wtorek, 4 marca 2014

"STROJENIE KONIA"


25 luty 2014
…Będę Ci opisywała postępy Evity, tylko tymczasem badam na ile mogę pozwolić sobie w pracy z Nią. To tak, jakbym naciągała strunę skrzypiec i bardzo uważała na jakość dźwięku i odpowiedni ich stan. Czasami wydaje mi się, że Ona jest podobna do skrzypiec, o które szczególnie chcę dbać. Po pierwsze, dlatego że są cenne a po drugie, dlatego, że jeśli skrzypce często się używa (a właściwiej byłoby napisać ich struny) to należałoby wziąć pod uwagę właśnie problem ich strojenia. Wtedy, należy zarezerwować trochę więcej czasu na próby i lekcje . A czy wykonanie się uda? Wyobrażam sobie, że tak ...

Ada


28 luty 2014
To porównanie pracy z koniem do skrzypiec i ich strun jest świetne. Konia trzeba „nastroić”, by mógł prawidłowo pracować pod jeźdźcem. Takie „strojenie” to ustawianie części ciała konia w prawidłowej pozycji względem siebie. „Strojenie” to także rozluźnianie mięśni, stawów i uczenie „ich” jak muszą pracować, by nie robić „sobie krzywdy”. W prasie końskiej dużo pisze się o masażu koni, wielu ludzi wyspecjalizowało się w tym kierunku i świadczą usługi. Organizuje się kursy masażu wierzchowców. Na pewno taki masaż to wspaniała sprawa, ale niewiele pomoże zwierzęciu, jeżeli każda jazda pod jeźdźcem powoduje u nich niezdrowe napięcia mięśni i stawów. 


Proponuję, żeby wsiadając na konia każdy jeździec wyobraził sobie, że robi to po to, by poprowadzić w ruchu zwierzę tak, żeby go „nastroić”, rozluźnić. Siedząc w siodle jesteśmy masażystami, tylko zamiast „ugniatać” ciało podopiecznego, „pokazujemy” mu jak ma pracować poszczególnymi częściami ciała, by napięcia zniknęły. Spróbuj dołączyć do Waszej pracy kolejne ćwiczenia z ziemi i w siodle. Pisałaś, że dużo biegasz, to pobiegaj z Evitą. Weź do pomocy bacik ujeżdżeniowy. Najpierw naucz podopieczną podczas stępa, że lekkie puknięcie nim w jej przód, w klatkę piersiową, to prośba: „zwolnij”. Namawiaj ją do zatrzymania, zwielokrotniając ten sygnał. Z pozycji stój, poproś bacikiem pukającym w klatkę, by cofnęła się parę kroków. Gdyby uparcie nie reagowała, popukaj ją po przednich nogach. Nie używaj przy tym w żaden sposób wodzy. Niech klacz się cofnie dlatego, że zrozumiała sygnał, a nie dlatego, że ją w jakikolwiek sposób do tego zmusiłaś. Maszeruj z nią dokładnie na wysokości jej łopatki, trzymaj wodze w wyciągniętej do przodu ręce tak, żeby Evita ciągle czuła niewielki i równy nacisk na dolną szczękę. Równocześnie z klepnięciem bacika szarpnij lekko za wodze. Dzięki stałemu naciskowi sygnał będzie słabym pociągnięciem za szczękę, a nie uderzeniem w nią, albo w kąciki „ust”. Evita nauczy się w ten sposób, że szarpnięcia za wodze, gdy siedzisz w siodle, nie są sygnałami dla jej pyska, tylko dla całego jej przodu. 

Potem zacznij z Evitą biegać, będąc nieustannie na wysokości jej łopatki. Gdyby klacz zbytnio zwalniała, Ty utrzymaj tempo, a ją podgoń pukając bacikiem za sobą w jej bok. Gdyby podopieczna zbyt się rozpędzała, próbowała Cię okrążyć, zagradzając drogę i spychając ze ścieżki, użyj bacika z jej przodu sugerując: „zwolnij”. Przy słabej jej reakcji pomóż sobie wodzami, które nieustannie „niesiesz” tak, jak wcześniej opisałam. Biegnij, robiąc długie kroki. Zapamiętaj tempo, które jest dla Ciebie najwygodniejsze, którego nie jesteś w stanie przekroczyć, bo to jest tempo w jakim powinnaś podczas kłusa anglezować. Gdy koń wymusza szybsze anglezowanie, to tak jakby Cię wyprzedzał podczas wspólnego biegania. 

Wykorzystaj te same sygnały dawane bacikiem do nauczenia Evity nieskrępowanych ruchów w bok. Idź na wysokości jej głowy odwrócona twarzą do niej. Pukając na przemian w bok i klatkę klaczy wyegzekwuj kroczenie w bok. Cofaj się przy tym długimi krokami i pomagając sobie szarpnięciami za wodze w momencie pukania bacikiem w klatkę nie pozwól, by Evita próbowała Cię wyprzedzić. Pamiętaj, że nie wolno blokować koniowi wyprzedzania Cię zatrzymując go siłowo wodzami. Po jakimś czasie ćwiczenie to powinno wam wychodzić bez pomocy wodzy. Wówczas bacikiem będziesz mogła wskazywać Evicie te części ciała, które podczas ruchu w bok, należy jeszcze prawidłowo ustawić. Konie często przy tym ćwiczeniu zostawiają zad „w środku”. 

Kolejne ćwiczenie jakie chcę Ci zaproponować, to zginanie szyi konia podczas jazdy wierzchem. W przypadku Evity ćwiczcie zgięcie na razie tylko w lewą stronę. Chcę żebyś namówiła klacz lekkimi szarpnięciami otwartą wodzą do zgięcia szyi, aż do momentu rozluźnienia jej mięśni. Właściwie sygnały wodzą mówią: „rozluźnij szyję byś mogła ją zgiąć” a nie: „zegnij szyję by ją rozluźnić”. Niby niewielka różnica, ale ma ogromne znaczenie. Prowadź w tym czasie Evitę po wymyślonej ścieżce, używając do tego „mowy swojego ciała” i łydek, nie pozwalając jej absolutnie z niej zboczyć. Możesz wodzami „klepnąć” Evitę w pierś, gdy jest to konieczne, by wyregulować jej tempo, ale nie zamykaj przy tym wodzy i nie odpuszczaj sygnałów rozluźniających szyję. Oprócz rozluźnienia mięśni to ćwiczenie uświadomi klaczy, że gdy zgina szyję nie powinno zmienić się ustawienie reszty jej ciała. Uświadomi jej, że sygnały dawane przez jeźdźca wodzami nie sygnalizują chęć wykonania skrętu, tylko są pomocami ustawiającymi jej ciało. 
Olga


niedziela, 2 marca 2014

KULAWIZNA


25 luty 2014
… Evita często się potykała. W zasadzie, już odkąd byłyśmy razem, podczas stępa lub kłusa często zdarzało się, że potykała się na prawą przednią kończynę. Kiedy zadałam pytanie dlaczego, ktoś ze stajni odpowiedział mi, żebym się tym nie przejmowała. Ale przejmowałam się coraz bardziej, ponieważ do potykania doszło jeszcze częste drżenie właśnie tej kończyny. Od roku ma nawracające kulawizny. Bywało to posunięte do takich granic, że odmawiała wyjścia z boksu. Pewnego dnia, kiedy przyszłam, próbowała zrobić krok do przodu w boksie w moją stronę i okazało się, że miała usztywnioną całą lewą nogę od pęciny aż po łopatkę. Na tej nodze obracała się. Wyprostowaną nogę podnosiła jak szczudło. Wszelkie spięcia, jakie obserwuję u Niej to nie efekt mięśni górnych partii ciała, ale przednie nogi. Mój brak wiedzy skłania mnie do szukania pomocy u weterynarzy, ale często czuję się strasznie zawiedziona, ponieważ widzę coś innego, widzę inne spięcia u koni niż oni. Kiedy proszę o poradę w stajni, kiedy próbuję dzielić się spostrzeżeniami, natrafiam na ogromny mur, którego nie jestem w stanie przełamać. Biorę Ją na spacery, wypuszczam na pastwisko i przesiaduję na pastwisku z Nią i innym koniem. Dziś, zabrałam Ją z innym koniem na maneż, żeby pokłusowała. Siedziałam na środku i patrzyłam jak galopuje radośnie, jak zmienia nogę co kilka fouli, kłusuje i się cieszy. 

Ada

25 luty 2014
Potykanie się konia, to jak wiesz nic innego, jak tylko objaw przeciążonego przodu. Jeżeli do tego wszystkiego szwankuje jej lewa noga, to próbując ją odciążyć, przeciąża prawą. Nie widzę Twojego konia, więc bardzo intensywnie pracuje moja wyobraźnia. Dlatego często podsyłam kilka możliwych przyczyn i rozwiązań. Możliwe, że wcześniej sytuacja wyglądała odwrotnie i Evita z jakichś powodów odciążała prawą nogę. Wówczas ta biedna lewa noga mogła "nieść' np. 75% całego ciężaru konia. Ta noga zwyczajnie nie wytrzymała-stąd kulawizny i sztywności. Nie pamiętam, czy robiłaś prześwietlenia tej kończyny. Ale jeżeli nie ma w nodze poważnych uszkodzeń mechanicznych, to wszystko jest do odpracowania. Evita niestety chodzi na pamięć, więc zawsze ją tak samo odczuwałaś (pomijając kulawizny). Myślę, że ciężko Ci z nią pracować, bo nie masz jakby prawidłowego wzorca. Nigdy nie czułaś prawidłowo chodzącej Evity, nie wiesz do czego zmierzać. Czasami nawet bardzo bujna wyobraźnia nie pomaga w stworzeniu wzoru. Kulawizna na przodzie jest też często wynikiem spięć z tyłu konia. Wiem, że brzmi to jak abstrakcja, ale tak jest, tylko bardzo trudno to zauważyć. Zawsze przecież wzrok będzie przyciągać wyraźna kulawizna, a nie spięte mięśnie i stawy zadu. Wiem, że próbujesz pracować według moich rad, ale ciężko Ci ocenić czy Evita prawidłowo odpowiada na nawet perfekcyjnie dane sygnały, a właśnie ta odpowiedź jest najważniejsza. Pisałaś, że podnosiłaś jej głowę i przód, ok, ale czy oprócz zdziwienia Evita w jakiś inny sposób odpowiedziała. Próbowała sama nieść głowę? Rezygnowała z wieszania się na wodzach? Zwolniła i wyrównała tempo? Wydłużyła krok? Poczułaś większy luz na jej przodzie? Spróbuj sobie wyobrazić, że przód Evity to taki duży balot siana. On, pchany przez jakieś wymyślone stworzenie (a tak naprawdę przez zad), powinien się toczyć w przód. Powinnaś poczuć, że skoro tam jest walec to nie ma co Cię ciągnąć. Musisz też czuć, że to nie kula, która może również turlać się na bok. Piłkę trudniej niż walec turlać po nierównościach tak, by nie wypadła z trasy. Mniej więcej do takiego efektu powinnaś dążyć podnosząc przód Evity. Takiej odpowiedzi musisz od niej oczekiwać-przodu, który daje się pchać i nie ma czym ciągnąć. Spróbuj wyobrażać sobie jakie odpowiedzi chcesz poczuć po użyciu pomocy. Jeżeli chcesz przerzucić ciężar konia na tył, by odciążyć przód, daj zwierzęciu takie sygnały, jakbyś chciała posadzić go podczas ruchu na wysoki barowy stołek. I nie wystarczy, że dasz ten sygnał. Ty masz poczuć, że koń przysiada. Opisuj mi takie jej odpowiedzi, to ruszymy do przodu. 
Olga

25 luty 2014 
Dokładnie tak jest. Odciążała prawą nogę, ponieważ w prawej nodze ma zmianę. Ta zmiana jest w okolicach piętki. To nie są zmiany, które mogłyby całkowicie wykluczyć Evitę z użytkowania, ale nałożyły się na to problemy z kopytami, obciążonymi przednimi kończynami. Co do usztywnień mięśni zadu, być może ... skoro poprzednia pani weterynarz stwierdziła zmiany w prawej tylnej nodze (staw skokowy), które zostały następnie podważone przez kolejnego weterynarza (weterynarzowi chodziło o to, że zmiany są zdecydowanie znikome w porównaniu do tego, co zdiagnozowała poprzedniczka - wg tamtej opinii był to szpat). Olgo, jak zatem może odnaleźć się przeciętny człowiek, taki jak moja osoba, który w świetle tylu różnych opinii stara się pomóc swojemu podopiecznemu? Wydaje mi się, że może poczuć się jak człowiek sfrustrowany, który walczy z wiatrakami swojej wyobraźni i cudzych domniemywań. Wydaje mi się, że wykonałam większość koniecznych prześwietleń kończyn, choć ostatnio rozważałam również możliwość prześwietlenia Jej kręgosłupa. Myślę, że to zrobię niebawem. Czytałam swego czasu artykuł o możliwości wykonania badań reakcji i ułożeni mięśni podczas pracy w siodle. Również o tym myślę. Napisałaś "Próbowała sama nieść głowę? Rezygnowała z wieszania się na wodzach? Zwolniła i wyrównała tempo? Wydłużyła krok? poczułaś większy luz na jej przodzie?" Tak, niosła sama głowę, zrezygnowała z wieszania się na wodzach (jeździłyśmy na podwójnie łamanym wędzidle), zwolniła i wyrównała również tempo, przestała bać się drągów, dobrze reagowała na prośby zwolnienia, dobrze wykonywała również przejścia pomiędzy chodami nie przyśpieszając, wydłużyła również krok i poczułam luz na Jej przodzie. Kiedy już było tak, że wyobraziłam sobie kolejne nasze postępy w pracy ujeżdżeniowej, znowu zaczęła kuleć, cierpieć, odmawiać wyjścia nawet na spacer. Będę Ci wszystko opisywała, tylko tymczasem badam na ile mogę pozwolić sobie w pracy z Nią. To tak, jakbym naciągała strunę skrzypiec i bardzo uważała na jakość dźwięku i odpowiedni ich stan. Czasami wydaje mi się, że Ona jest podobna do skrzypiec, o które szczególnie chcę dbać. Po pierwsze, dlatego że są cenne a po drugie, dlatego, że jeśli skrzypce często się używa (a właściwiej byłoby napisać ich struny)  to należałoby wziąć pod uwagę właśnie problem ich strojenia. Wtedy, należy założyć trochę więcej czasu na próby i lekcje . A czy wykonanie się uda? Wyobrażam sobie, że tak ...
Ada


piątek, 28 lutego 2014

MAŁY KRYZYS JEŹDŹCA


17 luty 2014
…Nie piszesz ostatnio nic o postępach Evity. Chętnie poczytam. 

Olga

19 luty 2014
Nie ma o czym pisać. Dziś nie kulała, ale to raczej efekt "pozostawienia Jej w spokoju". Chodziłam z Nią na spacery przez długi czas. Teraz kojarzy wyjście z boksu z przyjemnością, która ma Ją spotkać, nawet jeśli wcześniej pracuje na lonżowniku. Tak ... baaaaardzo dużo czasu to kosztuje. Nie jeździmy razem. Na lonżowniku porusza się niezbyt elastycznie, nie ma tej pięknej gracji w ruchu i ekspresji. Rusza głową z pewnym zniecierpliwieniem, kiedy zamiast ręki używam bata do wskazówki. Ale zaczynam używać go częściej. Również reaguje na sygnał „ustawienia”, czy to w stronę łopatki czy zadu. Rozumie, że tę cześć ciała ma przestawić. Użyłam też dziś lonży i ... żadnych sprzeciwów, żadnych skrzywień. Słucha. Patrzy i zmienia ruch zgodnie z moim wykrokiem. Kiedy proszę o zatrzymanie bez słów, również się zatrzymuje. Zmieniłam odrobinę komunikację. Ograniczam słowa , myślę, że bardziej jest istotne co mówi ekspresja mojego ciała. Jeśli będę kontrolowała każdy swój ruch i kierowała swoją energię tam gdzie trzeba osiągnę to co mam w zamiarze. Nie piszę, że już osiągnęłam. Z innymi końmi idzie mi to zdecydowanie lepiej, ale Ona jest odrobinę innym tematem do rozgryzienia. 
Ada

20 luty 2014
Dziś był vet.- testy ze znieczuleniem ... cieszyła się, że tyle czasu sterczę przy boksie czekając. Przykucnęłam, a Ona zaglądała i tarmosiła za pompon mojej czapki. Werdykt lekarza weterynarii: zero pracy, jedynie spacery w ręku. Mamy spacerować nieustannie.
Ada

22 luty 2014
Te testy ze znieczuleniem coś wykazały konkretnego. Piszesz "zero pracy, jedynie spacery w ręku". Myślałam, że wszystko zaczyna się układać, że idzie ku lepszemu. Pisałaś o dobrych wynikach badania krwi, o poprawie stanu kopyt. Spróbuj mi opisać skąd Twoim zdaniem bierze się jej sztywny ruch i kulawizna. Chodzi mi o to, żebyś zapomniała będąc z Evitą na lonżowniku o tym co mówią lekarze, chcę żebyś opisała swoje odczucia. Opinia i diagnozy weterynarzy pewnie są właściwe, ale spróbuj popatrzeć na Evitę nie kierując się nimi. Spróbuj też nie zwracać uwagi na to, co wyraża głową i uszami. Konie są bardzo "miniaste", ich wyraz pyska wiele mówi, ale Ciebie niech bardziej zainteresują pozostałe części jej ciała. Chciałabym, żebyś napisała jakie masz wrażenia patrząc na Evitę, skąd "wychodzi ból", gdzie Ty zauważasz najbardziej sztywne miejsca na jej ciele. Jak te miejsca się zmieniają w zależności od tempa jej chodu, od ustawienia ciała. Które miejsca spina, a które rozluźnia w reakcji na sygnał. Kiedy jej ruch, według Ciebie, zaczyna być chociaż trochę bardziej miękki: gdy zwalnia? czy gdy przyspiesza? Opisz wszystkie wrażenia jakie Ci się nasuną na myśl podczas obserwowania jej. Wczuj się w nią, bądź nią w wyobraźni i zastanów się gdzie "Cię" boli? w którym miejscu "Twoje" ciało się wykrzywia? Co przeszkadza "Ci" elastycznie i miękko biec. Na stan Evity składa się wiele rzeczy, ale spróbuj znaleźć źródło problemów, znaleźć to od czego Ty byś chciała zacząć, żeby rozluźnić ciało. Nie da się pracować nad wszystkim naraz. Znajdź ten pierwszy punkt "zaczepienia". 
Olga

24 luty 2014
Nie mam pojęcia o co chodzi z kulawiznami Evity. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Nie mam pojęcia co Ją boli teraz. Wsiadam bez siodła, jest idealnie. Następnego dnia kuleje z usztywnioną kończyną aż po łopatkę. Dziś jest dobrze, wczoraj też było, przedwczoraj również. Ale nie jeżdżę z Nią już od dłuższego czasu, jak już to tylko spacery. Ma tyle energii ... wszystkie metody usprawniania siebie Evicie nie pomagają. 
Ada

25 luty 2014
Twój problem, to brak cierpliwości. Bardzo byś chciała, żeby Twoje zaangażowanie w badania, leczenie, nowego kowala przyniosły szybko widoczne rezultaty. Te Rezultaty na pewno są, tylko, że odczuwa je koń i są dla niego błogosławieństwem, ale nie sprawią, że "mechanizm" Evity po prostu się naprawi. Takie konie odpracowuję latami. Jeżeli ja tylko z nimi pracuję, idzie trochę szybciej. Jeżeli uczę właściciela jak ma "naprawiać" swojego konia, to jest to już trudniejsze zadanie, Jeżeli właściciel jeździ po swojemu, a ja mam: "coś z tą kulawizną zrobić" to jest to niekończąca się opowieść. Mimo, że postępy są bardzo wolne, gdy uczę równocześnie człowieka i konia, to zysk jest taki, że jeźdźcy bardzo szybko uczą się widzieć "bolączki" i zmiany zachodzące w ciele konia. Po niewielkiej zmianie potrafi rozgorzeć niezła dyskusja na temat tego co widzimy. Jeźdźcy nie wiedzą jak sobie poradzić z problemami, ale zaczynają wiele, bardzo wiele zauważać. I to jest droga do sukcesu. A Ty piszesz, że Evita kuleje i to wszystko. Po za tym, jeżeli koń coś poprawi, rozluźni, na moment prawidłowo rozłoży ciężar, to nie znaczy, że można sprawę odhaczyć jako załatwioną. To są miesiące ćwiczeń i powtórzeń prawidłowej reakcji. Łatwiej byłoby patrzeć na mięśnie Evity, gdyby były "obdarte ze skóry", a źle pracujące przybierałyby ostry np. żółty kolor. Łatwiej byłoby spojrzeć na szkielet Evity, gdyby ciało pozbyło się mięśni, a źle ułożone kości i usztywnione stawy wskazywane byłyby strzałką itp. Próbuję Cię sprowokować do "rozbierania wzrokiem" ciała Evity mimo braku takich udogodnień. Do patrzenia na jej ciało, jakby było Twoim ciałem. Ja mogłabym Ci napisać elaborat o każdym koniu, a Ty mi piszesz, że nie masz pojęcia. Piszesz "Wsiadam bez siodła, jest idealnie. Następnego dnia kuleje z usztywnioną kończyną aż po łopatkę. Dziś jest dobrze, wczoraj też było, przedwczoraj również". To mi nic nie mówi! I uwierz mi, nigdy nie jest dobrze, zawsze jest coś co powinno się zauważyć i poprawiać. Widzisz kulawiznę, która rzuca się w oczy. A co widzisz kiedy jej nie ma. Właśnie wtedy trzeba coś zauważyć, żeby kulawizna nie pojawiła się ponownie. 
Olga

25 luty 2014
Masz rację, że zniecierpliwiłam się. To samo powiedział mi dziś Pan Jakub, ponieważ poprosiłam żeby przyjechał. Dlaczego? Ponieważ nowy weterynarz zasugerował zmianę w struganiu i podkowy korekcyjne. Zwyczajnie odjęło mi mowę. Zadałam pytanie co zatem z kopytami , które po latach zacieśniania powoli zaczynają wyglądać inaczej? Weterynarz powiedział mi wówczas, że coś za coś, albo kulejący koń, albo prawidłowe kopyta. Pan Jakub wzburzył się. Zadał mi pytanie, jaki zatem mam plan. Powiedziałam, że nie wyobrażam sobie powrotu i że chcę iść do przodu zgodnie z Jego wskazówkami. Odetchnął z ulgą i powiedział, że pomoże Evicie, tylko trzeba na to czasu. Uprzedzał mnie również, że będą chwile lepsze i gorsze, ale ostatnio chyba o tym zapomniałam, niestety…
Ada



sobota, 8 lutego 2014

EVITA NIE LUBI WYPINACZY


27 styczeń 2014
Chciałam Ci napisać, że na lonżowniku jest coraz lepiej. W ubiegłym tygodniu nie posłuchałam samej siebie i podpięłam Evitę do wypinaczy trójkątnych. Obraziła się. Daję słowo, że tak to wyglądało. Następnego dnia nie miała zamiaru wykazywać oznak zebrania pod siodłem, łącznie z ewidentnym  pokazywaniem "gorszej strony". Miałam wyrzuty sumienia, ponieważ wydawało mi się, że zaczynamy poruszać się lepiej. Od dłuższego czasu lonżownik jest dla nas miejscem rozmów. Kiedyś wydawało mi się, że Ona na mnie nie patrzy, tylko nasłuchuje. Ona patrzy nieustannie! Czasami wystarczy, że zmienię wykrok( bez intonacji głosem) na bardziej obszerny i Ona również poszerza swój wykrok. Głos ... masz rację ... gest. Nie lubi, gdy podpinam Ją do lonży. Zauważył to również Pan Jakub, nasz kowal. Zauważył również, że bardziej reaguje właśnie na ułożenie rąk. Kiedy chcę Ją poprosić o zwiększenie tempa czasami wystarczy wyższe ustawienie ramienia. Używam bata, ale czasami nie potrzebuję ... czasami, kiedy Ona, a może ja mam lepszy dzień?  Każde kolejne ćwiczenie długo oczekuje na zaakceptowanie.
Ada

27 styczeń 2014
Nasza postawa podczas pracy z koniem ma ogromne znaczenie. Pokazuje zwierzęciu w jakim stopniu angażujemy się w tą pracę. Koń odbiera naszą postawę jako wyznacznik jego zaangażowania we współpracę z nami. Gdy mamy opuszczona głowę, luźno zwisają nam ręce, a całe nasze ciało wygląda jakby odpoczywało, to będzie to dla konia sygnałem: „mamy luz”, „nic nam się nie chce”, „nie wysilajmy się dzisiaj”. Dlatego Evita reaguje nawet na podnoszenie rąk. Wyrażają one wtedy Twoją większą chęć do pracy, więc ona się dostosowuje, a nawet odwdzięcza i podwaja swój wysiłek.

Wypinacze trójkątne, to bardzo przydatne narzędzie, ale nie wolno się spieszyć z ich skracaniem. Zakładaj na razie tylko jedną i przekładaj tak, żeby była po zewnętrznej stronie. Jeżdżąc wierzchem zewnętrzną wodzą (w konfiguracji z innymi pomocami) „prosimy” wierzchowca głównie o utrzymanie prostego zewnętrznego boku. Pilnujemy przy jej pomocy, by koń nie zginał samowolnie szyi do wewnątrz, by spoglądał na wprost (zob. REFLEKTORY) i nie „rozpychał” się zewnętrzną łopatką (zob. NOGA SPADAJĄCA Z TORU). Stabilny trójkątny wypinacz przymocowany z zewnętrznej strony podopiecznego, mimo braku sygnałów, spełni rolę źródła takich informacji. Jednocześnie „pozwoli” zwierzęciu na swobodny ruch szyją i głowa w górę i dół. Nie traktuj tego wypinacza jako narzędzia do siłowego naginania szyi Evity. Regulując jego długość pozwól, by klacz miała wyprostowaną i swobodną szyję. Konie, które nie znają tej pomocy mogą się trochę denerwować i buntować. Po zamocowaniu wypinacza „poproś” Evitę, pukając bacikiem w jej wewnętrzny bok, by ruszyła i przeszła z Tobą parę kroków. Jeżeli zwierzę będzie miało wyraźne opory przed ruszeniem, zrób wypinacz nieco dłuższym. Ma on być Twoją pomocą w ustawieniu ciała Evity i absolutnie nie może być odbierany przez nią jako narzędzie wstrzymujące ruch do przodu. Koń mimo przypięcia wypinacza musi iść chętnie i swobodnie. Z czasem sposób noszenia głowy i szyi przez konia będzie się zmieniał i wymuszał nowe wyregulowanie długości  wypinacza. Może to się zdarzyć co którąś jazdę, ale również w ciągu jednego treningu. Wierzchowiec nie powinien „uciekać” z mordą od nacisku wypinacza na wędzidło. Jeżeli tak się dzieje i broda pupila za bardzo zbliża się do końskiej piersi, a wypinacz robi się zbyt luźny nie skracaj go. Na początku ucz Evitę, by rozciągała szyję i próbowała naciągnąć wypinacz. Dając batem sygnały egzekwujące zaangażowanie zadu i regulując głosem tempo marszu (zob. PRACA NAD TEMPEM KONIA PODCZAS BIEGANIA NA LONŻY), „namawiaj” konia do lekkiego ciągnięcia dolna szczęką za wędzidło, a co za tym idzie, do napinania wypinacza. Na założenie drugiego przyjdzie czas. Skoro wypinacz podczas pracy na lonży imituje zewnętrzną wodzę, to przy nim lonże możesz podczepić tylko za wewnętrzne kółko, jak wewnętrzną wodzę. Myślę, że Evita przestanie się wówczas obrażać. To bardzo dobrze, że Evita Cię obserwuje i bardzo ważne. Jak również to, że Ty to zauważasz. Nie dajcie się zniechęcić drobnym niepowodzeniom.
Olga


poniedziałek, 27 stycznia 2014

NASZE POCZYNANIA W SIODLE


25 styczeń 2014
Chciałam poddać Ci pewną myśl. Czy koń może być autystyczny? Jak pracować z koniem "leworęcznym"? Wydaje mi się, że nie piszę żadnych nowości. Myślę, że z takimi końmi pracuje się inaczej. Myślę, że Evita "może być" autystyczna, niewątpliwie jest  "leworęczna". Kurczę, jak Ona dziś się cieszyła. Nie spodziewałam się, że koń spisany na rekonwalescencję pokaże "swoje rogi" :)
Ada

26 styczeń 2014
Cześć. Myślę, że konie po bardzo złych przejściach mogą bardzo, bardzo zamknąć się w sobie. Nie sądzę jednak, żeby koń mógł się urodzić z autyzmem. Przynajmniej nigdy się z tym nie spotkałam, ale "nigdy nie mów nigdy". Na pewno skrzywdzone konie, które zamknęły się w swoim świecie, trudno stamtąd wyciągnąć. Trwa to czasami latami, a czasem nigdy się nie udaje. I tak jak mówisz trzeba z nimi pracować inaczej niż ze zwierzętami "otwartymi". Więcej czasu trzeba poświecić na pracę, która wyzwoli w podopiecznym zaufanie do opiekuna (zob. ZAUFANIE DO JEŹDŹCA). Tempo pracy powinno być dużo wolniejsze niż ze „zdrowymi” końmi. Jeśli chodzi o "prawo i lewo ręczność" to można tak nazwać fakt, że koń ma lepsze predyspozycje do prawidłowego wykonywania zadań, w którąś ze stron. Często tą lepszą stroną okazuje się ta, z którą inni wcześniej mieli kłopoty. Evita może być "leworęczna" i kiedy wyprostujesz jej lewy bok może w lewą stronę świetnie chodzić. Gdyby Evita była autystyczna nie cieszyłaby się i nie pokazywała rogów :-)
Olga

27 styczeń 2014
Zapytałaś też, jak pracować z koniem „leworęcznym”? Uważam, że tak samo jak z „praworęcznym”. W wyobraźni trzeba traktować każdą z końskich stron, jako  oddzielną istotę i „prowadzić z nią indywidualny dialog”. Należy używać pomocy, „artykułować” prośby i polecenia w odpowiedzi na poczynania i zachowanie danego boku. Uważam, że większym problemem przy pracy z koniem  jest fakt, iż człowiek jest praworęczny, albo leworęczny. Podczas jazdy wierzchem  ideałem byłoby, gdybyśmy potrafili tak samo sprawnie pracować kończynami z lewej i prawej strony. A na dodatek do porozumiewania się z wierzchowcem przydałyby się nam nogi tak sprawne jak ręce. Nasze sygnały przekazywane koniom mogłyby być wówczas bardziej dokładne, wyraźniejsze, bardziej subtelne. Człowiekowi bardzo ciężko zapanować nad ruchami i odruchami każdej z osobna części naszego ciała. Mistrzami panowania nad nimi są perkusiści. Każda ich kończyna wybija w tym samym czasie inny rytm, a przy tym np. jeszcze śpiewają. Na koniu jeździec znajduje się w ciągłym ruchu co na pewno utrudnia sytuację. Jednak umiejętność „oddzielenia od siebie” części ciała, by świadomie, każdą z nich z osobna używać, jest konieczna do wypracowania. Pierwszy przykład to łapanie utraconej równowagi podczas jazdy w siodle. Człowiek powinien powrócić do równowagi bez pomagania sobie rękami. Jak trudno opanować się, by nie użyć ich jako balastu, a jeszcze trudniej opanować odruch podciągnięcia się na wodzach. Równowagę i stabilność w siodle gwarantują nam prawidłowo ułożone nogi. Jeździec powinien powracać do równowagi szukając ich właściwego ułożenia. Dzięki temu nie będzie uczestniczył w tym jego korpus, a ręce będą mogły pozostać swobodne.

Teraz przykład prostego działania wodzami. Gdy jedna ręka jeźdźca prosi wierzchowca o zgięcie szyi, to druga odruchowo „idzie” do przodu, jak przy skręcie kierownicą roweru. Jakże trudno ludziom nad tym zapanować i rozdzielić przy tej czynności pracę rąk. Powinno być tak: jedna ręka, otwarta w zapraszającym geście lekko szarpie wodzę, a druga w tym czasie dłuższymi sygnałami przyciąga przeciwległą wodzę w kierunku naszego pępka (zob. REFLEKTORY). Często, gdy prawidłowe działanie rękami uda się opanować podczas jazdy w jedna stronę, to w drugą stanowi to wieczny problem. Kojarzysz na pewno ćwiczenia-zabawy z dzieciństwa: jedną ręką pukasz w czubek głowy, a drugą robisz kółka na brzuchu. Nad tą pukającą ręką ciężko zapanować, by nie kręciła też kółek, a nad kręcącą, by nie pukała. Ileż trzeba skupienia i koncentracji, żeby to ćwiczenie udało się. Dużo zależy też od tego, która ręka co robi. Jeżeli prawa ręka puka w głowę i osiągamy panowanie nad obiema, to nie znaczy, że uda nam się je opanować gdy pukającą będzie ręka lewa. Takiego skupienia jak przy takich „zabawach” potrzeba nam podczas pracy z podopiecznymi. Niestety wielu ludzi twierdzi, że na konia po prostu się wsiada i jedzie. Niestety mówi tak również wiele osób uprawiających „jeździectwo” już jakiś czas.

Inny przykład  to praca jeźdźca łydkami. Najłatwiej nimi pukać w rytm kroków konia. A powinniśmy umieć, z dużą swobodą, dać sygnał „łamiąc” ten rytm. Najbardziej widoczne jest to podczas anglezowania w kłusie. Jeźdźcy, jeżeli już używają łydki, to tylko podczas siadania w siodło. Jednak sygnał dawany nimi często jest potrzebny w momencie, gdy człowiek akurat podnosi się z siodła. Niezbędne są też podwójne puknięcia łydkami w czasie jednego końskiego kroku. Niestety ludziom trudno nawet opanować umiejętność pracy jedną łydką, podczas gdy druga „milczy”, albo działania każdą w innym rytmie, a co dopiero takie wymysły. Kolejny odruch do opanowania  to nieangażowanie, niewypychanie do przodu nogi, gdy nasza ręka z tej samej strony ciała pociąga za wodzę. A anglezowanie? Jeźdźcy robią to zazwyczaj w rytm chodów konia. Czyli, że to on jest jakby naszym metronomem, a musi być odwrotnie. Wierzchowiec powinien iść dopasowując się do naszego rytmu anglezowania (zob. ANGLEZOWANIE). My jesteśmy metronomem. Dzięki temu można prosić konia (w uproszczeniu) o zwolnienie tempa, bez użycia wodzy. Poćwicz „łamanie” rytmu konia. Naucz się anglezować wolniej niż stawia kroki Twój podopieczny i „poproś” go o dostosowanie się do tego wolniejszego rytmu. Ciężka praca i też wymagająca ogromnego skupienia i koncentracji.

Trzeba też zwracać uwagę na to, jak się zachowuje podczas jazdy na koniu nasza gorsza strona. Zazwyczaj jest bardziej spięta i sztywna, szczególnie ręka wraz z ramieniem. Ruchy „gorszej” ręki są często mechaniczne i trudno ją utrzymać we właściwej pozycji. „Ucieka” nam ona przesadnie w górę, albo w dół i nienaturalnie wygina się w nadgarstku, albo łokciu. Bardzo często „mniej sprawną ręką” jeźdźcy podtrzymują swoją równowagę, trzymając się wodzy, by ta „bardziej sprawna” mogła swobodnie działać. Muszę jeszcze wspomnieć o zaciśniętych, podciągniętych w górę ramionach ludzi siedzących na koniu i wciśniętej w te ramiona  szyi. Niejeden jeździec powinien zacząć pracę nad sobą od ich rozluźnienia i opuszczenia w dół. Wydaje się to też być łatwym zadaniem  do czasu, gdy zaczyna on „pracować” wodzami. Ramiona szczególnie wówczas powinny niezmiennie, jakby same opadać w dół. Gdy zapanuje się nad odruchem zaciskania ramion, szybko zauważy się pozytywne zmiany w zachowaniu wierzchowca.  Jeźdźcy zazwyczaj skupiają się nad tym co „robi” koń, jak reaguje przy jeździe w prawo i lewo. Powinni oni zdecydowanie mocniej skupić się na swoich poczynaniach w siodle, wówczas konie dużo lepiej będą się pod nimi „ustawiać”. 
Olga


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

NA "PATRONITE" - PASAŻ

NA "PATRONITE" - PASAŻ
Zastanawiasz się, dlaczego Twój koń ma problem z wykonaniem pasażu. Prosisz o pomoc lepszych od siebie jeźdźców albo instruktorów, jednak ich wysiłki idą na marne. Wydaje się być logicznym konieczność przytrzymania na wodzach konia do wykonania tej figury. Jednak jedynym efektem takiego działania wodzami oraz działania dosiadem, ostrogami i batem dla podtrzymania kłusa i nadania rytmu, jest zdecydowany bunt zwierzęcia. Zastanawiasz się co jest przyczyną. Należy ją znaleźć, żeby móc problem rozwiązać. I to jest kolejny problem: jak znaleźć ową przyczynę? Może wspólnie znajdziemy. Zapraszam do współpracy.

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA

NA "PATRONITE" PÓŁ-PARADA
Zastanawia mnie to czy takie " branie konia na kontakt" jest po prostu pół-paradą? Nie, to jak określiłaś „branie konia na kontakt”, to nie jest pół-parda. Na kontakcie powinno się pracować przez cały czas przebywania na końskim grzbiecie. Natomiast pół-parada jest swego rodzaju „ostrzeżeniem” dla wierzchowca: „uwaga, za chwilę o coś cię poproszę”.

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”

DZIEŃ Z „POGOTOWIEM JEŹDZIECKIM”
„Piszę z pytaniem,........ bardzo chciałabym poznać lepiej twój sposób szkolenia jeźdźców i koni, czy jest jakaś możliwość bym mogła....... uczestniczyć w prowadzonych przez Ciebie lekcjach ? Mam dwie chętne ręce do pomocy i jeśli jest jakaś możliwość bym mogła się czegoś nowego nauczyć to bardzo chętnie podejmę się takiej możliwości....” Jakiś czas temu odezwała się czytelniczka mojego bloga z takim właśnie pytaniem. Ale dopiero teraz „rozmowa” z nią natchnęła mnie do nowego pomysłu. Sposób pracy z wierzchowcami jaki propaguję dla wielu jeźdźców jest zupełną i często niezrozumiałą nowością. Jednak człowiek jest z natury ciekawskim „stworzeniem”. Myślę, że wśród jeźdźców, którzy trafiają na łamy mojego bloga jest wielu ciekawskich. Nie znaczy to, że od razu chcieliby zacząć trenować nowy sposób jazdy. Mam taką ofertę: proponuję chętnym dzień z „Pogotowiem jeździeckim”. Każdy mój dzień w stajni to praca z 4/5 końmi. Są to treningi m.in. dzieci na kucu, praca z końmi na lonży, praca wierzchem. Chętna osoba będzie mogła przyjrzeć się mojej pracy. Odpowiem na wszystkie pytania. Pokażę propagowany przeze mnie dosiad. Wskażę różnice w tym dosiadzie i dosiadzie jeźdźca, jeżeli zdecyduje się on wsiąść na wierzchowca. W zakładce: „współpraca” będę na bieżąco informowała o możliwych terminach takiej współpracy. Kontakt: pogotowie_jezdzieckie@wp.pl

Taka oto końska historia