy Twoją większą chęć do pracy, więc ona się dostosowuje, a nawet odwdzięcza i podwaja swój wysiłek.

Wypinacze trójkątne, to bardzo przydatne narzędzie, ale nie wolno się spieszyć z ich skracaniem. Zakładaj na razie tylko jedną i przekładaj tak, żeby była po zewnętrznej stronie. Jeżdżąc wierzchem zewnętrzną wodzą (w konfiguracji z innymi pomocami) „prosimy” wierzchowca głównie o utrzymanie prostego zewnętrznego boku. Pilnujemy przy jej pomocy, by koń nie zginał samowolnie szyi do wewnątrz, by spoglądał na wprost (zob. REFLEKTORY) i nie „rozpychał” się zewnętrzną łopatką (zob. NOGA SPADAJĄCA Z TORU). Stabilny trójkątny wypinacz przymocowany z zewnętrznej strony podopiecznego, mimo braku sygnałów, spełni rolę źródła takich informacji. Jednocześnie „pozwoli” zwierzęciu na swobodny ruch szyją i głowa w górę i dół. Nie traktuj tego wypinacza jako narzędzia do siłowego naginania szyi Evity. Regulując jego długość pozwól, by klacz miała wyprostowaną i swobodną szyję. Konie, które nie znają tej pomocy mogą się trochę denerwować i buntować. Po zamocowaniu wypinacza „poproś” Evitę, pukając bacikiem w jej wewnętrzny bok, by ruszyła i przeszła z Tobą parę kroków. Jeżeli zwierzę będzie miało wyraźne opory przed ruszeniem, zrób wypinacz nieco dłuższym. Ma on być Twoją pomocą w ustawieniu ciała Evity i absolutnie nie może być odbierany przez nią jako narzędzie wstrzymujące ruch do przodu. Koń mimo przypięcia wypinacza musi iść chętnie i swobodnie. Z czasem sposób noszenia głowy i szyi przez konia będzie się zmieniał i wymuszał nowe wyregulowanie długości  wypinacza. Może to się zdarzyć co którąś jazdę, ale również w ciągu jednego treningu. Wierzchowiec nie powinien „uciekać” z mordą od nacisku wypinacza na wędzidło. Jeżeli tak się dzieje i broda pupila za bardzo zbliża się do końskiej piersi, a wypinacz robi się zbyt luźny nie skracaj go. Na początku ucz Evitę, by rozciągała szyję i próbowała naciągnąć wypinacz. Dając batem sygnały egzekwujące zaangażowanie zadu i regulując głosem tempo marszu (zob. PRACA NAD TEMPEM KONIA PODCZAS BIEGANIA NA LONŻY), „namawiaj” konia do lekkiego ciągnięcia dolna szczęką za wędzidło, a co za tym idzie, do napinania wypinacza. Na założenie drugiego przyjdzie czas. Skoro wypinacz podczas pracy na lonży imituje zewnętrzną wodzę, to przy nim lonże możesz podczepić tylko za wewnętrzne kółko, jak wewnętrzną wodzę. Myślę, że Evita przestanie się wówczas obrażać. To bardzo dobrze, że Evita Cię obserwuje i bardzo ważne. Jak również to, że Ty to zauważasz. Nie dajcie się zniechęcić drobnym niepowodzeniom.
Olga


poniedziałek, 27 stycznia 2014

NASZE POCZYNANIA W SIODLE


25 styczeń 2014
Chciałam poddać Ci pewną myśl. Czy koń może być autystyczny? Jak pracować z koniem "leworęcznym"? Wydaje mi się, że nie piszę żadnych nowości. Myślę, że z takimi końmi pracuje się inaczej. Myślę, że Evita "może być" autystyczna, niewątpliwie jest  "leworęczna". Kurczę, jak Ona dziś się cieszyła. Nie spodziewałam się, że koń spisany na rekonwalescencję pokaże "swoje rogi" :)
Ada

26 styczeń 2014
Cześć. Myślę, że konie po bardzo złych przejściach mogą bardzo, bardzo zamknąć się w sobie. Nie sądzę jednak, żeby koń mógł się urodzić z autyzmem. Przynajmniej nigdy się z tym nie spotkałam, ale "nigdy nie mów nigdy". Na pewno skrzywdzone konie, które zamknęły się w swoim świecie, trudno stamtąd wyciągnąć. Trwa to czasami latami, a czasem nigdy się nie udaje. I tak jak mówisz trzeba z nimi pracować inaczej niż ze zwierzętami "otwartymi". Więcej czasu trzeba poświecić na pracę, która wyzwoli w podopiecznym zaufanie do opiekuna (zob. ZAUFANIE DO JEŹDŹCA). Tempo pracy powinno być dużo wolniejsze niż ze „zdrowymi” końmi. Jeśli chodzi o "prawo i lewo ręczność" to można tak nazwać fakt, że koń ma lepsze predyspozycje do prawidłowego wykonywania zadań, w którąś ze stron. Często tą lepszą stroną okazuje się ta, z którą inni wcześniej mieli kłopoty. Evita może być "leworęczna" i kiedy wyprostujesz jej lewy bok może w lewą stronę świetnie chodzić. Gdyby Evita była autystyczna nie cieszyłaby się i nie pokazywała rogów :-)
Olga

27 styczeń 2014
Zapytałaś też, jak pracować z koniem „leworęcznym”? Uważam, że tak samo jak z „praworęcznym”. W wyobraźni trzeba traktować każdą z końskich stron, jako  oddzielną istotę i „prowadzić z nią indywidualny dialog”. Należy używać pomocy, „artykułować” prośby i polecenia w odpowiedzi na poczynania i zachowanie danego boku. Uważam, że większym problemem przy pracy z koniem  jest fakt, iż człowiek jest praworęczny, albo leworęczny. Podczas jazdy wierzchem  ideałem byłoby, gdybyśmy potrafili tak samo sprawnie pracować kończynami z lewej i prawej strony. A na dodatek do porozumiewania się z wierzchowcem przydałyby się nam nogi tak sprawne jak ręce. Nasze sygnały przekazywane koniom mogłyby być wówczas bardziej dokładne, wyraźniejsze, bardziej subtelne. Człowiekowi bardzo ciężko zapanować nad ruchami i odruchami każdej z osobna części naszego ciała. Mistrzami panowania nad nimi są perkusiści. Każda ich kończyna wybija w tym samym czasie inny rytm, a przy tym np. jeszcze śpiewają. Na koniu jeździec znajduje się w ciągłym ruchu co na pewno utrudnia sytuację. Jednak umiejętność „oddzielenia od siebie” części ciała, by świadomie, każdą z nich z osobna używać, jest konieczna do wypracowania. Pierwszy przykład to łapanie utraconej równowagi podczas jazdy w siodle. Człowiek powinien powrócić do równowagi bez pomagania sobie rękami. Jak trudno opanować się, by nie użyć ich jako balastu, a jeszcze trudniej opanować odruch podciągnięcia się na wodzach. Równowagę i stabilność w siodle gwarantują nam prawidłowo ułożone nogi. Jeździec powinien powracać do równowagi szukając ich właściwego ułożenia. Dzięki temu nie będzie uczestniczył w tym jego korpus, a ręce będą mogły pozostać swobodne.

Teraz przykład prostego działania wodzami. Gdy jedna ręka jeźdźca prosi wierzchowca o zgięcie szyi, to druga odruchowo „idzie” do przodu, jak przy skręcie kierownicą roweru. Jakże trudno ludziom nad tym zapanować i rozdzielić przy tej czynności pracę rąk. Powinno być tak: jedna ręka, otwarta w zapraszającym geście lekko szarpie wodzę, a druga w tym czasie dłuższymi sygnałami przyciąga przeciwległą wodzę w kierunku naszego pępka (zob. REFLEKTORY). Często, gdy prawidłowe działanie rękami uda się opanować podczas jazdy w jedna stronę, to w drugą stanowi to wieczny problem. Kojarzysz na pewno ćwiczenia-zabawy z dzieciństwa: jedną ręką pukasz w czubek głowy, a drugą robisz kółka na brzuchu. Nad tą pukającą ręką ciężko zapanować, by nie kręciła też kółek, a nad kręcącą, by nie pukała. Ileż trzeba skupienia i koncentracji, żeby to ćwiczenie udało się. Dużo zależy też od tego, która ręka co robi. Jeżeli prawa ręka puka w głowę i osiągamy panowanie nad obiema, to nie znaczy, że uda nam się je opanować gdy pukającą będzie ręka lewa. Takiego skupienia jak przy takich „zabawach” potrzeba nam podczas pracy z podopiecznymi. Niestety wielu ludzi twierdzi, że na konia po prostu się wsiada i jedzie. Niestety mówi tak również wiele osób uprawiających „jeździectwo” już jakiś czas.

Inny przykład  to praca jeźdźca łydkami. Najłatwiej nimi pukać w rytm kroków konia. A powinniśmy umieć, z dużą swobodą, dać sygnał „łamiąc” ten rytm. Najbardziej widoczne jest to podczas anglezowania w kłusie. Jeźdźcy, jeżeli już używają łydki, to tylko podczas siadania w siodło. Jednak sygnał dawany nimi często jest potrzebny w momencie, gdy człowiek akurat podnosi się z siodła. Niezbędne są też podwójne puknięcia łydkami w czasie jednego końskiego kroku. Niestety ludziom trudno nawet opanować umiejętność pracy jedną łydką, podczas gdy druga „milczy”, albo działania każdą w innym rytmie, a co dopiero takie wymysły. Kolejny odruch do opanowania  to nieangażowanie, niewypychanie do przodu nogi, gdy nasza ręka z tej samej strony ciała pociąga za wodzę. A anglezowanie? Jeźdźcy robią to zazwyczaj w rytm chodów konia. Czyli, że to on jest jakby naszym metronomem, a musi być odwrotnie. Wierzchowiec powinien iść dopasowując się do naszego rytmu anglezowania (zob. ANGLEZOWANIE). My jesteśmy metronomem. Dzięki temu można prosić konia (w uproszczeniu) o zwolnienie tempa, bez użycia wodzy. Poćwicz „łamanie” rytmu konia. Naucz się anglezować wolniej niż stawia kroki Twój podopieczny i „poproś” go o dostosowanie się do tego wolniejszego rytmu. Ciężka praca i też wymagająca ogromnego skupienia i koncentracji.

Trzeba też zwracać uwagę na to, jak się zachowuje podczas jazdy na koniu nasza gorsza strona. Zazwyczaj jest bardziej spięta i sztywna, szczególnie ręka wraz z ramieniem. Ruchy „gorszej” ręki są często mechaniczne i trudno ją utrzymać we właściwej pozycji. „Ucieka” nam ona przesadnie w górę, albo w dół i nienaturalnie wygina się w nadgarstku, albo łokciu. Bardzo często „mniej sprawną ręką” jeźdźcy podtrzymują swoją równowagę, trzymając się wodzy, by ta „bardziej sprawna” mogła swobodnie działać. Muszę jeszcze wspomnieć o zaciśniętych, podciągniętych w górę ramionach ludzi siedzących na koniu i wciśniętej w te ramiona  szyi. Niejeden jeździec powinien zacząć pracę nad sobą od ich rozluźnienia i opuszczenia w dół. Wydaje się to też być łatwym zadaniem  do czasu, gdy zaczyna on „pracować” wodzami. Ramiona szczególnie wówczas powinny niezmiennie, jakby same opadać w dół. Gdy zapanuje się nad odruchem zaciskania ramion, szybko zauważy się pozytywne zmiany w zachowaniu wierzchowca.  Jeźdźcy zazwyczaj skupiają się nad tym co „robi” koń, jak reaguje przy jeździe w prawo i lewo. Powinni oni zdecydowanie mocniej skupić się na swoich poczynaniach w siodle, wówczas konie dużo lepiej będą się pod nimi „ustawiać”. 
Olga


niedziela, 19 stycznia 2014

USTAWIANIE CIAŁA EVITY PODCZAS PRACY NA LONŻY



3 grudzień 2013
...Przerwę zrobiłam na wszystkie wędzidła, gdyż nie wiedziałam o co chodzi z tym Jej wygięciem głowy i szyi w prawo, gdy jedziemy w lewo. Nawet na lonży było to bardzo zauważalne. Koń nie trzymał się kupy, drobił, potem przyśpieszał. Nie pomagało nic, ani masowanie, ani akupunktura czy magnetoterapia....
Ada

27 grudzień 2013
...Dzisiaj, przed wyjazdem w teren chciałam sprawdzić Jej kondycję na lonżowniku, czy nie kuleje. Szalała jak klaczka pozbawiona uwięzi :) Podnosiła się na przednich kończynach, na tylnych ... nic Jej nie przeszkadzało...
Ada

18 styczeń 2014
Bardzo dobrze, że Evita cieszy się bieganiem na lonży i lubi pobrykać na lonżowniku. Konie powinny wiedzieć, że wolno im na lonży dać upust nadmiarowi energii, żeby potem nie robić tego pod jeźdźcem. Muszą jednak się nauczyć , że powinno odbywać się to w ramach sygnałów dawanych przez opiekuna. Nie zawsze taka współpraca udaje się, bo zwierzęciu, którego roznosi energia, trudno się skupić. Dlatego nawet wówczas, gdy wierzchowiec  wybiega się na tyle, że wydaje się być zmęczony, trzeba poświęcić trochę czasu na naukę. Poza tym koniom łatwiej nauczyć się prawidłowej reakcji na prośby opiekuna siedzącego w siodle, gdy wcześniej nauczy się poprawnie odpowiadać na sygnały bez obciążonego grzbietu. W pracy z Evitą priorytetem jest prostowanie jej lewego boku. Pisałaś, że podczas biegania na lonży w lewo, ewidentne jest u niej wygięcie szyi w prawo, które przeszkadza wam również podczas jazdy. Oczywistym jest, że powinnaś wyegzekwować od swojej podopiecznej, by biegała w lewo po kole z szyją i głowa skierowaną na wprost. Pytanie tylko jaki wybrać sposób.  Spróbuj poprosić ją o to nie poprzez przyciąganie do siebie lonżą głowy. Sygnały dawane lonżą niech sugerują tylko, by głowa pozostała na torze, który „rysuje w powietrzu” jej nos. Namów klacz do wyprostowania szyi, a dzięki temu i całego boku poprzez „schowanie” wewnętrznej łopatki. Wyobraź sobie dwa tory, koło większe i drugie niewiele mniejsze. Nos Evity i jej zad poruszają się po zewnętrznym, a jej klatka piersiowa po wewnętrznym. Sygnały dawane batem, skierowanym na lewą łopatkę powinny „prosić”: „przesuń klatę na szerszy tor”. Lonżą powinnaś „wymagać”: „nie odsuwaj się ode mnie, nie poszerzaj zewnętrznego koła”. Podejrzewam, że właśnie próba zwiększenia koła, będzie pierwszą , odruchową reakcją klaczy na Twoje sygnały. Jeżeli pracujesz na lonżowniku, to jego ściana w którymś momencie jej to uniemożliwi. Musisz się jednak przygotować na to, że podopieczna zacznie szukać wówczas innej ucieczki od nowego trudnego zadania. Tą ucieczką będzie zwiększanie tempa. Tutaj musisz zadziałać głosem i wyegzekwować przy jego pomocy, by Evita zwolniła, a potem „trzymała” równe tempo. Nie rezygnuj oczywiście z równoczesnego dawania sygnałów batem. Pracując w stronę prawą „pobaw się” z Evita w zmniejszanie i zwiększanie koła. Gdy prosisz swoją klacz o jego zacieśnienie, pracuj lonżą dając krótkie sygnały i wyobrażając sobie, że przyczepiona jest ona nie do „pyska” konia, tylko do jego zewnętrznej łopatki. Niech te sygnały będą często powtarzane, ale na tyle szybkie i krótkie, by Evita nie zdążyła w odpowiedzi  zgiąć mocniej szyi (podejrzewam, że biegając w  prawą stronę Twoja podopieczna „zagląda” stale do środka koła). Dzięki takiej pracy, gdy klacz zacieśni koło będziesz miała pewność, że zrobiła to najpierw klatką piersiową, a nie głową. Przy takim wykrzywianiu ciała, podczas biegania w prawą stronę, zad Evity „wpada” prawdopodobnie do środka. Pracuj batem tak, by odsuwała go od Ciebie nawet podczas zmniejszania koła. Gdy „zabawa” będzie na etapie zwiększania koła, poproś Evitę o to wykorzystując właśnie ten sygnał przestawiający zad. Wyobrażaj sobie, że chcesz, by Twój koń przesunął na szerszy tor o ułamek sekundy wcześniej tył niż przód. Tu również pilnuj tempa Evity, nie pozwól go zwiększać, bo inaczej nie osiągniecie pożądanego efektu. Olga


niedziela, 12 stycznia 2014

W SIODLE CZY NA OKLEP?


27 grudzień 2013
Dzisiaj w terenie Evita jechała tak posłusznie, że mogę napisać, iż to jest fantastyczny koń ( na dzień dzisiejszy). Cały czas myślałam o Twoich słowach "jak prostować Evitę". Jak wyznaczać kierunek. Jak zrównoważyć swój dosiad. Myślałam o tym, jak Jean d'Orgeix pisał również, że jeżeli jeździec nie ma w głowie zaplanowanej ścieżki jaką chce jechać, to przez to, koń jego jedzie "byle jak". Wypatrzyłam w terenie kępę trawy i cały czas myślałam tak, jak pisałaś -"jechać prosto, jechać prosto. Gdy tylko próbowała się skrzywić pomyślałam, że "dopycham książkę w biblioteczce Olgi we właściwe miejsce" (zob. PROSTUJEMY LEWY BOK EVITY)- tak sobie to wyobrażałam, gdy pracowałam łydkami.
Ada

31 grudzień 2013
Tu się zgadzam z Jean d'Orgeix. Sugerowałabym też, żebyś jadąc na koniu stworzyła w wyobraźni dwóch jeźdźców na koniach jadących po Twojej lewej i prawej stronie. Zawsze jedziecie "łeb w łeb". Zaplanuj w głowie ich ścieżki równoległe z Twoją i prowadź Evitę tak, żeby nie spychała "towarzyszy" przejażdżki z ich ścieżek.
Olga

7 styczeń 2014
Pojechałyśmy dzisiaj w teren. Zabrałam dwa baty, mając w pamięci naukę z dwoma  jeźdźcami. Usiadłam w siodle obejmując ciało Evity nogami tak, jak sugerowałaś. Nogi spoczywały lekko w strzemionach. Wyobrażałam sobie, że staję się ciężka. Zaczęłam głębiej opadać w siodło. Gdy siedzę na Jej grzbiecie bez siodła, wydaje mi się, że to bardziej odpowiada „dziewczynie”, którą się opiekuję. Nasze sygnały są wówczas subtelniejsze. Czasami wydaje mi się, że siodło nie jest nam do niczego potrzebne. Wracając do siodła , mam wrażenie, że zależnie od tego w jakim jeżdżę inaczej porusza się koń. Wydaje mi się, że zawsze siedzę tak samo, ale należałoby zwrócić uwagę na to, jak podczas pracy porusza się z wybranym siodłem koń. Wydaje mi się, że nie zawsze siodło leży w sposób komfortowy dla konia i to niekoniecznie musi być wina odpowiedniego rozmiaru. Czasami jest to tak jak z marynarką niby w naszym rozmiarze, a okazuje się, że rękaw przykrótki, że coś uwiera pod pachą, że łopatki nie mają swobody. Sądzę, że dla znalezienia dobrego siodła warto poświęcić czas. 
Ada

12 styczeń 2014
Masz rację czując, że podczas jazdy na oklep Wasze sygnały są subtelniejsze. A to dla tego, że siedząc bez siodła Ty lepiej konia odbierasz. Wyraźniej czujesz jego ruch, niedoskonałości, "wysyłane przez niego sugestie i pytania". Skoro więcej czujesz, to intuicyjnie, czasami pewnie też podświadomie, używasz więcej pomocy, by z Evitą "prowadzić konwersacje". Wówczas koń zaczyna lepiej pod Tobą pracować. Nie sądzę jednak, by siedzenie na wierzchowcu bez siodła było dla niego samego bardziej wygodne. Myślę, że trzeba by trochę popracować nad Twoim dosiadem, żebyś bardziej doceniła znaczenie siodła. Sadzę, że siedzisz bardziej na siodle jak na krześle, zamiast okrakiem stać nad siodłem w strzemionach, a na siedzisku się tylko opierać. Nie bez powodu mówi się, że jeździec powinien siedzieć w siodle, a nie na siodle. Żeby samemu ocenić swój dosiad zrób takie ćwiczenie. Siedząc oczywiście w siodle, wyciągnij nogi ze strzemion i całkowicie je wyprostuj. Ułóż je tak, żeby całe Twoje ciało było w pionie, bez żadnych zgięć w stawach. Stopy poziomo tak, jakby opierały się o ziemię. Teraz skup się na tym, jak układa się Twoja miednica przy dosiadzie przypominającym stanie na podłożu, w lekkim rozkroku. Zapamiętaj to ułożenie. Bez zastanawiania się, odruchowo tak, jak zwykle włóż nogi w strzemiona i zauważ, jak zmienia się pozycja Twojej miednicy w siodle. Biodra na pewno ustawiają się do pozycji: „siedzę”. Ponownie wróć do pozycji bez strzemion i teraz wkładając nogi w strzemiona spróbuj zachować układ bioder i miednicy z pozycji: „stoję”. Tylko przy takim jej układzie w siodle, wypracujesz prawidłowy dosiad. Tylko wówczas będziesz mogła przerzucić swój ciężar z kręgosłupa konia na strzemiona, a tym samym na jego żebra. Drugie ćwiczenie jakie chciałabym, żebyś spróbowała zrobić, to jazda z zamkniętymi oczami. Człowiek jest wzrokowcem i jeździec też obiera swojego podopiecznego przy pomocy bodźców wzrokowych. A konia trzeba czuć całym sobą. Może ktoś życzliwy potrzyma Was na lonży, a Ty siedząc w siodle nie kieruj koniem, tylko przy pomocy sygnałów poprawiaj jego krzywizny i niedoskonałości postaw, które wyczułaś. Jestem pewna, że okaże się, że doskonale prowadzisz konia po kole mimo, że nic nie widzisz. Potem nieustannie jadąc otwórz oczy, ale wczuwaj się w wierzchowca tak, jakbyś miała ciągle zamknięte. Niech Twój wzrok ogarnia horyzont. Powinnaś patrzeć, jak osoba rozmarzona, myśląca o „niebieskich migdałach”. Gdy nauczysz się jeździć w siodle bez „patrzenia” na konia, wówczas będziesz czuła go i odbierała tak, jak przy jeździe na oklep. Masz rację pisząc, że to w jaki sposób siodło leży na końskim grzbiecie, jak jest ułożone i dopasowane, ma ogromne znaczenie (zob. RZĄD KOŃSKI). To ułożenie na końskim grzbiecie ma bowiem ogromny wpływ na ułożenie Twojego ciała w siodle. Niedopasowane do grzbietu wierzchowca siodło, będzie wymuszać u Ciebie odchylenia od pionu, zachwiania równowagi. Utrudni prawidłowe ułożenie nóg w siodle. Tylko tak się wydaje, że w każdym siodle siedzimy tak samo. Jeżeli odczuwasz różnicę w ruchu Evity w zależności od siodła na jakim pracujesz, to znaczy, że w każdym inaczej siedzisz. Na pewno dyskomfortem dla konia jest zbyt ciasne siodło, gdzieś uciskające lub uwierające. Jednak różnica w jego ruchu wynika z różnic w Twoim dosiadzie. Koń dopasowuje się do jeźdźca, nie do siodła. Im doskonalszy dosiad, im lepsza Twoja równowaga, tym lepiej będzie pracowała Evita. Zgadzam się z Tobą, że: "dla znalezienia dobrego siodła warto poświecić czas", bo warunkuje ono jakość Twojej pozycji na koniu i pozwala Twojemu podopiecznemu czuć się komfortowo podczas pracy.
Olga


wtorek, 7 stycznia 2014

PROBLEMY Z KOPYTAMI?


19 grudzień 2013
Wczoraj Evita była podkuta podkowami "na rolkę". Są to podkowy stalowe nie aluminiowe. Kowal zaproponował kucie typu egg-bar shoes z wkładką tego typu, plus zalanie masą (być może nie określiłam tego zbyt profesjonalnie). Wczoraj, przed wizytą kowala wyprowadzałam Evitę o godz. 9, wychodziła niechętnie, ale nie kulała, tylko drobiła. Była w terenie przez 30 min z przewagą stępa i kłusa, bez stromych podjazdów. Dziś (po korekcie kopyt i okuciu przednich), wchodząc do boksu, zauważyłam, że Evita jest niespokojna. Gdy podeszłam do Niej "chwiała" się na przednich nogach (nie wiedziałam, że koń będzie kuty w tym dniu). Po okuciu, przemieszczanie się na twardym podłożu boksu sprawiało Jej wyraźny ból. Kowal stwierdził, że jak wyprowadzał Ją z boksu już kulała. Wyprowadziłam Evitę na halę, gdzie jest miękkie podłoże. Po kilkunastu minutach stępa, pierwsze zakłusowanie objawiło się kulawizną. Stępowałam konia jeszcze przez dziesięć minut. Przy kolejnej próbie zakłusowania Evita szła robiąc bardzo krótkie kroki. Przeszłyśmy do stępa na kolejne 10 min. Następne zakłusowanie było już płynne bez oznak skrócenia. Chętnie zagalopowała. Galop trwał niespełna 2 min, przejście do kłusa i kolejne stępowanie. Wykrok konia się zdecydowanie wydłużył. Koń nie okazywał oznak bólu ani kulawizny i odprężył się.
Ada

19 grudzień 2013
Po kowalu, po podkuciu koń powinien dzień lub dwa odpoczywać. Bez tego kulawizna, czy nierówność kroku może się pojawiać. Pewnie, że nie zawsze, ale lepiej dmuchać na zimne. Moi podopieczni zawsze obowiązkowo odpoczywają. Czy kowal wytłumaczył dlaczego takie kucie i jak ma to pomóc Evicie?
Olga

19 grudzień 2013
Stwierdził, że koń nie pracuje kopytem. Każda praca na twardym podłożu to dla Niej  bardzo duży wysiłek. Przerzuca zatem całą pracę na mięśnie, aby oszczędzać kopyta przednich nóg. Wywołuje to taki skutek (wg opinii kowala ), że koń zaczyna pracować mocno mięśniami łopatek, aby przerzucić tym samym ciężar mocniej na kończyny miedniczne. Faktem jest, że w porównaniu do innych koni, z którymi bywam, partia ciała Evity w obrębie łopatek jest mocno napięta. Gdyby dodać koniowi obojczyk, pojawiłyby się tam mięśnie, które czasami doskwierają człowiekowi spiętemu  a ponieważ tego tam nie ma od razu usztywnia się mocno grzbiet konia. Koń próbuje przysiąść na kończynach zadnich w poszukiwaniu ratunku. Jej kopyta są zacieśnione. Stwierdziła to Pani wet. Kowal kuje Ją od trzech lat. Wypracował to, że kość kopytowa wróciła na prawidłowe miejsce. W między czasie miałyśmy nieustanne problemy z gnijącymi strzałkami. „Stawałam na rzęsach”, aby warunki w boksie były idealne dla kopyt. Czystość i jeszcze raz czystość. Masz rację co do odpoczynku po okuciu. Tylko szkoda, że o takich rzeczach nie wspomina sam kowal, a powinien.
Ada

20 grudzień 2013
1) (Kowal)"...Stwierdził, że koń nie pracuje kopytem". Co kowal chciał przez to powiedzieć? jak on to rozumie? A jak Ty to rozumiesz? Bo ja nie ogarniam. Co to znaczy, ze koń nie pracuje kopytem?
2) Cytuję: "...Wywołuje to natomiast taki skutek (wg opinii kowala ) że koń zaczyna pracować mocno mięśniami łopatek, aby przerzucić tym samym ciężar mocniej na kończyny miedniczne…" Sorry, ale to są jakieś bzdury. Kiedy koń przerzuca ciężar na kończyny miednicze, to jest to objaw bardzo pozytywny, bo zaczyna on wówczas pracować od zadu. Jego tylne nogi przejmują rolę silnika. Wierzchowiec zaczyna mocniej nimi stąpać i odpychać się od powierzchni. Wtedy jednak mięśnie na przodzie zwierzęcia również przy łopatkach rozluźniają się, a nie usztywniają. Mięśnie te zaczynają się wówczas wzmacniać i stają się mięciutkie jak gąbka.
3) Piszesz, że: "W porównaniu do innych koni z którymi bywam, partia ciała Evity w obrębie łopatek jest mocno napięta". To niestety świadczy tylko o tym, że Evita nosi na przodzie zbyt dużo swojego ciężaru, czyli, że nie przerzuca go na tył.
4) "Gdyby dodać koniowi obojczyk, pojawiłyby się tam mięśnie, które czasami doskwierają człowiekowi spiętemu, a ponieważ tego tam nie ma, to od razu usztywnia się mocno grzbiet konia. Koń próbuje przysiąść na kończynach zadnich w poszukiwaniu ratunku"Niestety koń nie ratuje się przed sztywnym grzbietem, przysiadając na zadzie. Gdyby tak było, ułatwiłoby to jeźdźcom pracę, a koniom zaoszczędziło cierpienia. Mając sztywne i obolałe plecy wierzchowce uciekają nimi, robiąc je coraz mocniej wklęsłe. 
Poobserwuj Evitę, spróbuj wyczuć i odpowiedz Sobie, czy podczas zmiany chodu na niższy klacz robi ostatni krok w wyższym chodzie, którąś z przednich, czy którąś z tylnych nóg? Czy podczas ruszania do wyższego chodu koń rusza najpierw którąś z przednich nóg, czy tylnych? Koń, który przysiadł na zadzie i pracuje tylnymi nogami, jako siłą napędowa, zawsze rusza najpierw jedną z tylnych nóg i przechodząc do niższego chodu, jako ostatnią w wyższym chodzie stawia tylną. Pracując na lonży poprowadź w wyobraźni, w dół od nasady ogona Evity, pionowa linię. Obserwuj tylne nogi. Koń, który przysiadł na zadzie w niewielkim stopniu zostawia (idąc) te kończyny za ową linią. Ruch tylnych nóg odbywa się wówczas głębiej pod brzuchem zwierzęcia. Pracując nad podstawieniem zadu, do takiego efektu dochodzi się po wielu latach ciężkiej pracy.
Olga

20 Grudnia 2013
Odpowiem na każdą notkę z osobna :)
Pierwsza notka - nie mam pojęcia co kowal miał na myśli. Nie wyobrażam sobie pracy Evity bez kopyt. Wtedy nie byłoby mojego konia. Nawet jeśli teoretycznie, koń uszkadza mięsień zginacza głębokiego, bądź ma problem z trzeszczkami kopytowymi, bądź pęcinowymi (rozważamy kwestię przodów konia, nie wspominając o więzadłach i stawach - kurczę, zrobiłaby się z tego praca naukowa), to każda próba zgięciowa kopyta to wykaże. Zresztą to samo stałoby się z tyłami. Po wykonaniu tej próby przy wymienionych kontuzjach, objawiłaby się kulawizna, bądź bolesności przy stawianiu kończyny. Nie zaobserwowałam takich objawów. Bardzo często pracuję z Evitą w ten sposób. Jest to element naszej pracy w stretching-u oraz w ćwiczeniach izometrycznych, jakie wprowadzam po pracy.
Druga notka - masz rację. Dokładnie tak! jeśli koń usztywnia łopatki to możne być tak, że będzie się wieszał na wędzidle, tak jak Evita. Jeśli koń miałby przerzucić ciężar na kończyny miedniczne to byłabym szczęśliwą posiadaczką konia w typie andaluza, a nie rozciągniętej klaczy, która przestaje angażować zad.
Notka trzecia - dokładnie tak jest.
Notka czwarta - "...Gdyby dodać koniowi obojczyk, pojawiłyby się tam mięśnie, które czasami doskwierają człowiekowi spiętemu, a ponieważ tego tam nie ma, od razu usztywnia się mocno grzbiet konia. Koń próbuje przysiąść na kończynach zadnich w poszukiwaniu ratunku..." - zacytowałam słowa, które usłyszałam od kowala. Jeśli są spięte łopatki to faktycznie może dojść do usztywnienia kręgosłupa. Wówczas, można to zauważyć siadając na konia na oklep. Dodatkowe założenie siodła może jeszcze bardziej uwidocznić problem. Rozwijając temat obojczyków, sztywny kręgosłup utrudnia koniowi skręcanie, a ewentualne kościste dodatki pomiędzy przednimi kończynami i resztą szkieletu, jeszcze bardziej utrudniłyby taki manewr.. Co do ostatniegozdania, że: "...koń próbuje przysiąść na zadnich nogach..." - jest to dokładne sformułowanie, które usłyszałam. Dodatkowo, kowal poinformował mnie, że przez to, prawdopodobnie pojawiło się zwyrodnienie w stawie skokowym. Nie zgadzam się z nim. Gdyby tak było, to każdy koń, który mocniej angażowałby do pracy tylne nogi, miałby taki problem. A także miałby problemy ze zginaczami biodra ( mięśniami: czworogłowym uda i biodrowo-lędźwiowym). Może powinnam dokładniej precyzować, co osobiście o tym myślę, tylko, że nikt nigdy tego ode mnie nie oczekiwał i nikt nigdy ze mną tak nie rozmawiał.
Ada

20 grudzień 2013
…Nie zgadzam się tylko z jednym. Piszesz, że założenie siodła pogłębi problem sztywności grzbietu. Siodło wymyślono dla wygody konia, a nie jeźdźca. Prawidłowo założone i tak też leżące na grzbiecie, odciąża kręgosłup zwierzęcia (zob. RZĄD KOŃSKI) Prawidłowy dosiad to odciążanie potęguje (zob. JAZDA NA NOGACH) Dzięki temu, że ciężar jeźdźca niosą strzemiona, rozkłada on się na poduszki pod siedziskiem siodła, które leżą na żebrach zwierzęcia. Ostatecznie więc ciężar człowieka niosą boki pleców konia, dlatego takie ważne są silne mięśnie wzdłuż kręgosłupa. Człowiek jeżdżący na oklep nie ma strzemion, na których mógłby stanąć, więc siedzi na kręgosłupie i maksymalnie go obciąża. Jeżdżenie na oklep to przyjemna sprawa, ale nie pomaga obolałym plecom wierzchowca. Na oklep powinno się jeździć na koniach z wykształconymi już silnymi mięśniami grzbietu i na takich dla, których wyginanie grzbietu w koci jest odruchem.
Olga

26 grudzień 2013
Umówiłam się z dziewczyną, która pomoże mi ocenić stan kopyt Evity, konsultując to jeszcze z dwoma profesjonalistami.
Ada

31 grudnia 2013
Evita jest teraz "bosa" więc bardzo rozważnie stawia kopyta. Zdjęcia jej kopyt konsultowało parę osób. Kopyta są zniszczone przez podkuwacza, natomiast cała wewnętrzna struktura kopyt jest taka, jaką powinien mieć każdy koń - idealna. Zatem, jeśli kopyta takie ma, to raczej resztę również, bo kopyto jest przecież jak paznokieć u człowieka i każdą chorobę na nim widać.
Ada

6 styczeń 2014
Dziś wieczorem przyjechał weterynarz. Pokazałam mu wszystkie zdjęcia Evity ze szpatem i zmianami w przodach. Zastanawiał się długo ... szpatu nie widzi, choć zmiany minimalne są dostrzegalne, ale zauważył zmiany w kończynach przednich spowodowane mikrourazami. Jaka jest tego przyczyna? Sposób kucia przednich kopyt był nieodpowiedni do tego, co powinno im się zafundować - ale to mój wniosek wyciągnięty po długiej konwersacji z lekarzem weterynarii. Mogę zacytować tylko to, że była Ona z premedytacja źle kuta! Jeszce raz to napisze Z PREMEDYTACJA, PRZEZ BEZWZGLĘDNEGO PODKUWACZA, KTÓRY MIMO SUGESTII W BEZDUSZNY SPOSÓB ZAKŁADAŁ KONIOWI PODKOWY ZACIEŚNIAJĄCE KOPYTA. Strugał kopyta tak, że zmieniał kształt strzałki, a przez to zmieniała się piętka. Taki sposób korekty kopyt NIE POZWALAŁ NA ICH NORMALNĄ PRACĘ. Z premedytacją zniszczył to, co dla konia najważniejsze, zaufanie i kopyta. Pytanie, dlaczego?
Ada

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia