4 grudzień 2013
Jej ciało zmieniło swoją konsystencję. Nie była spięta, bardziej zaskoczona. Ona próbuje z głową w dół a na górze sygnał, że ma być inaczej. Odwróciła głowę tak ukradkiem i przypatrywała się przez kilka sekund. Powiedziałam do Niej "dobrze jest dziewczyno, jedziemy". To takie coś, jakby nowa łamigłówka dla Niej. Nie muszę Jej specjalnie popędzać łydkami, to raczej jest jak delikatne ułożenie, zależnie od tego co chcę-odrobinę inaczej. Uczyłam się tego od Jana d'Ordeix z książek, bo jakoś nie trafiłam na znawcę sztuki wykładni :( ...
Ada
29 grudzień 2013
Nasze sygnały, których używamy przy porozumiewaniu się z koniem, bardzo często są odpowiedzią na zachowanie się konia. Są częścią dialogu i sposób ich użycia warunkują „odpowiedzi” konia na nasze prośby. Przez cały okres mojej współpracy z wierzchowcami nie było jeszcze dwóch takich, przy których dawane przeze mnie sygnały były identyczne. Jeśli chodzi o pracę nogami, to różna może być częstotliwość i intensywność pukania łydkami. Niektóre konie na pewnych etapach nauki potrzebują wzmocnienia tego sygnału. Często jeżdżę z ujeżdżeniowym bacikiem, albo dwoma, którymi „podszczypuję” boki podopiecznego, tuż za moimi łydkami. Na przestrzeni wieloletniej współpracy ze zwierzęciem, zmienia się mój ciężar w strzemionach, czyli nacisk na nie. Zaczynając pracę z koniem, który nie zna jeszcze mojego „języka”, jeżdżę na nieco krótszych strzemionach, bo daje mi to możliwość „dołożenia” ciężaru na nie. A większy ciężar na nich oznacza wyraźniejsze, bardziej zrozumiałe dla podopiecznego polecenia. U wierzchowców, które nauczyły się ze mną „rozmawiać”, strzemiona mam dłuższe i posługuję się lżejszym naciskiem na nie. Ciężar w strzemionach zmienia się także wielokrotnie w trakcie pojedynczej jazdy. Zależy to od sposobu reakcji konia na moje prośby. Dla takiego bardziej chętnego do pracy-jestem lżejsza. Żeby pomóc zwierzęciu w zrozumieniu sygnału-staję się cięższa. (zob. CIĘŻAR JEŹDŹCA W STRZEMIONACH JAKO POMOC W PRACY Z KONIEM) Nie znam metody opisanej w książkach Jana d’Ordeix, ale samo ułożenie łydek na różne sposoby, to trochę za mało. Ważne jest, żeby Twoje łydki były luźne i mimo, że nie trzeba konia podganiać (bo energicznie idzie), powinny być aktywne. Łydki „mają wiele informacji do przekazania”. Żeby jednak można było je przekazać, trzeba oduczyć konia, by reagował na sygnały dawane łydkami, tylko i wyłącznie przyspieszeniem. Trzeba wręcz wyegzekwować, by podopieczny zwalniał mimo intensywnego pukania łydkami przez jeźdźca. Skoro Evita nie musi być podganiana, to jest to doskonała okazja, by zacząć tak właśnie z nią pracować. Nieustannie pukające Twoje łydki sprowokują klacz do przyspieszenia, wówczas Ty będziesz musiała wzmocnić sygnały hamujące dawane Twoim ciałem, by utrzymać równe i stałe tempo. Naucz samą siebie i swojego wierzchowca, że sygnałem zwalniającym, nie jest wstrzymanie aktywności łydek, tylko praca mięśniami brzucha (zob. POŁYKANIE JABŁKA), zwiększenie ciężaru w strzemionach, zapieranie się ciałem (zob. CIĘŻKA OPONA, WODZE Z WYOBRAŹNI ), regulowanie tempa ruchu bioder (zob. BIODRA JEŹDŹCA) i tempa anglezowania (zob. ANGLEZOWANIE, REGULOWANIE TEMPA W KŁUSIE BEZ UŻYCIA HAMUJĄCYCH WODZY). Używając podczas jazdy takich właśnie sygnałów „pomożesz” też Evicie utrzymać podniesioną głowę. Wierzchowiec jest, jak mała wieżyczka ułożona z dwóch drewnianych klocków. Podnosząc głowę i szyję Evity (zob. WĘDZIDŁO), podnosisz spadający z podstawy górny klocek. Jednak wieża nie zawali się ponownie tylko dzięki temu, że podsuniesz dolny klocek pod ten spadający. Czyli wówczas, gdy pracujące łydki podgonią zad konia. Spróbuj wypracować taki luz w stawie biodrowym, żeby czuć jak ruch mięśni końskich boków „podrzuca” Ci łydki. Wykorzystaj to podrzucanie do dawania sygnałów. To trochę jak z anglezowaniem, przy którym też wykorzystujesz ruch konia-jego podrzucanie. Spróbuj dzięki takiej pracy łydkami nauczyć się dwa razy nimi puknąć podczas jednego kroku konia. Przy anglezowaniu podczas jednego przysiadu dwa razy pukasz. Gdy anglezujesz, naucz się używać takich sygnałów również podczas wstawania. A także wówczas, gdy jeździsz stojąc w strzemionach. „Zadaniem” łydek jest również nadawanie rytmu krokom konia. Wierzchowce są bardzo muzykalne. Pomyśl, że uczysz Evitę tańczyć, a Twoje łydki są dla niej metronomem. Sięgając łydkami jak najgłębiej pod brzuch zwierzęcia, pomagasz mu również zrozumieć, że nie powinien wypychać brzucha. Drażniąc go „łaskoczącymi’, albo „podszczypującymi” sygnałami prowokujesz wierzchowca do uruchomienia mięśni brzucha i „przyklejenia” ich do kręgosłupa. Tym samym „wymuszasz” rozciąganie i wzmacnianie mięśni grzbietu. Zgadzam się z tym, że układamy łydki w różnych miejscach boków konia. Ich ułożenie zależy od tego co chcemy od wierzchowca wyegzekwować-wykonanie zakrętu, przestawienie zadu, ruch w bok, ale oprócz tego i równocześnie nogi jeźdźca muszą pracować nad tym wszystkim, co wyżej opisałam.
Olga